5G jest dziś prawie wszędzie, jeżeli chodzi o duże miasta. Jednak nijak nie stanowi takiej rewolucji, jaką miało być, a nawet - jaką 10 lat temu było LTE.
Do dziś pamiętam moment, kiedy w 2020 roku Plus ogłosił, że jako pierwszy uruchamia w Polsce sieć 5G. Pamiętam, ponieważ jako jeden z pierwszych, mając odpowiednią kartę SIM i telefon testowałem dla was, jak wyglądają prędkości osiągane przez tę technologię w Warszawie. Od tamtej pory wiele się zmieniło - 5G ma dziś zasięg we wszystkich dużych miastach i poza nimi, prawie każdy nowo wypuszczany smartfon to już urządzenie z 5G, a technologia okrzepła na tyle, że nie stanowi już dla nikogo zaskoczenia, a i osób w foliowych czapeczkach jakoś tak mniej. Jednak pomimo tego, że tak wiele się zmieniło, jednocześnie... nie zmieniło się nic.
5G - jest, ale jakby go nie było, (prawie) nikt by tego nie odczuł
Kiedy na rynek wchodziło 4G, to praktycznie od razu było ono przełomem, który pozwolił na korzystanie ze smartfona w zupełnie nowy sposób. Większość smartfonów 4G zaczęło pojawiać się w okolicy 2012-2013 roku i już wtedy widać było, jak olbrzymi przeskok w stosunku do 3G oferuje ta sieć. Pamiętajmy, były to czasy takich telefonów jak Samsung Galaxy S4 i na tym etapie takie rzeczy jak oglądanie YouTube'a na smartfonie, słuchanie muzyki przez Spotify czy granie w mobilne gry nie było nowością, czy fanaberią, a normą, która jednak w związku z ograniczeniami sieci 3G nie mogła odpowiednio się rozwinąć. LTE było wiec niejako odpowiedzią na potrzeby i technologią, która ukształtowała to, jak korzystamy ze smartfonów. Za chwilę bowiem pojawiły się kolejne usługi, szczególnie te, pozwalające streamować wideo, zarządzać smart home, przeglądać portale - generalnie, pobierać masę danych. Bez 5G smartfony nie wyglądałyby tak jak wyglądają (bo po co komu byłby duży ekran), a o powstaniu mediów jak TikTok nawet nie warto byłoby myśleć.
Innymi słowy - przesiadka na 4G miała znaczenie i praktycznie od momentu wejścia na rynek sieć kształtowała to, jak korzystamy z naszych urządzeń. Teraz jednak jesteśmy po przesiadce na 5G i... nic się nie zmieniło. To znaczy - owszem, sieć 5G pozwala na wiele rzeczy (o czym za chwilę), ale w kwestii zwykłego użytkownika w 10/10 przypadków wszystko, co można zrobić na 5G dziś można z takim samym komfortem zrobić przez LTE. Chodzi mi o to, że sferze konsumenckiej nie ma ani jednej (ani jednej!) usługi która tak jak Spotify, Netflix, TikTok czy inne zagościłaby na telefonach właśnie dzięki 5G. Nawet streaming gier przez chmurę jest spokojnie możliwy w 4G, pomijając już, że jest to jednak usługa póki co marginalna. W 2015 czy 16 nikt nie podważał, czy istnienie sieci 4G ma sens, podczas gdy w 2022 jak grzyby po deszczu rodzą się pytania, na grzyba w ogóle to 5G z nami jest.
Nie jest tak, że 5G nic nie wnosi - to kwestia marketingu
W ostatnich latach rozmawiałem z wieloma osobami, które odpowiadają za wdrożenia 5G, dzięki czemu mam bardzo mocne przekonanie, że benefity tej sieci istnieją. Przede wszystkim - jest to sieć o bardzo dużej pojemności, dzięki czemu rozwiązuje ona problem rosnącej liczby odbiorników chcących korzystać z internetu, w szczególności - internetu rzeczy. Jeżeli chcemy mieć samojezdne samochody, musimy każdemu z nich zapewnić superszybkie połączenie internetowe, ponieważ w innym wypadku godziny szczytu byłyby pełne niedziałających aut. Kolejną kwestią są niskie opóźnienia, które sprawdzają się chociażby w halach produkcyjnych. Problem polega jednak na tym, że nawet przy wszystkich tych zastosowaniach, efektów działania 5G wciąż nie widzi się na co dzień, szczególnie w przypadku głośno zapowiadanych autonomicznych samochodów, które zdają się raczej potykać się o własne koła.
I wszystko fajnie, ale czy nie jest przypadkiem tak, że 5G dziś reklamowane jest głównie w kierunku klienta indywidualnego? Owszem - jest. I to, moim zdaniem, jest solidny gwóźdź do jego trumny. Chodzi mi bowiem o to, że dziś większość telefonów sprzedawanych jest z modułami 5G, a abonamenty na 5G są coraz popularniejsze. Tak, wiem, że Polska jest kwestii prawdziwego 5G w ogonie świata (aukcji na częstotliwości 3,6 Ghz jak nie było tak nie ma), ale "przeciętnego" konsumenta to nie obchodzi - on ma telefon z 5G, widzi 5G na wyświetlaczu i na tym zazwyczaj temat się kończy.
Dla takich konsumentów wielka, zapowiadana latami sieć 5G to tylko... nieco szybszy internet. I tyle. Oczywiście, nigdy nie jest tak, że szybszy internet jest złą rzeczą. Jednak 5G było zapowiadane jako rewolucja, jako coś, co zmieni nasze podejście do mobilnego internetu i co, przede wszystkim, otworzy nowe możliwości. Pytanie - gdzie te możliwości są? LTE było rewolucją, ponieważ podczas jego wdrażania już istniały usługi, które potrzebowały do działania szybszego internetu. Dziś takich usług... po prostu nie ma. Co więcej, sama ewolucja urządzeń też się zatrzymała - streaming materiałów 4K na smartfony nigdy nie był potrzebny ze względu na małe ekrany, telefony nigdy nie stały się mobilnymi stacjami roboczymi, aby mieć konieczność wysyłać dziesiątki gigabajtów danych w sekundy, a do wszystkiego innego zwyczajnie wystarczy sieć LTE.
5G po czasie zaczyna się więc jawić mniej jako rewolucja, a bardziej - bardzo skromna ewolucja, w której ktoś dopisał za dużo zer przy wydatkach na marketing. I nie ma tu znaczenia, że w Polsce nie ma "prawdziwego" 5G, ponieważ pomysłu na wykorzystanie tej sieci do stworzenia nowych usług dla konsumentów brakuje na całym świecie. I szczerze - nie zapowiada się, by kiedykolwiek taka powstała. Jeżeli miałbym zgadywać, sądzę, że istniejące usługi zapewne będą po prostu zwiększać swoje zapotrzebowanie na transfer (bo po co się ograniczać, skoro każdy ma 5G) podobnie jak to ma miejsce z zapotrzebowaniem na zasoby systemowe naszych telefonów.
I tak aż do momentu, w którym pojawi się 6G :)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu