Netflix

Jak ja mogłem przegapić jedno z najlepszy anime na Netflix? Recenzja kapitalnego AJIN: Demi-Human

Paweł Winiarski
Jak ja mogłem przegapić jedno z najlepszy anime na Netflix? Recenzja kapitalnego AJIN: Demi-Human
Reklama

Macie ochotę na dobre anime? W takim razie zainteresujcie się AJIN: Demi-Human. Obiecuję, że nie pożałujecie.

Pisałem już o tym kilka razy, ale napiszę i dziś. Dzięki serwisowi Netflix wróciłem do oglądania anime. Oczywiście nie w stopniu, w jakim byłem zafascynowany japońską animacją w szkole średniej (koniec lat 90. ubiegłego wieku), bo i chyba nie miałbym już tyle zapału i cierpliwości by kombinować jak wejść w posiadanie materiałów. Netflix nie jest stworzony do anime, jednak przyjemność w korzystaniu serwisu, możliwość zgrywania materiałów do pamięci urządzeń mobilnych sprawiła, że całkiem nieźle wyglądający dział anime jest uruchamiany u mnie regularnie. Staram się oglądać wszystkie nowości, jakie się tam pojawią - świetne Hi Score Girl, Castlevania, niezły Baki czy absurdalny, ale kapitalny One-Punch Man. Nadrabiam też trochę zaległości. I tak znajomy polecił mi niedawno Ajin: Demi-Human. Nazwa mignęło mi już kilka razy, ale całkowicie ją pominąłem - i niestety był to ogromny błąd. Dlaczego? Bo to zdecydowanie jedno z najlepszy anime, jakie można obejrzeć na Netflix.

Reklama

Zobacz też: Najlepsze anime na Netflix

Kim jest Ajin?

Ajin to półczłowiek, czy raczej nowy gatunek człowieka. Co go charakteryzuje? Nieśmiertelność. Nie jest jednak bogiem, któremu jakaś tajemna siła dała dziwne moce, przez które nie imają się go kule albo czas powodujący starzenie. Ajin wygląda jak człowiek, zachowuje się jak człowiek i tak naprawdę do pewnego momentu swojego życia nie wie, że człowiekiem jednak nie jest. Ajinowie posiadają specyficzną umiejętność błyskawicznej regeneracji, w tym odrastania odciętych kończyn. W praktyce oznacza to, że kiedy Ajin zginie, po chwili powróci do życia. Drugą mocą Ajinów jest możliwość przywoływania "duchów" (choć w każdym kraju nazywane inaczej). To zmaterializowana ciemna energia przybierająca postać humanoidalnych, niezwykle szybkich i silnych stworów.

Jak do takich wybryków natury podeszli ludzie? Okropnie. Nie mówię już nawet o braku akceptacji i strachu, to dałoby się jakoś zrozumieć. Otóż w takiej na przykład Japonii, gdzie zidentyfikowano jedynie trzech Ajinów (ale żyje ich tam więcej, oczywiście ukrywają swoją moc) to króliki doświadczalne. Zamykani są w laboratoriach i testuje się na nich leki, broń, dosłownie wszystko. Oczywiście nie za ich zgodą - są przykuci do łóżek, stawiani pod ścianą, rozstrzeliwani, zatruwani, przez długie godziny zadaje się im ból. Żeby było jeszcze straszniej, rząd i koncerny farmaceutyczne robią to w tajemnicy twierdząc, że otoczyli Ajinów opieką. Cała opowieść brzmi nierealnie, jednak w ten akurat jej aspekt jestem w stanie uwierzyć. Człowieczeństwo przedstawione w tym anime jest okropne, obrzydliwe do tego stopnia, że po plecach przechodzą ciarki.

Kei Nagai to zwykły japoński nastolatek. Ma swoje szkolne problemy, nie jest popularny, ale świetnie się uczy. Pewnego dnia wpada pod samochód, jednak ożywa na oczach gapiów. Kim więc jest? Ajinem. Co go czeka? Etat królika doświadczalnego, naturalnie więc ucieka. Zostaje jednak złapany i doświadcza całego ludzkiego zła, o którym pisałem wyżej.

Na przestrzeni dwóch sezonów dostępnych w serwisie Netflix dowiemy się czy Kei zazna spokoju i uda mu się uciec od eksperymentów, będziemy też obserwować poczynania Sato, “człowieka w czapce”, który zamierza walczyć o prawa Ajinów. Czy jednak chodzi tylko o to? Gwarantuję Wam, że nie będą to jednak prośby i groźby, ale również działania paramilitarne. Zaciekawieni? Słusznie, AJIN: Demi-Human to zdecydowanie jedno z najlepszych anime, jakie można obejrzeć na Netflix.

Człowieczeństwo chyli się ku upadkowi

Więcej szczegółów fabuły nie zdradzę, nie chcę zepsuć Wam seansu. Mnie anime zauroczyło kilkoma kwestiami. Po pierwsze ciekawą opowieścią z naprawdę dobrze poprowadzonymi wątkami, które momentami wydają się iść obok siebie, ale w którymś momencie wchodzą sobie w paradę i robią to naprawdę świetnie. Przez dwa sezony obserwowałem przemiany bohaterów, w tym wspomnianego japońskiego nastolatka, który gra w anime pierwsze skrzypce. Widziałem to, jak człowieczeństwo odcisnęło piętno na jego osobowości, jak zmienił swoje podejście do świata. Wydoroślał? W pewnym sensie tak, choć to zdecydowanie głębsza przemiana. Niezwykle ciekawą, ale i tajemniczą postacią jest Sato, główny antagonista w tym serialu. Szaleniec? A może jedyna trzeźwo myśląca postać w całej opowieści?

Reklama

Lubię filmy i seriale, w których nic nie jest ani czarne, ani białe. Taki jest też AJIN: Demi-Human, gdzie przez ponad 20 odcinków kilkukrotnie zmieniałem sympatię do bohaterów, czy raczej zmieniałem sympatię do stron konfliktu. Kei Nagai już na samym początku wywołuje w widzu poczucie współczucia, ale i zrozumienia. Jest jednak kilka momentów, w których uznałem go za najgorszą, najbardziej negatywną postać całej historii. Ale potem dotarło do mnie, że pewnie i ja postąpiłbym tak samo. Wielowymiarowość tej opowieści może nie będzie tak oczywista dla wszystkich, bo to jednak żadne tam przeintelektualizowane dyrdymały, ale warto odczuć ten aspekt anime, daje bowiem dużo lepszy odbiór całości.

Nie przypadła mi do gustu w tym anime tak naprawdę jedna rzeczy i szkoda, że nie zrobiono tego trochę inaczej. Chodzi o samą animację - za dużo tu trochę technik 3D, wolałbym aby skupiono się tylko na klasycznej kresce. Ta ma bowiem swoje momenty, trudno jednak powiedzieć by była jakaś spektakularna. Przydałoby się trochę więcej detali, szczególnie w tłach i większe efektowność - choćby w scenach strzelanin i starć. Jest solidnie, ale po prostu mogłoby być lepiej.

Reklama

Nie jestem przekonany czy AJIN: Demi-Human to najlepsze anime do rozpoczęcia swojej przygody z japońską animacją, ale polecam ten “serial” również osobom, które stronią od tego typu materiałów. A szczególnie tym, którzy uważają, że to - cytuję - “głupie chińskie bajki”. Choć to opowieść nie mająca z rzeczywistością zbyt wiele wspólnego to dotyka tylu aspektów społecznych i ogólnie ludzkich, że nie da się przejść obok niego obojętnie. Zmusza też do refleksji. Szczerze polecam.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama