Zakupy online robię od kilku już dekad. Rzeczy, które dziś są bajecznie proste, bezpieczne i zautomatyzowane, jeszcze dwie dekady temu wymagały sporo gimnastyki. Że o płaceniu w obcych walutach i ściąganiu rzeczy z zagranicy nie wspomnę — a to również robiłem już wtedy. Generalnie nie boję się kupować w sieci — i wiem, że większość usług ma infrastrukturę i programy ochronne, które w razie problemów mi pomogą. Ale za każdym razem, gdy widzę, że ktoś w ciemno wysłał BLIK i go oszukano, łapię się za głowę. A teraz zrobiłem dokładnie to samo, bo nie bardzo miałem inny wybór. Ale od początku.
Złamałem wszystkie zasady bezpiecznych zakupów online, bo... nie miałem innego wyboru

Bilet na kilka godzin przed koncertem. Albo ryzykuję, albo...
Bywam roztargniony i zapominam o rzeczach, które wydają się oczywiste. Mimo że o wydarzeniu wiedziałem kilka miesięcy wcześniej, zwlekałem z zakupem biletów do... dnia koncertu. I wtedy okazało się, że nie już interesujących mnie miejsc. Zanim więc kupiłem marne trybuny z fatalną widocznością, przejrzałem internet. Interesujące mnie miejsca ktoś odsprzedawał za pośrednictwem OLX. Skontaktowałem się ze sprzedającą, która co prawda miała w ofercie sprzedaż przez OLX, ale całość nie miała żadnego sensu. Aby skorzystać z opcji, musiałaby wysłać mi coś fizycznie - choćby właśnie ten wspomniany bilet w formie wydruku. Problem polegał na tym, że wydarzenie było za kilka godzin, zaproponowała więc, by sprawę załatwić szybkim przelewem, a wtedy ona natychmiast wyśle mi PDF na maila podanego w nazwie przelewu. Zaryzykowałem.
Opłaciło się. Sprzedająca dotrzymała słowa, co więcej — okazało się, że nie sprzedała go 15 innym osobom, działał, bawiłem się znakomicie. A jako, że sprzedawała bilet dlatego, że sama nie mogła pojawić się na wydarzeniu, to jeszcze udało mi się go kupić o stówkę taniej. To w tym konkretnym przypadku 1/3 wartości biletu, więc naprawdę nie mam powodów do narzekania.
Funkcja której ewidentnie brakuje na OLX: bezpieczne zakupy cyfrowych dóbr
Wiedziałem, co robię. Wiedziałem, że to ryzykowne. Wiedziałem, że może się źle skończyć. Zaryzykowałem, mając z tyłu głowy, że mogę po prostu stracić pieniądze. Dla jasności: kwota nie była jakaś gigantyczna, ale nie była też mała — mowa o dwustu złotych. Oczywiście na co dzień nikomu bym takiej formy zakupów nie polecił i mnie również zdarzyło się zrobić to pierwszy raz. Czasem robiąc zakupy na wspomnianej platformie, nawet te fizycznie, przy podejrzanie niskich cenach zdarza mi się płacić formą, w której mam jakąś większą ochronę i szansę na potencjalne odzyskanie utraconej kwoty.
Tym razem jednak postawiłem na intuicję i zaufałem. Jednak po tym jak wszystko skończyło się dobrze, zacząłem się zastanawiać, dlaczego platforma jeszcze nie wpadła na to, by zarówno w przypadku cyfrowych zakupów zaoferować większe bezpieczeństwo. I tak: zanim dokonałem wspomnianego zakupu na OLX, sprawdziłem jeszcze Allegro Lokalnie oraz FanSale, który oferuje autentyczność biletów. Tutaj jednak żadnych mechanizmów nie ma. Szkoda.
Czy poleciłbym tę metodę komukolwiek? A w życiu — bo przecież chytry dwa razy traci. Nie ma sensu czekać na ostatni dzwonek i liczyć na to, że trochę się zaoszczędzi. Ale właśnie: nie o oszczędności tu chodziło, a o satysfakcjonujące miejsca. Nauczka na przyszłość i postaram się, by taka sytuacja się więcej nie powtórzyła. Chociaż mam wrażenie, że wydarzenia takie jak koncerty wywołują we mnie jakieś wyjątkowe poczucie beztroski, bo nie dalej niż w ubiegłym roku bilety na jedno z największych wydarzeń kulturalnych 2024 kupiłem na dwa dni przed nim. Z drugiej ręki, ale tym razem od znajomego — więc ryzyko było zerowe.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu