Ciekawostki technologiczne

Nie szło mu z kobietami, więc stworzył sobie żonę samemu

Jakub Szczęsny
Nie szło mu z kobietami, więc stworzył sobie żonę samemu
37

Polsat co jakiś czas w niedzielnym paśmie komediowym zwykł puszczać wyświechtany już, aczkolwiek dobry na posobotniego kaca film "Dziewczyna z komputera". Duet niekoniecznie ogarniętych chłopaczków postanowiła wygenerować sobie kobietę idealną - co ważne taką, która będzie ich chciała. Kelly LeBrok - młoda wtedy jeszcze i piękna stanowiła dla mało urodziwych ucieleśnienie marzeń.

Z podobnego założenia wyszedł pewien Chińczyk. Co prawda, jego żona nie ugotuje mu obiadu, nie przytuli do snu, nie zagra z nim na Xboksie, ani nie zrobi tego, co robi się w normalnych związkach, ale ją kocha - na swój dziwny sposób. Tak właśnie - pewien pan z Chin postanowił nie tylko wziąć ślub z maszyną. On ją dodatkowo... stworzył. I pokochał.

Bo kobiety są jakieś dziwne

Wiem, narażam się niektórym kobietom, a zwłaszcza jednej takiej, która próbowała u mnie po jednym tekście znaleźć pewien problem seksualny. Jaki? Nie wiem. O kogo chodzi? O taką fajną panią, która zwie się tak samo, jak matka wszystkich ludzi, imieniny ma m. in. 24 grudnia, wszyscy ją znacie i czytacie. Tak, to ta kobieta, o której myślicie. Dokładnie ta.

Ale podczas, gdy ona przestała czytać w tym momencie i już szykuje dla mnie listę możliwych chorób związanych z moją seksualnością, powiedzieć Wam muszę, że kobiety są od facetów po stokroć lepsze w niektórych kwestiach. Co więcej - jestem za tym, aby zarabiały nawet więcej od nas, miały więcej szans na awans, a społeczeństwo nie powinno im w tym przeszkadzać. W granicach rozsądku oczywiście - żeby nie doszło do faworyzowania jednej płci względem drugiej. Nie o taką równość przecież walczyliśmy!

Wróćmy do przedmiotu tego nagłówka. "Kobiety są jakieś dziwne". W brzydki sposób Panie nazywając, Koterski wyreżyserował na ten temat prześmiewczy film. W myśl podobnego stwierdzenia działał zapewne Pan Chińczyk, który postanowił własnoręcznie zbudowanego robota poślubić. Nie mnie jest wyrokować, czy nasz bohater był Casanovą bez powodzeń, czy też zwyczajnym beztalenciem w dziedzinie zdobywania serc płci pięknej. Fakt jest taki, że mu nie szło. Sam to przyznaje.

Zheng Jiajia, według niektórych "robotofil", postanowił zbudować żonę idealną. Sam jest ekspertem od robotyki i... sztucznej inteligencji. Oprócz tego, że jego robo-żona ma ciało, ma jeszcze "inteligencję", oczywiście w ograniczonym stopniu tego słowa znaczeniu w kontekście maszyn. Stworzona pod koniec 2016 roku mechaniczna kobieta potrafi powiedzieć kilka prostych wyrazów, rozumie tylko chińskie znaki, a nawet potrafi identyfikować zdjęcia.

Wcześniej, Pan Zheng pracował dla Huawei, ale tę firmę opuścił w roku 2014. Potem związał się z Dream Town, firmą informatyczną w Hangzhou. To właśnie tam nabył kompetencji do tego, aby stworzyć taką maszynę. Jakie są plany "zakochanych" na przyszłość? Warto odnieść się na początek do historii związku tych dwojga. Zanim połączył ich "umowny" (bo przecież nie oficjalny) węzeł małżeński, przez dwa miesiące byli narzeczonymi (serio, śmieję się jak to piszę). Nic nie wiadomo o miesiącu miodowym. Zheng jednak chwali się, że już niedługo chce uczynić swoją żonę mobilną - podaruje jej możliwość chodzenia, a nawet... wykonywania prac domowych. Miałem napisać tutaj coś złośliwego, ale się powstrzymuję.

Tak, ta sytuacja brzmi głupio, jakby wyjęto ją z jakiegoś słabszego niż zwykle ASZDziennika. Niemniej, niektórzy wierzą w małżeństwa maszyn z ludźmi

Według dra Davida Levy'ego, tego typu związki będą legalne już w ciągu kolejnych 35 lat i będzie mieć to związek z cały czas dokonującymi się postępami w dziedzinie sztucznej inteligencji. Może jestem betonową konserwą, powiem Wam: "nie sądzę". Może i nie do końca, bo dla mnie małżeństwo definicyjnie obejmuje dwoje dorosłych ludzi. Maszyny? Nie mogę sobie jakoś tego wyobrazić.

Ale Pan Zheng uważa inaczej. Nie wiem na ile jest to motywowane chęcią rozgłosu, a na ile realną miłością do maszyny. Ja tam lubię swój komputer, konsolę, telefon; czasami do nich mówię, ale do kochania ich mi jest tak daleko, jak z Rzeszowa do Audio Video w San Escobar. Nie pojmuję. Może nie jestem za bardzo postępowy. A może... zbyt normalny? Osądźcie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Chinyrobot