Felietony

Rekomendacje w świecie Netfliksa, czyli nie zawsze oglądam to, na co mam ochotę

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

10

Początek roku 2014 to oczekiwanie na premierę drugiego sezonu House of Cards. W Polsce wyczekiwano i wyglądano Netfliksa, ale gigant pojawi się nad Wisłą dopiero ponad dwa lata później. Ale już wtedy, gdy serialowy hit serwisu pobijał rekordy popularności*, Netflix rozpoczynał marsz po swoje.

Bardzo uważnie śledziłem poczynania Netfliksa. Użyłem czasu przeszłego, bo dziś za platformą z USA nie da się nadążyć. Niemożliwe jest bycie na bieżąco ze wszystkimi informacjami dotyczącymi serwisu, o produkcjach oryginalnych nie wspominałem. Gdy sobie tylko przypomnę swoją deklarację z roku 2014, kiedy to obiecałem sobie, że będę oglądał wszystko, pod czym podpisze się Netflix (by mieć jak najszerszą wiedzę, na temat tego, jakie seriale i filmy produkuje), dzisiaj głośno się śmieję przeglądając niekończące się listy zapowiadanych, realizowanych i wprowadzanych tytułów Netflix Original. Ambicje i determinacja platformy są jasne i w pełni zrozumiałe. Reed Hastings, CEO Netfliksa, już wcześniej przewiedział chęć odebrania platformom VOD licencjonowanych treści przez ich właścicieli i jestem przekonany, że już wtedy śniły mu się debiuty Disney+ oraz pozostałych platform VOD. Wcześniej czy później to musiało nastąpić, a my jesteśmy świadkami tej kolosalnej przemiany rynku.

Trudno więc zarzucić Netfliksowi chęć uzupełniania swojej oferty własnymi produkcjami. Te seriale i filmy nigdy się nie przeterminują - umowa na nie nie wygaśnie i Netflix będzie posiadać je w swoim katalogu tak długo, jak tylko będzie chciał. Nie ma potrzeby, by wyciągać z portfela grube miliony w celu opłacenia kontraktu na wszystkie sezony Przyjaciół - Friends generują jednak taki ruch na Netfliksie i przyciągają tak wielu widzów, że Netflix najwyraźniej nie może sobie (jeszcze?) pozwolić na ich utratę. Taka pogoń za rozszerzaniem swojej oferty o bardzo zróżnicowane produkcje realizowane już niemal na każdym kontynencie, oznacza napływ ogromnej ilości treści, ale i - co niestety musimy zauważyć - pewien spadek w jakości. Nie jest to nic zaskakującego i dotyczy to prawie każdego na rynku wideo. Jest też jednak druga strona tego medalu, bo gdy wydaje się, że przeważają negatywne głosy na temat danego tytułu, ten otrzymuje zamówienie na kolejne sezony, co przeczy brakowi zainteresowania ze strony widzów. Netflix dysponuje wszystkimi danymi, jakich potrzebuje, by podejmować takie decyzje. To oczywiste.

Nowości Netflix na maj - lista nowych filmów i seriali

Nie mogę jednak przyznać, by podobało mi się zamykanie mnie w pewnego rodzaju bańce pewnych produkcji. O tym, że wśród sugerowanych seriali widuję w kółko te same tytuły, których nie można w żaden sposób schować, by algorytmy mogły zastąpić rekomendacje czymś zupełnie nowym, pisałem wielokrotnie, ale powtórzę się: niektórych filmów i seriali nie chcę widzieć na oczy, podobnie jak wielu, wielu innych użytkowników Netfliksa i powinniśmy mieć opcję wycofania ich z sugerowanych tytułów na przykład na określony czas, dajmy na to 30 dni, po czym mógłbym zmienić zdanie lub ponownie okazać brak zainteresowania.

Dość rzadko zaglądam na główną stronę Netfliksa na komputerze, ponieważ najczęściej korzystam z VOD na telewizorze. Dziś, poszukując jakiejś informacji, odwiedziłem adres www.netflix.com w przeglądarce i odruchowo przewinąłem stronę główną rozglądając się po ofercie Netfliksa. Już na samym początku natrafiłem na wypełniający niemal całą szerokość i (widoczną) wysokość strony reklamę nowego serialu Undercover. Może i dobry, sprawdzimy, więc dodałem do mojej listy. Kilka wierszy niżej proponowano mi zestaw sześciu seriali, podczas gdy następny czekały w kolejce po prawej. Jeszcze niżej, nieco mniejszy, ale nadal dość spory banner dokumentu Nasza planeta (bądź co bądź polecam). Co mają wspólnego wszystkie rekomendowane produkcje? Dopisek Netflix Original.

Dead to Me zostawcie na weekend. Nie da się od niego oderwać

Nie mam awersji do tych tytułów, bo nadal można natrafić na udaną produkcję, z którą przyjemnie spędzimy czas. Ale dopiero teraz uderzyło mnie wręcz, w jakiej bańce zamyka mnie Netflix. Oczywiście nie jest tak, że wśród innych rekomendowanych tytułów brakuje licencjonowanych treści - jest ich tam całkiem sporo, bo i one przyciągają klientów na Netflix. Staje się to jednak delikatnie niepokojące, ponieważ wśród najbardziej promowanych i polecanych właśnie mi tytułów brakuje nienetflixowych seriali, o których mogłem zapomnieć, a które na pewno pasują do mojego gustu, który analizowany jest przez serwery giganta od kilkudziesięciu miesięcy.

* rekordy popularności wśród piratów

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu