Internet

Zwolnienie za korzystanie z Facebooka - coś oczywistego czy ostra przesada?

Maciej Sikorski
Zwolnienie za korzystanie z Facebooka - coś oczywistego czy ostra przesada?
Reklama

Kolejny problem pierwszego świata: nadużywanie Internetu w pracy. Mogłoby się wydawać, że to głupota, błahostka, ale gdy podliczy się te wszystkie "pięciominutowe przerwy", wymnoży przez kilkaset dni w roku i przynajmniej połowę pracowników biurowca, może się okazać, że pracodawca ma kłopot. Z drugiej strony, coraz trudniej oddzielić zadania typowo pracownicze od życia prywatnego, a blokowanie Sieci, przynajmniej sporego jej obszaru, w miejscu zatrudnienia nie musi przynosić efektów.

Zwolnienie za korzystanie z Facebooka - ta informacja przykuła moją uwagę podczas przeglądania zasobów Sieci. Włoski sąd uznał, że nadużywanie mediów społecznościowych może być przyczyną usunięcia pracownika z jego stanowiska. W tym konkretnym przypadku rozpatrywanym przez sąd, osoba wyrzucona spędzała dziennie w Sieci średnio 3 godziny. Przez 1,5 roku dało to naprawdę solidny wynik, który - nie ma się co oszukiwać - był dla pracodawcy stratą. Chociaż tutaj granica zaczyna być płynna, a świat przestaje być czarno-biały.

Reklama

Siedzę cały dzień na Kwejku

Mam kolegę, który przekonuje, że każdego dnia spędza w pracy 6 godzin przeglądając kwejki, demotywatory i inne odmóżdżające serwisy. Powód? Wykonuje swoje zadania w godzinę, a potem musi udawać, że ostro działa przy komputerze. I to jest ponoć prawdziwa udręka, zadanie wyniszczające psychicznie i fizycznie. Przez jakiś czas myślałem, że żartuje i przesadza, ale zaczął tak mocno i często sypać tekstami, które można podciągnąć pod demotywatory, że byłem skłonny mu uwierzyć. W tym samym czasie dwaj inni znajomi przekonywali, że u nich by to nie przeszło: praca jednego jest zdalnie monitorowana (przynajmniej może być), drugi ma zablokowane wszelkie rozrywki, komputer może służyć wyłącznie do realizacji zadań służbowych. Ci ludzie też narzekają - ich zdaniem, nawet wykonywanie zadań służbowych czasem wymaga dalszego szperania w zasobach Sieci, skorzystania np. z mediów społecznościowych. A praca z monitoringiem jest stresująca. Wierzę.

Zwolnienie w sytuacji skrajnej, czyli...

Zacząłem się zastanawiać nad swoimi znajomymi, nad owym zwolnieniem we Włoszech i ogólnie nad rynkiem pracy. Coraz trudniej na nim o pracę biurową (dzisiaj można pod nią podciągnąć połowę zawodów), w której z Siecią ma się niewiele wspólnego: prawnik, inżynier i sprzedawca, ten stacjonarny, może potrzebować dostępu do Internetu. Blokowanie Sieci jest w stanie pogorszyć efektywność, zabiera się narzędzie dające spore możliwości i przyspieszające niektóre procesy. Jednocześnie nie jest tajemnicą, że ta Sieć kusi i człowiek - każdy lub prawie każdy - może w niej zmarnować godziny przeglądając zdjęcia pand i czytając o uśmiechu Roberta Lewandowskiego. Co zrobić w takim przypadku? Monitorować? To też nie musi być miarodajne, bo jak stwierdzić, ile godzin pracownik spędził na Facebooku poszukując kontaktu biznesowego, a ile patrząc na zdjęcia wakacyjne kolegi z pracy? Ludzie zaczną się jednocześnie bać, że ów monitoring prędzej czy później przyniesie zwolnienie - bo trudno wytłumaczyć się z każdej minuty w social media.

Pojawia się jeszcze jedno pytanie: gdzie znajduje się granica między marnowaniem czasu na głupoty, a pracą z Internetem? Chodzi o granicę czasową - 3 godziny dziennie, totalnie przebimbane, to oczywiście ostra przesada i powód do zwolnienia. Ale kwadrans? Taki dla odprężenia na tym padole łez. Owszem, ten czas ma być przeznaczony na pracę, ale wiemy też, że coraz częściej pracę zabieramy ze sobą do domu, zaciera się podział dnia na obowiązki służbowe i dom/rodzinę/rozrywkę. Na dobrą sprawę ktoś może marnować godziny w biurze i przeglądać Instagrama, a po powrocie do domu zabierze się ostro do pracy i wykona plan na 2-3 dni. I taki przypadek znam. Dlatego zastanawiam się, czy łatwo jest wyznaczyć moment, w którym ktoś nadużywa zaufania pracodawcy, przez co kategorycznie zasługuje na zwolnienie. Jednocześnie czy owym wyznaczaniem może się zająć tylko pracodawca?

Żyjemy w czasach, w których Sieć tak mocno weszła do naszego życia, że nie da się jej całkowicie wyrugować - nawet w miejscach pracy, które w teorii nie wymagają korzystania z zasobów Internetu. Może rzeczywiście jest to problem pierwszego świata, ale pewnie nie dla osoby, która straciła pracę, bo korzystała z Facebooka, uznawanego przez pracodawcę za totalną stratę czasu...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama