Nowy Jork zbanował Airbnb. To, co stało się potem pokazuje, że nie da się wszystkiego załatwić jednym przepisem.
Airbnb, oprócz Ubera i WeWork to jeden z tych projektów, które na zawsze zmieniły sposób życia w wielkich miastach. Firma na początku pozwalała po prostu na proste łączenie osób, które chcą wynająć pokój czy mieszkanie na krótki termin z ludźmi, którzy takiego właśnie wynajmu potrzebowali. Z czasem jednak ze sposobu na dorobienie zamieniło się to w wielki biznes który bardzo mocno uderzył w rynek mieszkaniowy. Tutaj pisaliśmy o tym, gdzie jest więcej lokali na wynajem w Airbnb, niż tych na sprzedaż czy wynajem długoterminowy.
Nic dziwnego, że miasta się wściekły i wiele wielkich metropolii albo mocno ograniczyła, albo wręcz - zbanowała Airbnb. "Zbanowała" można dać tu w cudzysłów, ponieważ bardziej niż o ban chodzi tu o wprowadzenie przepisów czyniących biznes z wynajmowania kilku lokali przez Airbnb niezgodnym z prawem. Co w takich sytuacjach robią właściciele? Czy posłusznie stosują się do przepisów?
A gdzie tam. Dalej wynajmują, tylko nielegalnie
Jak donosi Wired, w Nowym Jorku, który niedawno dołączył do miast funkcjonalnie banujących Airbnb, liczba ofert odnośnie wynajmu spadła o ponad 80 proc. Z ponad 22 tysięcy dostępnych jest obecnie nieco ponad 3 tysiące lokali. Czy to oznacza jednak, że mieszkania zajmowane w ten sposób trafiły z powrotem do obiegu, rozwiązując tym samym problem? Absolutnie nie - w tym samym czasie liczba ofert na sprzedaż wzrosła o.. nieco ponad 400 lokali.
Ludzie jednak znaleźli drogę naokoło. Zmiany stworzyły bowiem prężnie działający czarny rynek, gdzie ludzie ogłaszają możliwość wynajmu krótkoterminowego na Facebooku czy Craigslist. Oczywiście - jest to podnajem nielegalny według zasad miejskich, ale kiedy umieszczenie takiego ogłoszenia na Airbnb, naturalnie, że ludzie uciekają się do innych metod.
To, że czarny rynek powstanie, można było przewidzieć. Jednocześnie trzeba jednak pamiętać, że korzystanie z niego to także brak regulacji co do jakości oferowanych usług, sposobu rozliczeń i jakichkolwiek gwarancji bezpieczeństwa, jakie Airbnb zapewniało, jak chociażby weryfikacja wynajmującego. Kiedy jednak ceny hoteli są czasem wręcz nieosiągalne w niektórych lokalizacjach, nie ma się co dziwić, że ludzie wolą podjąć ryzyko.
Innymi słowy - widać, że miasto zamieniło jeden problem na drugi. Mieszkania i domy nie wróciły do obiegu, a zamiast tego - wynajem krótkoterminowy kwitnie, tyle, że teraz bez jakichkolwiek kontroli czy regulacji. Jedyną szansą na walkę z czarnym rynkiem byłoby w tym wypadku skuteczne egzekwowanie wprowadzonych przepisów i nakładanie kar, które zniechęciłyby potencjalnych wynajmujących. Jednak tutaj musiałaby ruszyć cała biurokratyczna maszyna, a to, jak wiemy, jest bardzo kosztowne.
Pozostaje więc pytanie - czy jest szansa na wyjście z tej sytuacji tak, by wszyscy byli zadowoleni?
Źródło: depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu