Gry

Zagrajmy dziś w Fifę 2000 i The Sims na… Windows 8 – wspomnień czar

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

1

Ponad 14 lat temu po raz pierwszy uruchomiłem Fifę 2000. Mniej więcej w tym samym okresie na pulpicie Windows 98 pojawiła się także niebiesko-granatowa ikonka opatrzona etykietką “The Sims”. Choć obydwie serie ukazują się do dzisiaj, a ich najnowsze odsłony zachwycają miliony graczy dookoła globu, j...

Ponad 14 lat temu po raz pierwszy uruchomiłem Fifę 2000. Mniej więcej w tym samym okresie na pulpicie Windows 98 pojawiła się także niebiesko-granatowa ikonka opatrzona etykietką “The Sims”. Choć obydwie serie ukazują się do dzisiaj, a ich najnowsze odsłony zachwycają miliony graczy dookoła globu, ja postanowiłem powrócić do tych, a jakże, klasyków.

W czasach, gdy podobny do dzisiejszej dystrybucji cyfrowej model sprzedaży gier można było uznać za odległe marzenia, głównym źródłem ciekawych gier byli znajomi. To oni polecali w co warto zagrać, w pewnym stopniu znali także nasz gust, więc z jakąś dozą prawdopodobieństwa mogli też stwierdzić czy nam się coś spodoba czy nie. Podobnie jednak jak dziś, grę łatwiej było pożyczyć (w dosłownym tego słowa znaczeniu;), aniżeli kupić za niemałe pieniądze, to właśnie wymiana kompaktami stawała się głównym sposobem na zdobycie kolejnych ciekawych gier.

I tak właśnie trafiła do mnie FIFA 2000. Być może wstyd się przyznać, że to właśnie dopiero od tego wydania rozpocząłem swoją przygodę z najlepszą(!) serią symulatora piłki kopanej, lecz nie będę ukrywał, że niedługo przed jej premierą w moim domu pojawił się pierwszy komputer. Na pokładzie znalazł się naturalnie szary do bólu Windows 98, który zachwycał urzekającym dźwiękiem podczas uruchamiania systemu oraz aplikacją Paint, w której spędzało się godziny tworząc kolejne “arcydzieła”.


Nie jest to premierowe wydanie, no ale...

Kiedyś...

Instalacja gry zakończyła się sukcesem, choć oczywiście do ostatniej chwili drżałem czy wszystko się dobrze skończy. Dlaczego? Jak wspominałem płytka z grą krążyła po całym osiedlu, więc swoje przeszła. Po kilkunastu minutach pozwoliłem instalatorowi umieścić skrót do gry na pulpicie i uruchomiłem Fifę 2000. W tamtej chwili slogan “EA Sports. It’s in the game.” zapamiętałem chyba na całe życie. Usłyszeć go można za każdym razem gdy włączamy grę, więc dosłownie wrył mi się w pamięć. Chwilę później zderza się poprzednia epoka gier piłkarskich z ówczesną. Wszystko przy genialnym kawałku Robbiego Williamsa pod tytułem “It’s only us”. Nie pamiętam ile dokładnie rozegrałem spotkań. Wiem, że można je liczyć w tysiącach.

Puchary, liga, setki meczy towarzyskich ze znajomymi wypełnionych kłótniami, kto tym razem gra na klawiaturze, a kto na padzie. FIFA 2001 zmieniła naprawdę dużo, zaś wersja z 2002 roku (choć premierę miała naturalnie jeszcze w 2001) okazała się niemal rewolucją. I choć obydwie odsłony wspominam również z ogromnym sentymentem buszując dziś po serwisach aukcyjnych w celu zdobycia premierowych wydań w dobrej cenie, to jednak “moja pierwsza FIFA” była i jest tylko jedna. To ta z 2000 roku.

Całkiem podobna historia dotyczy gry The Sims. Symulatora życia codziennego, który wraz z kolejnymi dodatkami stawał się “gigantem” na dysku twardym o pojemności będącej dziś powodem szerokiego uśmiechu, ale zabawie nie było końca. Nie obyło się oczywiście bez problemów z uruchomieniem gry po pewnym czasie, gdy “do akcji” wkroczyły przeróżne edytory i nieoficjalne dodatki, dzięki którym można było dać upust fantazji w tworzeniu naszego Sima i jego świata.


"Zabójcze" wymagania systemowe Fify 2000...


... i The Sims - za Cyber Mycha Ekstra (wydanie poświęcone serii The Sims)

...i dziś

Jakiś czas temu udało mi się zdobyć obydwie te gry i wtedy dopiero zrobiło się ciekawie, bo przecież od ich premiery zdążyło minąć kilkanaście lat, a na rynku ukazało się sześć wersji systemu Windows. A większość z Was zapewne dobrze zdaje sobie z tego sprawę, jakim problemem jest kompatybilność starszych gier i aplikacji w nowszych środowiskach. Postanowiłem jednak zaryzykować i po prostu zainstalować obydwie gry na moim laptopie z Windows 8.1 x64. Na pierwszy ogień poszła FIFA 2000 i…

…nie oderwałem się od komputera przez kolejne 10 spotkań. Nieaktualne składy, rozciągnięty obraz (ze względu na panoramiczny monitor) i doskonale widoczne piksele nie były w stanie mnie znięchęcić do gry nawet w najmniejszym stopniu. Nie musiałem odświeżać sobie ustawień sterowania, bo to niejako “zapisało się” w moich rękach. Spektakularne strzały z przewrotki lub nożyce, niedoścignieni zawodnicy (ciągłe stukanie w klawisz “W”!) i genialny soundtrack. Tak. Właśnie tak zapamiętałem Fifę 2000.

Rozochocony takim obrotem sytuacji kliknąłem dwukrotnie na ikonę The Sims. Wybrałem wyższą rozdzielczość (z dwóch opcji: 800x600 i 1024x768) i wstrzymałem oddech. Intro, ekran wczytywania i wylądowałem w “okolicy”, czyli sąsiedztwie Simów. Wszystko działa jak należy, irytować może delikatnie rozciągnięty obraz, ale kto by w takiej sytuacji zwracał na to uwagę. Po przejściu samouczka - mimo wszystko co nieco się zapomniało - przeszedłem do szykowania własnego domu i pisania historii mojego Sima. W tle naturalnie ścieżka dźwiękowa, do której pasuje tylko jedno określenie: “geniusz”.

W Sieci znaleźć można wiele komentarzy na temat braku kompatybilności m.in. właśnie FIFA 2000 czy The Sims z nowszymi systemami, stąd z początku pojawiło się sporo wątpliwości co do rozmiarów szans ponownego zagrania w obydwa tytuły. Jak się jednak okazało zupełnie bezproblemowo zainstalowałem i uruchomiłem jedną grę po drugiej. Co prawda ich ikonki nie prezentują się zbyt okazale na Ekranie Start czy Pulpicie “ósemki”, ale wcale nie zamierzam ich podmieniać. To właśnie w nich drzemie duch tych gier.

Są to genialne gry “retro”, które być może trącą myszką, ale są źródłem świetnej zabawy również, a może i przede wszystkim, na tle dzisiejszych “hitów”.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu