Gry

No to chyba mamy już grę roku, co Zeldo: Tears of Kingdom?

Kamil Świtalski
No to chyba mamy już grę roku, co Zeldo: Tears of Kingdom?
Reklama

The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom to jedna z najbardziej wyczekiwanych gier tego roku. I mimo tego że nie jest idealną, będzie bardzo wysoko w rankingach najlepszych gier 2023. Nie mam ku temu żadnych wątpliwości.

Seria The Legend of Zelda od lat budzi ogromne emocje. To ulubieńcy publiczności, których miłośnicy Nintendo nigdy nie mają dość. Sam... jestem gdzieś pomiędzy. Bo z jednej strony marka ma tytuły od których nie potrafiłem się oderwać (A Link to the past, A Link between worlds, Breath of the Wild). Z drugiej jednak nie brakuje też takich, których absolutnie nie wspominam dobrze — i tutaj w sumie jest cała reszta.

Reklama

The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom od początku miało być po prostu (i aż): więcej tego samego, co u poprzednika. Ten sam świat, ta sama stylistyka, ta sama platforma. Jednak projekt rozrósł się na tyle, że wydanie go jako (po prostu) DLC było nieopłacalne. Dlatego Tears of Kingdom wydano jako pełną grę. W pełnej cenie. I po kilku godzinach - rozumiem dlaczego.

The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom — więcej rozmaitości i równie wielka frajda

Kiedy przy premierze Switcha zagrywałem się w The Legend of Zelda: A Breath of the Wild czerpałem z tej zabawy od groma frajdy. Wolność którą oferowała ta zabawa była prze-o-gro-mna. I to właśnie w niej — oraz niesamowitym elemencie zaskoczenia — leżała w dużej mierze siła gry. Moje pierwsze wrażenia z Tears of Kingdom są dość podobne. Tym bardziej, że tamtejsza historia zatoczyła krąg. Tak, trochę się w tamtejszym świecie pozmieniało, ale clue pozostało identyczne. Raz jeszcze będziemy musieli stawić czoła Ganonowi. Różnica jest taka, że mamy do dyspozycji nowe mapy, nowe okoliczności. Pojawiło się też kilkoro nowych bohaterów, a do tego powraca cała paleta dobrze nam znanych starych kompanów.

Walka, łamigłówki i kombinowanie

To jeszcze za krótko by rozwodzić się nad całością, ukończenie przygody to prawdopodobnie dłuuuugich kilkadziesiąt godzin. A nie mam żadnych złudzeń, że nie zabraknie śmiałków u których błąkanie się po wirtualnym świecie w nowej Zeldzie zajmie ich nawet kilkaset. Tym bardziej, że po anomaliach które spotkały Hyrule sprawiły, że sporo znanych miejscówek nabrało nowego charakteru.

A tam - zgodnie z oczekiwaniami: są nowe łamigłówki, nowe wyzwania, nowe pojedynki do stoczenia. Nie zabrakło też nowych materiałów i połączeń, które w poprzedniej odsłonie nie były możliwe. Nareszcie są też nowe mechaniki, które potrafią tchnąć w zabawę nowe życie.

Więcej, ale i tak od zera

Jak we wszystkich grach wideo — celem naszego bohatera będzie rozwój. A skoro tyle się tam zadziało, to trzeba wyzerować wszystkie nasze dotychczasowe umiejętności, serduszka i zdobycze. Tym razem jednak wszystko nabiera jeszcze więcej blasku, a wszystko to za sprawą opcji łączenia ze sobą przedmiotów. Otwiera to dużo możliwości, o których w poprzednich grach mogliśmy wyłącznie pomarzyć.

Tak jak ostatnio spędziłem długie godziny na eksperymentach z ekwipunkiem, tak teraz bawię się wszystkim co spotykam w świecie i staram się w ten sposób eksplorować tamtejsze lądy. Ponadto dano nam także możliwość cofania czasu dla obiektów. I jak możecie sobie wyobrazić, to również otwiera ogrom możliwości.

Wszystko fajnie, ale... no nie do końca

To wszystko brzmi pięknie — i takie jest. I choć potrafię być czepliwy i wymagający w kwestii wydajności i optymalizacji gier na Switcha, to tutaj jest zgodnie z oczekiwaniami. A nawet gorzej. Jest po prostu za wolno, za dużo spadków płynności na każdym kroku. Z jednej strony można powiedzieć że to Switch nie daje rady, z drugiej — że twórcy nie zadbali i odpowiednie podejście. Prawda leży gdzieś po środku, ale za to w jakim stanie jest ta gra... no cóż — nie ukrywam, że czerpanie z niej należytej przyjemności stało się dla mnie znacznie trudniejsze.

Reklama

Czy The Legend of Zelda: Tears of Kingdom to wspaniała gra? No tak. Czy jest idealna? No nie. Ale nie zmienia to faktu, że da dziesiątki, a może nawet setki, godzin frajdy miłośnikom cyfrowej rozrywki na całym świecie. Jeżeli jesteście miłośnikami otwartych światów, lubicie kombinować i mieć dużą wolność zabawy — będziecie zachwyceni. A tymczasem wracam do zabawy!

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama