Aktualnie w kinach możemy obejrzeć film „Life”, który należy do gatunku science-fiction, a skoro jest to mieszanka fikcji z nauką, to na pewno ciekawie byłoby usłyszeć opinie prawdziwego pracownika NASA, który mógłby się odnieść do różnych aspektów związanych z tym filmem. Wygląda na to, że mamy szczęście, ponieważ portal Space.com przeprowadził rozmowę z panią Catharine Conley, która pracuje w NASA jako „planetary protection officer”, co można nieoficjalnie przetłumaczyć jako "kierowniczka biura ochrony planetarnej NASA".
Film "Life", a rzeczywistość. NASA wyjaśnia, jak badałaby próbki życia z Marsa
Poniższy tekst może zawierać spoilery dotyczące filmu „Life”
Pierwsze pytanie, które nasuwa się na myśl, to kwestia badania próbek w miejscu takim jak Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. W filmie zdecydowano się na to ze względów bezpieczeństwa, tzn. jeśli próbki pochodzące z Marsa miałyby faktycznie zawierać życie, które mogłoby stanowić duże zagrożenie dla życia na Ziemi, to ISS (International Space Station) i tak nie byłoby najlepszym miejscem na trzymanie czegoś takiego, ponieważ jak mówi Catherine Conley orbituje ona zbyt blisko Ziemi, aby traktować ją jako „izolatkę” dla potencjalnego zagrożenia dla życia na naszej planecie.
Bohaterowie filmu zdali sobie z tego sprawę, kiedy było już zbyt późno. W sytuacji kiedy wydarzył się czarny scenariusz, faktycznie dochodzi do tego, że Międzynarodowa Stacja Kosmiczna zbacza ze swojej orbity i szybko przestaje być jakimkolwiek zabezpieczeniem. Wręcz przeciwnie, większe fragmenty stacji mogłyby nie spłonąć w atmosferze i stanowić świetną metodę transportu dla wyjątkowo wytrzymałej formy życia, jaką był Calvin. Krótko mówiąc, decydowanie się na umiejscowienie jakichś potencjalnie ryzykownych próbek na ISS, ze względu na to, że „tam będzie bezpieczniej” nie byłoby faktycznym argumentem w prawdziwym życiu.
Warto dodać, że nie ma żadnych uniwersalnych protokołów bezpieczeństwa, które stosuje się do każdej misji związanej z badaniem pozaziemskich próbek. Tego typu kwestie są rozpatrywane osobno dla każdej sytuacji, w związku z tym, że każda misja jest po prostu inna. Materiał, który pochodzi z miejsca bez jakiejkolwiek atmosfery, wystawionego na długotrwałe promieniowanie kosmiczne, jak to jest w przypadku asteroidy, nie jest uznawany za zagrożenie biologiczne. Co innego gdyby próbki mogły pochodzić z Marsa, gdzie nie ma żadnych oczywistych form życia, jednak panują tam mniej ekstremalne warunki i jest szczątkowa atmosfera. Taki temat zostałby potraktowany zupełnie inaczej.
Są prawdziwe plany na to, aby przetransportować na Ziemię próbki z Marsa
Próbki z Marsa faktycznie mogłyby kiedyś do nas trafić, o czym wspominałem we wpisie: Marsjańska paczka zaadresowana na Ziemię. Jednak wątpliwym jest aby ktokolwiek podjął decyzję o ich badaniu na stacji kosmicznej, również z tego powodu, że byłoby to znaczne uniedogodnienie oraz zwiększone koszty.
Na Ziemi są najlepsze możliwości aby coś badać. Ilość laboratoriów, ich wielkość oraz dostępność do różnych sprzętów jest tu znacznie większa niż w przypadku orbitującej stacji. Nie pomaga również fakt, że przyrządy laboratoryjne, które dobrze sprawdzają się na Ziemi, nie działają już optymalnie w stanie nieważkości, do której należałoby je specjalnie dostosowywać, a to z kolei wiąże się ze zwiększonymi kosztami.
Dlatego jeśli faktycznie przywieziemy jakiegoś potwora z obcej planety, to pewnie trafiłby on od razu do laboratorium znajdującego się tu na Ziemi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu