Szybko poszło, serio. Obstawiałem, że taki tekst przyjdzie mi do głowy napisać w okolicach 1,5 tygodnia od oficjalnej premiery Asystenta Google w Polsce. Okazuje się, że zacząłem się nim nudzić znacznie wcześniej i chyba znam powód takiego stanu rzeczy. Jeżeli mam do wyboru: ograniczonego, choć rozmawiającego "po naszemu" pomocnika oraz znacznie bardziej rozbudowany, obcojęzyczny wariant - wybiorę ten drugi.
A zatem, jako konsument jestem nieco "spaczonym" użytkownikiem Asystenta Google. Nauczyłem się, że obcojęzyczna wersja potrafi naprawdę dużo i świetnie radzi sobie ze spinaniem poszczególnych elementów ekosystemu. Do pewnego momentu (oczywiście o braku Asystenta Google na głośnikach w Polsce wiedziałem znacznie wcześniej) byłem absolutnie pewien, że premiera wirtualnego pomocnika będzie równoznaczna z tym, że mój domowy głośnik przemówi po polsku i "życie stanie się piękne". Tyle, że Google traktuje telefony i głośniki jako osobne platformy i w kontekście drugiej klasy sprzętów po prostu poczekamy. Ile? Tego nie wiadomo, ale może się okazać, że w trakcie całego najbliższego roku nie doczekamy się rozmawiających z nami po polsku głośników.
Serio, cieszyłem się, gdy Asystent Google wreszcie trafił na mój telefon
Cieszyłem się jak dzik przy świeżo napełnionym paśniku. Naprawdę - wypróbowałem wszystkie rzeczy, które chciałem zrobić z Asystentem, odrobinę się pobawiłem i... schowałem telefon do kieszeni. O istnieniu polskiego Asystenta przypomniałem sobie na drugi dzień, gdy czytałem na Twitterze o "kuriozalnych" odpowiedziach pomocnika. W międzyczasie również korzystałem z jego usług, ale już w języku angielskim - dla mnie Google Home to centralne urządzenie z którym komunikuję się za pośrednictwem głosu - z telefonem jest nieco inaczej.
Z ogromną przykrością zauważyłem m. in., że nie działają w polskim Asystencie odwołania do urządzeń Google Home. Jakkolwiek nie spytałbym o możliwość uruchomienia czegoś na głośnikach, zawsze kończy się to tak samo. Pomocnik nie rozumie pytania, nie jest jeszcze w stanie robić takich rzeczy i głośniczek milczy. A przecież całkiem wyraźnie mówię, że chcę odpalić coś na Spotify za pomocą głośnika Google Home (tak, używam jego nazwy lub lokalizacji w domu). Nic to nie daje - ta integracja zasadniczo nie działa. O ile żaróweczki, termostaty udaje się zmusić do współpracy (nie bez pewnych przeszkód), tak prośba o przekazanie zadania głośnikowi nie zadziała. Bo nie.
Co więcej, Voice Match w Polsce to wydmuszka. Owszem, Asystent Google poprosi Cię o przetrenowanie go w kontekście rozpoznawania Twojego głosu, ale nie myśl sobie, że to będzie działać. Voice Match nie jest oficjalnie funkcjonalny w naszym kraju - nie uruchomisz więc zablokowanego ekranu za pomocą "Ok, Google". Choć w sumie nie wiem dlaczego wykastrowano nasz kraj z akurat tego mechanizmu. Rzecz jasna, "Ok Google" w Mapach dalej działa i tam Asystent odzywa się do nas jak należy.
Wizja Google to wprowadzenie Asystenta z ograniczoną funkcjonalnością - powód jest raczej z grona tych chwalebnych
Tutaj odniosę Was do całego wywiadu Konrada z Michałem Długoszem - Product Marketing Managerem w Google. Warto jednak odnieść się do pewnej części tej rozmowy:
Dlaczego Asystent Google debiutuje w Polsce tylko na smartfonach z Androidem i iOS-em oraz słuchawkach?
Wizją jest wyjście naprzeciw użytkownikom, nie tylko tym, którzy swobodnie poruszają się w świecie technologicznych nowinek i już korzystali z Asystenta chociażby w języku angielskim, ale także tym, którzy Asystenta do tej pory nie używali, a teraz będą mogli dzięki jego pomocy napisać SMS-a, odpisać na wiadomość na WhatsApp, dowiedzieć się jaka będzie pogoda lub spytać o coś, czego po prostu nie wiedzą. Na początku użytkownicy poznają kilka funkcjonalności, które będą wspierać ich w codziennych zadaniach, a następnie będziemy dodawać kolejne.
i dalej...
Nie chcieliśmy odkładać startu Asystenta na polskim rynku tylko z tego powodu, że jedna z wielu funkcjonalności nie jest jeszcze dostępna w Polsce. Zdecydowaliśmy się wprowadzić Asystenta, pokazać wszystkim polskim użytkownikom jego użyteczność i kontynuować pracę nad jego dalszym rozwojem. Właśnie dlatego, jest to pierwszy, ale nie ostatni krok.
Google deklaruje, że wprowadziło Asystenta po to, żeby mogli się z nim zaznajomić i nieco bardziej zaawansowani użytkownicy (znający np. angielskiego asystenta) oraz ci mniej zorientowani w temacie. Twórca doskonale wie, że zlokalizowana wersja pomocnika jest znacznie ograniczona względem swojego pierwowzoru i to, co dostajemy to właściwie wymagane minimum, by z niego w ogóle korzystać. Z czasem będą dodawane nowe funkcjonalności - zarówno po stronie samego Google oraz firm, które mogą dodawać tzw. Actions on Google.
Dalsza część wywiadu stanowi dla mnie deklarację w stylu: "chcieliśmy być pierwsi" - tak, jakby ktoś w ogóle spieszył się z wejściem z własnym asystentem na polskim rynku. Amazon ma ważniejsze rzeczy na głowie, Microsoft był o krok od tego wydarzenia, ale w trakcie sromotnej porażki Windows 10 Mobile postanowił dać sobie spokój. Z kim więc ścigało się Google w zakresie asystenta głosowego?
Dobre wrażenie można zrobić raz. Tylko raz
Jak zrobić dobre "pierwsze wrażenie"? Na to prostej recepty nie ma. Pewne jest natomiast to, że takie wrażenie można zrobić tylko raz - budowanie raz spalonego / nieudanego mostu od nowa jest szalenie trudne, jak nie niemożliwe w pewnych kwestiach. Dlatego też, osobiście wolałbym poczekać jeszcze chwilę na Asystenta Google - mocniejszego, aczkolwiek zdolnego do wytworzenia sobie lepszego "pierwszego wrażenia". Choć gigant cały czas obiecuje rozwój rozwiązania w Polsce, w swojej wizji uwzględnia również firmy, które będą chciały rozwijać się w oparciu o Asystenta, nie zmienia to faktu, że konsument wyrabia sobie zdanie na temat "pomocnika" już teraz.
A jakie zdanie może sobie wyrobić w tym momencie? Uzna, że "Asystent Google" to tylko bekowa usługa, która niekoniecznie jest absolutnie przydatna w trakcie codziennych aktywności. Zresztą, rozmawianie do telefonu cały czas nie należy do kanonu "najważniejszych" form komunikacji z urządzeniem mobilnym. Możemy to robić w domu, na kanapie. Nie widzimy nic złego w tym, żeby rozmawiać z nim w samochodzie. Ale na ulicy, w innym miejscu publicznym, w pracy? Przy okazji jego słabej funkcjonalności? Trochę to słabo wygląda.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu