Polskie produkcje docierają do widzów na całym świecie głównie także serwisom VOD, ale nie jestem pewien, czy "365 dni" to dobry towar eksportowy. Polski film to numer jeden za granicą na Netfliksie, jest wokół niego ogromny szum, ale nie o taki rozgłos nam chyba chodziło...
Polski hit „365 dni” zdominował zagranicznego Netfliksa. Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać
Na początku lutego w kinach pojawił się film "365 dni". Sale kinowe zapełniały się znacznie bardziej niż na niejednym lepszym tytule, ale do tego już chyba każdy zdążył przywyknąć, gdy od kilku lat przyglądamy się chociażby świetnym wynikom finansowym produkcji Patryka Vegi. Te powstawały niczym na taśmie produkcyjnej, a dziurawa fabuła, stężenie wulgarnego słownictwa przekraczające normy i te same chwyty realizacyjne nie zrażały widzów. Po seansie "Bad Boy'a" nie byłem tak zażenowany, jak po wcześniejszych dokonaniach, ale obok "Hejtera" Jana Komasy ostatni film Vegi wypada - bardzo delikatnie mówiąc - bladziutko. Niestety, to nie "Hejter" (pomimo obecności w zagranicznej ofercie Netfliksa) nie podbija rankingów popularności, lecz wspomniany na wstępie tytuł "365 dni".
365 dni dominuje w rankingach na Netflix zagranicą
Polecamy:Nudny i przeerotyzowany paździerz. 365 dni – recenzja
Film powstał na podstawie książki Blanki Lipińskiej i jedyne, co o nim udało mi się zapamiętać, to to, że jest polskim odpowiednikiem "50 twarzy Grey'a". Nie miałem ochoty poznawać tej historii ani na kartach książki, ani w kinie czy na telewizorze. Przesłanki, na które natrafiłem w Sieci i z opinii znajomych były wystarczające, bym tytuł ten omijał szerokim łukiem. Sądziłem, że po podbiciu polskiego Netfliksa - po wprowadzeniu obostrzeń i zamknięciu kin "365 dni" trafiło do polskiej oferty i momentalnie znalazł się w codziennie aktualizowanym zestawieniu TOP 10, gdzie NADAL widnieje - słuch po tym filmie zaginie. Nic bardziej mylnego.
Zobacz też: Netflix wyprzedził Armię Stanów Zjednoczonych. To chyba najlepsza reklama serialu „Siły kosmiczne”
Prawa do dystrybucji filmu obejmowały też najwyraźniej inne kraje, gdzie od kilku dni "365 dni" dominuje w wewnętrznym rankingu popularności. Szanowany przez wielu serwis IndieWire przyjrzał się nawet z bliska tej sprawie, co trudno było przeoczyć. Przywołał przedstawiane w filmie historię miłosną opartą na gwałcie i syndromie Sztokholmskim, a także sceny seksu, które często porównywane były tych w filmach serii "50 twarzy Grey'a". Autor, Zack Sharf, zwraca też uwagę na challenge odbywający się na TikToku, gdzie użytkownicy wrzucają filmy potwierdzające oglądanie "365 dni". Pod hashtagiem #365Days znalazło się już niemal 147 mln odsłon wideo.
Chyba nie o taki rozgłos polskich produkcji na Netflix nam chodziło
W tym, że "365 dni" lideruje rankingom Netfliksa zagranicą na pewno pomaga nowy sposób zliczania odtworzeń przez serwis. Wystarczą dwie minuty seansu, by podbić statystykę, a można śmiało zakładać, że "365 dni" jest rzadko oglądane w całości - widzowie wybierają poszczególne, najbardziej znane i najpopularniejsze sceny, ale summa summarum film przoduje w statystykach. Wśród filmów jest numerem jeden, a wśród wszystkich treści wyprzedza go tylko 4. sezon "13 powodów".
Czytaj też: Netflix wie, jak walczyć o polskiego widza. Recepta na sukces jest taka prosta
"365 dni" posiada średnią ocenę 3,8/10 w serwisie IMDb przy nieco ponad 5 tysiącach głosów, ale to na te bardziej konkretne opinie będziemy natrafiać w Sieci. Te poniżej mówią same przez siebie - film nie jest odbierany zbyt dobrze, co chyba nikogo nie dziwi. Wielka szkoda, że podobnego buzzu nie wzbudza w innych krajach wcześniej wymieniany przeze mnie "Hejter" czy polskie seriale jak "Znaki" czy "Wataha", którą HBO emituje w wielu europejskich krajach. Co ciekawe, w ten piątek debiutuje polski serial Netfliksa "W głębi lasu", który na fali szumu o polskim filmie Netfliksa może zwrócić na siebie dodatkową uwagę, więc trzymajmy kciuki, by potrafił się obronić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu