Samsung? Google? Microsoft? Nie istnieją, tak po prostu. Ale tylko w świecie Apple, gdzie konferencja to ogromny show, urządzenia są najlepsze na świecie, technologie w oprogramowaniu zawsze pierwsze i zawsze innowacyjne. Nie odmawiam Apple rynkowego sukcesu, nie twierdzę też, że to, co pokazano wczoraj to kompletny paździerz. Apple ma "jakiś tam" pomysł na siebie i go realizuje, ale środki, jakimi przekazuje ów sygnał do świata są co najmniej śmieszne.
Aby stawiać się w roli innowatora, trzeba mieć dobry pomysł. Apple w swojej historii ma okres, w którym rzeczywiście dyktowało warunki gry. I na zawsze zmieniło rynek, to oczywiście firmie oddać należy. Jednak przyszedł czas, w którym nie da się już zrobić niczego więcej ze smartfonem. 3D Touch nie porwał tłumów, podwójny aparat fotograficzny już był. Z całej konferencji wyniosłem tylko tyle, że Apple "coś robi" i pokazuje to jako zawsze najlepsze, najciekawsze i... pierwsze.
Mamy tryb kooperacji w iWork! Amazing!
Prychnąłem śmiechem, jak tylko zobaczyłem, w jaki sposób opowiada się o tej funkcji w iWork. Jak tylko w redakcji wszyscy zobaczyli tę scenę z apple'owskiego keynote'a, na Slacku rozpętała się mini-burza złośliwych komentarzy, której upust daliśmy w liveblogu. Rzeczywiście, pokazywanie funkcji, która jest już obecna u konkurencji od dawna jest bardzo, bardzo słabe. I co jeszcze "słabsze", nazwano to czymś niesamowitym, świetnym, przydatnym. I takie rzeczywiście jest - ale do ciężkiej cholery, to już ktoś wymyślił dawno temu. Robienie z tego ogromnego wydarzenia jest nie na miejscu.
Bezczelność, o której pośrednio pisał Konrad brzmi nieco tak, jakby Apple zamknęło się w rezerwacie, gdzie istnieje tylko nadgryzione jabłko. Samsung to "jakaś tam" firma z Korei, Android nie istnieje w ogóle - liczy się tylko to, co wyprodukowało Apple. Nie lubię pisać takich rzeczy, ale muszę powiedzieć to ponownie. Nic z tego show wielkiego nie wynikło. iPhone nie oczarował - nie tylko dlatego, że od dawna już wiedzieliśmy czego się spodziewać. iOS 10 - to już znamy. Drugi Watch to już natomiast dowód nie tylko na to, że ten sprzęt Apple jest mocno "przepompowany" amazingiem, lecz również na to, że zegarki okazały się być wystrzałem z karbidu. Nawet producent nie ma pomysłu na Watcha, więc sprzedaje go konkretnym grupom, wzbudza w nich potrzebę kupienia takiego sprzętu. Nie jestem pływakiem, biegaczem, ani smartwatchowym maniakiem. Jeżeli już zdecyduję się na zegarek, rozejrzę się raczej za tańszym zegarkiem Apple - pierwszej generacji.
Co Apple by nie pokazało wczoraj - było świetnie, niesamowite - takie, jakby tylko inżynierowie Apple liczyli się na polu wszelkich innowacji. Nie mówię o tym, że wczorajszy keynote był kompletną porażką. Był dokładnie w stylu Apple. Tylko ktoś nie wziął poprawki na to, że mamy zupełnie inne czasy, innowacje się skończyły i mamy do czynienia z ustawicznym waleniem w mur.
Co za rok? Za rok mamy 10-lecie wprowadzenia iPhone'a na rynek. Toteż wtedy spodziewamy się naprawdę grubej imprezy w obozie producenta i już - jak mam nadzieję - zupełnie odświeżonego iPhone'a. Oby było "czym" świętować owe 10 lat...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu