Przedstawienia "Elon Musk władca Twittera" ciąg dalszy. Spadła kolejna lawina banów - za co tym razem?
Elon Musk pokazuje pazur na każdym kroku. Nowy właściciel Twittera nie przysporzył sobie zbyt wielu fanów. Po tym jak został niejako "zmuszony" do zakupu popularnego serwisu społecznościowego, szum wokół jego działań nie ustaje. Zarówno tych związanych z jego podejściem do tamtejszych usług i próby przekształcenia serwisu w taki, który zacznie na siebie zarabiać (tak, mam tu na myśli całe zamieszanie wokół Twitter Blue i opcji weryfikacji), jak i bycia marnej jakości pracodawcą (nie bez powodu setki osób zdecydowały się odejść z dnia na dzień; a ci którzy pozostali prawdopodobnie są przerażeni wizją budowania sypialni w biurze, by mogli pracować więcej i efektywniej), jak i tych... typowo "prywatnych". Bo tak - Elon Musk obecnie włada Twitterem, ale jest on regularnym użytkownikiem serwisu od wielu lat. To właśnie tam rozprawiał on często o swoich zawodowych planach i zdradzał co nieco na temat biznesów które prowadzi. Tam również dał się poznać jako buc i ignorant. A teraz dolewa oliwy do ognia sprzedająć bany tym, którzy ośmielili się go skrytykować.
Zawieszonych kont przybywa. Elonowi Muskowi nie podoba się krytyka - więc pozbywa się krytykujących
Wśród zbanowanych użytkowników znalazła się cała paleta znanych i cenionych dziennikarzy — m.in. The New York Timesa (Ryan Mac), CNN (Donie O'Sullivan), The Washington Post (Drew Harwell), The Intercept (Micha Lee) czy Mashable (Matt Binder, Aaron Rupar, Tony Webster). Co ciekawe - nowy właściciel społecznościówki chyba nie bardzo widzi w tym problem — i sprawę ich odblokowania pozostawił sondzie na Twitterze. 121,6 miliona obserwujących miało szansę zabrać głos w sprawie — i w chwili pisania tego wpisu udział w sondzie wzięło ponad 500 tys. użytkowników, z których 43% zgadza się z tym, że należy ich odblokować natychmiast. 4,5% że warto poczekać do jutra, zaś 14,4% — że co najmniej tydzień. 38,1% twierdzi jednak, że należy poczekać jeszcze więcej.
Blokady te posypały się w związku z niesławną sprawą nastolatka, który śledził każdy kilometr który przemierzał prywatny samolot miliardera. Cała plejada zablokowanych dziennikarzy doniośle komentowała sprawę zbanowania @ElonJet, a najwyraźniej ktoś tutaj nie chciał w temacie specjalnego rozgłosu. I choć można spierać się na temat tego czy takie śledzenie jest dobre czy złe, patrząc tutaj na szerszy obrazek wychodzi... po prostu hipokryzja. Całe to przedzsięwzięcie przecież odbyło się pod hasłem wolności słowa — i to już kolejny raz kiedy widzimy że wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się dobro Muska — co zostało mu wypomniane. Dziennikarz z The Washington Post zapytał wprost, jak ban dla @ElonJet i dobro ofiary różni się od innych historii, z którymi Musk nie ma problemu (np. kwestia laptopa z prywatnymi informacjami o Hunterze Bidenie, które zostały usunięte w 2020 gdy wyciekły, ale kilka tygodni temu decyzją Elona zostały przywrócone). Właściciel portalu na to pytanie podczas pogawędki w Twitter Spaces odpowiedział: rozpowszechniasz prywatne dane, zostajesz zawieszony. Koniec rozmowy — i odszedł z rozmowy.
No cóż - Twitter stał się prywatną przestrzenią nowego właściciela. Coraz trudneij tam liczyć na powagę i rzetelność — bo w kwestii Elona Muska i jego podejścia chyba już nikt nie żadnych wątpliwości, że nie ma tam ani rzetelności, ani powagi, ani tym bardziej wzięcia na barki odpowiedzialności za swoje czyny... prawda?
Grafika: Depositphotos.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu