Kino nadal potrafi zaskakiwać. I to na różnych poziomach: czasem chodzi o scenariusz, innym razem o wcielenie się aktorów w role, z którymi byśmy ich nie powiązali, bywa i tak, że obraz, który nie zapowiadał się dobrze na papierze czy w trailerze, olśniewa podczas seansu. Jasne, ma to także swoje ciemne oblicze: produkcje, z którymi wiązało się spore nadziej, potrafią rozczarować, lecz nie o nich będzie tym razem - skupię się na tytułach zaskakujących w sposób pozytywny. Czasem bardzo pozytywny.
Filmy, które zaskoczyły mnie w 2017 roku, reprezentują różne gatunki, jedne były tytułami bardzo głośnymi i docenionymi (choć niekoniecznie stały się finansowym sukcesem), inne zajęły miejsce w ich cieniu. Trafił się też obraz, który zebrał kiepskie recenzje, podczas mojego seansu ludzie masowo opuszczali kino. Ale do mnie twórcy trafili tym dziełem. Po sporządzeniu listy pięciu niespodzianek najbardziej zaskoczony bylem tym, że... w trzech z nich główną rolę grał Ryan Gosling. Czasem spotykam się z opiniami, że to aktor-drewno, że nie nadaje się do tego zawodu, że zawsze wypada tak samo, lecz trudno mi się z tym zgodzić - po prostu taki ma styl. I potrafi u widza wywołać emocje, nawet jeśli na jego twarzy ich nie znajdziemy.
La La Land
Obraz, który przez chwilę miał Oscara za najlepszy film, lecz okazało się, że to pomyłka - statuetkę ostatecznie przyznano Moonlight. Moim zdaniem, to nie był sprawiedliwy werdykt. Oczywiście pojawią się głosy specjalistów, że Moonlight to sztuka przez duże Sztu, że to piękna historia, że tytuł porusza, ale... na mnie zrobił bardzo złe wrażenie. Tymczasem na La La Land wybrałem się do kina dwa razy, a to rzadko mi się zdarza. Wspaniała opowieść o marzycielach - to już pewnie słyszeliście. I zapewniam, iż nie jest to banał. Film czaruje strojami, kolorami, miejscami, ale przede wszystkim muzyką. Nie uznaję się za wielkiego fana musicali, lecz w tym przypadku mogę powiedzieć, że ten film to majstersztyk. Niby prosta historia, niby wszystko już widzieliśmy w innych obrazach, żarty nie są wysublimowane, choreografię trudno uznać za perfekcyjną, a jednak twórcom udaje się porwać widza. I to było dla mnie wielkie zaskoczenie... Idą święta, pewnie La La Land znajdzie się na liście "filmy do obejrzenia".
The Square
Rzecz intrygująca, bo oto film, który wyśmiewa świat sztuki wysokiej, przede wszystkim sztuki współczesnej, sam ją reprezentuje. Obraz otrzymał Złotą Palmę i chociaż nie widziałem wszystkich filmów, z którymi konkurował, jestem w stanie zrozumieć, dlaczego jury dokonało takiego wyboru. Mamy tu nietolerancję i strach przed obcymi (przy czym obcy to np. człowiek gorzej sytuowany) i jednocześnie budowanie mitu społeczeństwa otwartego, opiekuńczego. Jest zachwyt nad nowymi formami wyrazu, lecz owego zachwytu nie są w stanie wyjaśnić czy nawet zrozumieć "specjaliści". To też opowieść o przekraczaniu granic, dzisiejszym świecie marketingu, mediów, w tym tych społecznościowych, o wolności słowa. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że obraz trwający blisko 2,5 h nie męczył. A scena, w której pokazano "małpi performance" to zdecydowanie jedna z najlepszych rzeczy, jakie w tym roku widziałem w kinie.
Blade Runner 2049
Pytania o ten film pojawiły się pod tekstem, w którym wymieniałem najlepsze filmy mijającego roku. I z czystym sumieniem napiszę, że kontynuacja kultowego już obrazu jest na mojej krótkiej liście hitów, lecz postanowiłem ją ująć w zaskoczeniach. Bo nie spodziewałem się, że to może być tak dobre. Co więcej - miałem obawy, że wyjdzie z tego mały koszmar, że do starego Łowcy nie uda się dorównać czy nawet zbliżyć. Przecież nie brakuje przykładów na to, że odgrzewanie starych tematów może się kończyć katastrofą. Ale nie w tym przypadku. Atmosfera byłą gęsta, nie powstał kolejny hollywoodzki blockbuster rodem z komputera, lecz mroczne kino ze świetną muzyką, wciągającą historią, wiarygodnymi postaciami. Android w wykonaniu Goslinga to kawał dobrej roboty, jego nadzieja na bycie człowiekiem, przynajmniej w jakimś stopniu, naprawdę porusza. Niestety, fajerwerków na ekranie nie było, więc widzowie nie dopisali - kiepska informacja dla ludzi, którzy będą chcieli tworzyć kino tego typu.
Bodyguard Zawodowiec
W tym przypadku mógłbym napisać, że zaskoczeniem jest już kiepski polski tytuł (w oryginale to The Hitman's Bodyguard), ale machnę na to ręką. Podobnie zrobię w przypadku głosów, że wybrałem do zestawienia marne kino akcji. Bo chociaż zgodzę się, że to jest kino akcji, to nie nazwę go marnym. Twórcy zafundowali nam dwie godziny zabawy, o którą chodzi przecież w produktach tego typu. Tu nie ma mroku i gęstej atmosfery czy filozofii, jest ostra jazda przez blisko dwie godziny. Panowie Samuel L. Jackson i Ryan Reynolds (magia imienia Ryan...) potrafili mnie rozbawić i sami chyba też nieźle się bawili przy kręceniu tego filmu - czuć luz, widać oko puszczane do widza. Moje serce skradła jednak Salma Hayek - nie sądziłem, że aktorka przypomni mi o swoim istnieniu w taki sposób...
Song to Song
Większość ludzi, z którymi rozpoczynałem seans... wyszła z sali kinowej w trakcie projekcji. Jedni stwierdzili pewnie, że Terrence Malick już się skończył, drudzy mogli być ofiarami trailera/plakatu/zapowiedzi: przeczytali, że to film muzyczny, zobaczyli, że gra w nim Gosling i pewnie pomyśleli, że zobaczą kolejny La La Land. Ale te filmy dzieli przepaść. I chociaż wiele osób stwierdzi, iż Song to Song to przerost formy nad treścią, że dostajemy zlepek przypadkowych scen i po seansie trudno stwierdzić, co autor chciał powiedzieć, to nie będę ukrywał, że mnie ten obraz zahipnotyzował. Może przy kolejnej projekcji zgodziłbym się z krytykami, może też wystawiłbym bardzo niską ocenę, ale... na razie nie zamierzam tego sprawdzać. Wolę być zaskoczony tym, że nie zauważyłem, kiedy sala opustoszała...
To tyle, jeśli chodzi o zaskoczenia. Przypomnę, że wcześniej pojawiły się dwa zestawienia: Filmy, które zrobiły na mnie największe wrażenie oraz Filmy, które mnie rozczarowały.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu