Aparaty Fuji cieszą się w ostatnich latach coraz większą popularnością i uznaniem. Na fali popularności postanowiłem dać szansę temu systemowi i... szybko wycofałem się rakiem.
Aparat Fujifilm szybciej sprzedałem niż kupiłem. Dlaczego się nie polubiliśmy?
Fujifilm w ostatnich latach radzi sobie doskonale. Aparaty japońskiego producenta sprzedają się jak świeże bułeczki, a seria X100 cieszy się niesłabnącą popularnością. Poszukując czegoś małego "na co dzień" kilka miesięcy temu zakupiłem Fuji XT30 w zestawie z moją ulubioną ogniskową. W APS-C było to 23 mm, które jest odpowiednikiem pełnoklatkowego 35 mm. Miało być fajnie, miały być filterki, miało być uroczo. Było... ciekawie -- ale nie bez powodu mój zestaw znalazł już nowy dom, a po kilku godzinach z najbardziej hype'owanym aparatem fotograficznym ostatnich miesięcy, X100VI, powiedziałem sobie: nigdy więcej Fuji.
Fujifilm: co naprawdę podobało mi się w systemie
Fuji jest tanie. XT30 nie był najnowszym aparatem w ofercie producenta, ale nie celowałem we flagowca. Chciałem skonfigurować kompaktowy zestaw - i choć naleśnikowy obiektyw 28mm wyglądał obiecująco, to 23mm f/2.0 był bardziej "mój". Ale poza tym wybór obiektywów jest imponujący. A co ważne - na tle pełnoklatkowej konkurencji, są one naprawdę przystępne cenowo. A jeśli nie te od Fuji, to jest też cały zestaw propozycji od innych producentów - często tańszych, a niekoniecznie gorszych.
Kolejnym aspektem, za który bardzo doceniam Fuji, są kolory jakie mają domyślne JPG. Do tego dochodzi jeszcze symulacja klisz i tworzone przez użytkowników recepty -- nazywane najczęściej po prostu filtrami. Nikt nie robi tego tak dobrze i efektywnie. To po prostu działa - daje sporo frajdy i rozumiem, że dla wielu takie JPG prosto z aparatu są więcej, niż wystarczające. Sam: doceniam, ale choć były one jedną z sił napędowych do spróbowania swojego szczęścia z aparatami Fuji, nie kliknęło. Najzwyczajniej w świecie z nich nie korzystałem, bo wolałem RAWy.
Kompaktowe aparaty, które są po prostu ładne - tego Fuji nie odmówię. Firma jedną nogą jest w przeszłości - i tym razem piszę o tym w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ich aparaty są fajnie wystylizowane, ilość pokręteł "jak za dawnych lat" dla niektórych też może okazać się atutem. A do tego są małe i wyglądają fajnie - tak jak Nikon Zf.
Fujifilm: dlaczego sprzedałem aparat i nie planuję wracać do Fuji?
Społeczność użytkowników Fuji rośnie z każdym dniem - i co istotne, jest niezwykle głośna w kwestii chwalenia sprzętów firmy. Ja doskonale rozumiem ich głosy - i wiem, że sporo też zależy od stylu w jakim korzysta się z aparatu. Dla mnie jednak głównym powodem dla którego niespecjalnie polubiłem się z Fuji był... autofocus.
Przeprowadziłem sporo rozmów na ten temat z użytkownikami aparatów Fujifilm - i okazuje się, że wiele zależy od indywidualnych potrzeb i nawyków. Moimi głównymi aparatami są te pełnoklatkowe od Sony. Sony słynie z najlepszego AF na rynku - dlatego też za każdym razem kiedy przenosiłem się z Sony (przy którym to najczęściej korzystam z obiektywów droższych, niż cały wspomniany zestaw Fuji) miałem wrażenie, że Fuji nie nadąża. W wolniejszych warunkach - wszystko było jak należy. Ale najczęściej nie miałem tego komfortu i wiele potencjalnie znakomitych zdjęć poszło do kosza. Na usprawiedliwienie zestawu XT30 z Fujinon 23mm dodam, że kiedy przez kilka dni nieprzerwanie korzystałem tylko z niego - nasza relacja układała się znacznie lepiej. Całkiem nieźle szło nam w słoneczne dni, ale... umówmy się. Przy f/8 to i ślepy by dał radę. Od razu zaznaczę, że choć najwięcej doświadczeń mam ze wspomnianym zestawem, podobne wrażenia miałem również przy korzystaniu z X100 VI oraz XT5.
Gdy wyżej wymieniałem mocne strony systemu Fuji, wspominałem o symulacji klisz i receptach. Te naprawdę są świetnie zrealizowane i wierzę, że żaden inny producent nie robi tego lepiej. Ale choć były one jedną z głównych sił napędowych do zakupu aparatu, okazało się, że... skorzystałem z nich raptem kilka razy. Tak: są, istnieją, są świetne - ale i tak wolałem edytować zdjęcia po swojemu, co łatwiej jest zrobić na surowych plikach RAW. A nawet jeżeli korzystałem z gotowych JPG - to i tak bez Lightrooma by coś wyprostować, wprowadzić korektę obiektywu czy wykadrować się nie obyło.
Trzecim argumentem jest to, że... dla mnie - konkurencja, po prostu, jest lepsza. I bardziej wpasowuje się w moje potrzeby. Wspomniałem wyżej przepiękny Nikon Zf -- ale ze względu na to, że jestem w systemie Sony, jako mały aparat wybrałem Sony A7CII. Oczywiście znalezienie małego, solidnego i dość jasnego obiektywu nie jest tak prosta przy APS-C, ale co nieco skompletowałem. Dzięki czemu mam zestaw niewiele większy / cięższy, ale taki, z którego korzysta mi się znacznie wygodniej. Co dla mnie najważniejsze: z dużo szybszym i celniejszym AF.
Czy aparaty Fuji są złe? Absolutnie nie, ale po prostu nie są dla mnie
Jedną z najfajniejszych rzeczy w świecie fotografii jest dla mnie nieustanne próbowanie nowości. Uwielbiam żonglować systemami, sprawdzać nowe ogniskowe, nowe filtry, nowe dodatki i bawić się tym. Podobnie jak uwielbiam spędzać długie godziny w Lightroomie, nierzadko edytując jedno zdjęcie na kilkanaście sposobów, by zobaczyć, jak maskowanie i zabawa kolorami potrafi zupełnie zmienić klimat. Jako że moimi głównymi aparatami są droższe i... po prostu lepsze -- modele od Sony - Fuji zawsze pozostawało nieco w tyle. Jeżeli chodzi jednak o AF, to nigdy nie zapomnę rozczarowania kolegi, który przesiadł się z Sony A6000 (czyli modelu z 2014 roku) na najgorętszy aparat ubiegłego roku: Fuji X100 VI i... nie mógł przestać narzekać na to, jak źle się z nim pracuje pod tym względem. Ostatecznie pożegnał się z hitem TikToka i kupił nowszy, pełnoklatkowy, model od Sony. Nie tak dawno też byłem zaskoczony czytając o awaryjności ich sprzetów.
Z drugiej jednak strony - na co dzień spotykam wielu fotografów (zarówno amatorów, jak i profesjonalistów), którzy są niezwykle usatysfakcjonowani produktami od Fuji - i nie planują zmian. Zresztą nawet redakcyjny kolega, Bartosz Gabiś, robi zdjęcia XT5 - i zapytałem go, jak to wygląda z jego punktu widzenia:
Do Fuji zawędrowałem, gdy już przyszła pora porzucić lusterkowca Canona, na którym stawiałem pierwsze kroki. Ceny nowego bagnetu bezlusterkowców Canona nie pozostawiały innego wyjścia jak zmienić producenta. Fujifilm kusił jakością wykonania, retro stylem, a i TikTok zrobił swoje. Wyboru nie żałuję. Słynne filterki podbiły moje serce. Nie używam ich jednak do jpgów, lecz wsparcia mojej wizji atmosfery zdjęcia. Słynne kolory klisz można bowiem wykorzystać podczas edycji zdjęcia, co przyspiesza workflow. Jakość obiektywów jest najwyższej klasy i wielkie brawa się należą za utrzymanie tej samej precyzji szkieł, nawet w tańszych wariantach.
Szkoda, że moja miłość nie ma żadnego znaczenia w obliczu autofocusu. Jest to pięta achillesowa, o czym firma wie i bacznie obserwuje social media, wydając regularnie aktualizacje oprogramowania. Wciąż jednak im daleko do trójki z własnego kraju: Nikona, Canona i Sony - i to boli. Fuji oferuje najładniejsze kolory dzięki swojej wyjątkowej matrycy X-Trans, a design sam w sobie sprawia, że aparaty chce się trzymać i używać, bo jest to po prostu przyjemne, gdy pod palcami chrupie pokrętło analogowej gałki. Niestety, jeżeli moje hobby wyjdzie ze sfery amatorskiego fotografowania, droga poprowadzi do Sony.
I jak widać - wiele z naszych wspólnych spostrzeżeń się pokrywa. Czy polecam aparaty Fuji? Nie. Czy odradzam? Też nie. Rozumiem skąd miłość użytkowników, ale między nami... najzwyczajniej w świecie zabrakło chemii. Szkoda, bo to bardzo estetyczny i niezwykle przystępny cenowo system. Kto wie, może kiedyś -- ostatnio sporo dzieje się tam w kwestii aktualizacji i celności AF. Na tę chwilę jednak ani jako dodatek, ani jako backup, ani - tym bardziej - jako główny aparat.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu