Sprawdzałem kiedyś amerykańskich gigantów technologicznych pod kątem pochodzenia ich założycieli lub osób, które teraz sterują biznesem. Zaskoczeniem nie było to, że w wielu przypadkach trafiałem na imigrantów lub potomków świeżych imigrantów. Zdziwiła mnie jednak skala zjawiska: USA nadal są ziemią obiecaną dla ludzi z pomysłem, a potęga Doliny Krzemowej opiera się na dopływie świeżej krwi. Widzą to politycy i urzędnicy, którzy zmierzają do uproszczenia procesu ściągania obcokrajowców. Chcą więcej startupów, zdolnych ludzi, którzy mogą podkręcać PKB USA.
Ameryka przyciąga startupowców - łatwiej będzie im zamieszkać w USA, by prowadzić biznes
Ameryka ma swoje problemy, to nie ulega wątpliwości i nie wystarczyłoby pewnie dnia, by przynajmniej je wymienić, o omawianiu nie ma nawet mowy. Nadal jednak jest to mocarstwo, najpotężniejszy kraj na naszym globie. Przeciwwagę próbują stanowić Chiny, lecz to nie jest takie proste, bo i Państwo Środka nękane jest przez różne bolączki. Jakiś czas temu pisałem o obu nacjach, wspominałem o chińskich kompleksach i amerykańskiej ignorancji. Mniej więcej w tym samym czasie trafiałem na doniesienia dotyczące programów, jakie startują w Chinach, a mają na celu ściągnięcie do siebie specjalistów, osoby dobrze wykształcone i będące w stanie wesprzeć tamtejsze firmy, urzędy, instytuty badawcze.
Chiny nie szczędzą środków, proponują mieszkania i różne bonusy zarówno swoim obywatelom, którzy np. studiowali poza krajem i dzisiaj zastanawiają się, czy wrócić, ale też obcokrajowcom, którzy mogą się skusić na wysokie pensje proponowane przez Azjatów. Może i jest smog, może kultura oddalona od zachodniej, może są pewne bariery, lecz kasa zacznie przyciągać. Ludzie będą jeździć za chlebem do Chin. Temu zjawisku nie mogą się bezczynnie przyglądać Amerykanie, którzy nadal chcą dominować - od lat wpływają na drenaż mózgów w wielu krajach (w tym w Polsce) i chcieliby przyciągać nieprzeciętne jednostki. Steve Jobs był synem Syryjczyka, Sergey Brin pochodzi z ZSRR, obecni szefowie Google i Microsoftu przyjechali z Indii... Zdolni oraz ambitni ludzie trafiali i trafiają do USA, ale Amerykanie chcą to zintensyfikować.
Ameryka prawdopodobnie ułatwi przedsiębiorcom przyjazd i działanie na swoim terytorium. Tak wynika z informacji, jaką znajdziemy na stronie U. S. Citizenship and Immigration Services. Urząd chce, by startupowcy zakładali w USA biznesy lub je rozbudowywali, czynili globalnymi. Istotne jest to, że zmiany nie wymagają poważnej ingerencji w przepisy, nie będą absorbować polityków i nie staną się zależne od ewentualnych targów dominujących w USA sił politycznych - da się to załatwić w obrębie istniejącego prawa. Nie oznacza to oczywiście, że Ameryka przyjmie teraz z otwartymi ramionami każdego, kto powie "jestem startupowcem".
Aby móc skorzystać z ułatwień trzeba mieć minimum 15-procentowe udziały w firmie i odgrywać w niej ważną rolę, ewentualnie być osobą, która założyła startup w USA w ciągu ostatnich trzech lat - nie może to być biznes-krzak, przedsiębiorstwo musi mieć potencjał. Jak zostanie to stwierdzone? Pod uwagę są brane inwestycje poczynione w startup, granty lub nagrody otrzymane przez przedsiębiorcę. Trzeba po prostu wykazać, że ma się pomysł albo buduje się interes, który może stworzyć nowe miejsca pracy i pozytywnie wpłynie na amerykańską gospodarkę. Jeżeli uda się to udowodnić, obcokrajowiec może liczyć na pozwolenie na przebywanie w USA przez dwa lata. Po tym czasie urzędniczy mogą "dorzucić" kolejne trzy lata, ale muszą mieć dowód, że firma się rozwija.
Trudno stwierdzić, z jakim zainteresowaniem spotka się nowe rozwiązanie, nie jest też do końca jasne, jak się sprawy potoczą po wyborach prezydenckich w USA - od ich wyniku może sporo zależeć w kwestii przepisów imigracyjnych lub przynajmniej polityki USA w tej kwestii. Wydaje się przy tym mało prawdopodobne, by Ameryka zaczęła zamykać drzwi przed naukowcami, przedsiębiorcami, specjalistami z dziedziny technologii - odcinanie się od imigrantów, którzy stworzyli ten kraj i nadal dają mu impuls do działania i rozwoju, to kiepski pomysł. Zwłaszcza, gdy inni zapraszają do siebie...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu