Felietony

12 lat czekania na dobre RPG w otwartym świecie. Bethesdo, cała nadzieja w Tobie

Patryk Koncewicz
12 lat czekania na dobre RPG w otwartym świecie. Bethesdo, cała nadzieja w Tobie
Reklama

Zespół Bethesdy wyznaczył Skyrimem standardy gier RPG w otwartym świecie. Czy w 2023 roku ujrzymy kolejny przełom?

Nie gram już w gry tak często i intensywnie jak dawniej. Nie dzieje się tak dlatego, że nie mam na to czasu przez obowiązki i pracę – choć to wygodne wytłumaczenie – ale z uwagi na fakt, że coraz trudniej mi się w nie wciągnąć. To dość paradoksalne, bo uwielbiam RPG z otwartym światem, gdzie eksploracja i swoboda działania grają pierwsze skrzypce, a przecież open worldy wypuszcza się teraz taśmowo. Sęk w tym, że ostatni raz w dobrą grę z tego gatunku grałem… 12 lat temu. Zapewne wielu z Was się z tym nie zgodzi, ale od czasów wiekowego już Skyrima żadna gra nie zbliżyła się do niego pod względem rozmachu i przyjemności ze zwiedzania świata. Kto więc ma przebić Bethesdę jeśli nie… Bethesda.

Reklama

Dorównać ideałowi

Zanim zaczniecie narzekać – zdaję sobie sprawę z tego, że Skyrim miał pewne wady. Nieco drewniany system walki, bugi z przeciwnikami wylatującymi w powietrze czy zaledwie akceptowany wątek fabularny. Miał jednak w sobie coś, co zachęciło mnie do przejścia tej gry aż 4 razy, co nigdy więcej w przypadku jakiejkolwiek gry się nie zdarzyło – niesamowitą radochę z odkrywania.

Wiem, że piąta odsłona The Elder Scrolls to temat mocno przejedzony i produkcja zasługująca na miano najbardziej ogrzanego kotleta w branży gier. Ale fakt wydawania go co roku w odświeżonej wersji świadczy o jego ponadczasowości. Skąd ten zachwyt nad Skyrimem? Cóż, być może jest w tym nieco sentymentalnej miłości do fantasy i fascynacji krajobrazami dalekiej północy, ale fundamenty tej magii leżą we wspomnianej wcześniej swobodzie, jakiej nie czułem w żadnym innym tytule z otwartym światem.

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Skyrima, przez kilka dni (całkowicie na serio) biegałem po świecie, eksplorując kryjówki bandytów, lochy pełne szkieletów czy mroźne jaskinie górskich trolli, kompletnie ignorując wątki fabularne. Słyszałem nie raz zarzuty, że kraina położna na północy Tarmiel nie ma zbyt wiele do zaoferowania i szybko prowadzi do znudzenia. Większych bzdur nie słyszałem. Aktywności, zadań, ciekawych lokacji i znajdźek jest tak wiele, że można w zasadzie zapomnieć o głównym wątku fabularnym, który też przecież można przechodzić na wiele sposobów.

Skoro o wielu sposobach mowa – Skyrima przeszedłem 4 różnymi klasami postaci, rozwijając za każdym razem inne zestawy umiejętności, dołączając do odmienny gildii i ugrupowań, otwierających jeszcze więcej zadań i lokacji. Jakby tego było mało, po świecie gry poukrywane są liczne skrzynie, porzucone wozy, czy ruiny starych domostw, pełne listów, książek i dokumentów, które odkrywają kolejne tajemnice świata gry i popychają gracza w stronę pobocznych aktywności, nierzadko ciekawszych niż priorytetowe questy. Wskażcie mi równie immersyjne RPG, które ukazało się po premierze Skyrima. A teraz wyobraźmy sobie, że ten rozmach dotyczyć będzie nie jednej mapy, a ponad 1000 grywalnych planet.

„Kosmiczny Skyrim”. Komplement, czy niefortunne sformułowanie? 

Starfield ma być największym dotychczas projektem Bethesdy, którego główny wątek fabularny ma zajmować około 40 godzin. Czy to dużo? Patrząc na ogół gier wideo nie, ale to wciąż znacznie więcej, niż wynik niż w Skyrimie czy Fallout 4. Jednak to nie tu tkwi siła kosmicznego RPG. Cała magia ma polegać na setkach „różnorodnych” planet, cennych nie tylko z punktu widzenia ładnych widoków, ale także surowców, którymi gracze będą mogli handlować. Tu oczywiście pojawia się pewna obawa – czy nie będziemy mieli do czynienia z klęską urodzaju w postaci ogromnej ilości pustych i powtarzalnych lokacji, z czym borykało się No Men Sky. Jednak nie będą to lokacje generowane losowo, a już z góry przygotowane biomy, zatem wierzę, że Bethesda nie popełni błędów konkurencji.

Oglądając wstępne fragmenty rozrywki i słuchając wywiadów z developerami trudno nie odnieść wrażenia, że będzie to kosmiczny Skyrim na sterydach (choć Kacper uważa to sformułowanie jako niefortunne) i chciałbym, żeby faktycznie tak było. Nie przeszkadza mi nieco archaiczna mechanika i odstającą od obecnych standardów grafika, jeśli oczywiście gra spełni oczekiwania fanów eksploracji, a tu producent na naprawdę spore pole do popisu. Oprócz 4 głównych miast będziemy mieli do czynienia z sektami planet ze zróżnicowaną florą i fauną oraz – mam nadzieje – własną historią, którą gracz będzie mógł poznawać tygodniami. Nie zabraknie też frakcji, skłóconych ugrupowań kosmicznych piratów czy nawet religijnych kultów, mających zapewne niemały wpływ na rozwój umiejętności postaci i wątki poboczne.

Pytanie tylko, czy Bethesda nie porwała się z motyką na… którąś z tysiąca planet. Czy sukcesem Skyrima nie było właśnie to, że mnogość aktywności została stłoczona na jednej mapie, przez co nie było tam w zasadzie miejsca na nudę i pustkę? Trochę ciężko wyobrazić i sobie oryginalność razy tysiąc bez powtarzania schematów z nieco inną nakładką wizualną, ale być może właśnie dlatego Starfiled powstaje tak długo i ciągle boryka się z opóźnieniami.

Reklama

Niezależnie jednak od obaw pierwszy raz od lat zdecyduje się na pre-order, bo Bethesda wielokrotnie pokazała już, że potrafi robić porządne RPG i jeśli korporacja dobrze to rozegra, to „kosmicznego Skyrima” będziemy odgrzewać przez 3 kolejne generacje konsol.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama