Z upublicznionych dokumentów wewnętrznych wynika, że pracownicy Instagrama zdają sobie sprawę ze szkodliwego wpływu aplikacji na zdrowie nastolatków. Pieniądze okazały się jednak ważniejsze.
Meta wiedziała, że Instagram wpędza nastolatki w depresję. Ale kto by się tym przejmował?
Czy media społecznościowe są dobre dla zdrowia psychicznego? Oczywiście, że nie. Wie to każdy, kto choć raz na dłużej zatopił się w TikToku, Twitterze czy Facebooku. Wiedzą to także eksperci zatrudniani przez same platformy, ale nawet przy ewidentnych dowodach nie podejmują poważnych czynności. Dlaczego? Bo to po prostu się nie opłaca.
W pułapce ideałów
Nawet dorosłemu człowiekowi z bagażem doświadczeń i umiejętnościami zdystansowania zdarza się czasem odczuwać dyskomfort podczas korzystania z social mediów. Piękne sylwetki, prywatne odrzutowce i z pozoru bezproblemowe życie gwiazd Internetu może wpędzić w kompleksy nawet najbardziej doświadczonego internautę, a co mają powiedzieć nastolatki, które dopiero wyrabiają w sobie umiejętność trzeźwej oceny sytuacji.
W ich przypadku odpowiednie dozowanie treści jest niezwykle ważne, bo ekspozycja na bajkowe postacie influencerów, podsycana algorytmami platformy, może być tragiczna w skutkach. Najgorsze jest jednak to, że giganci social mediów, tacy jak Meta, doskonale zdają sobie sprawę z mocy uzależniających i silnie wpływając na psychikę młodzieży obrazów i treści. Z opublikowanych dokumentów wewnętrznych wynika jednak, że nikt się tym nie przejmuje, bo pieniądze stoją w hierarchii wyżej niż dobro użytkowników.
Tak, niszczymy dzieciom zdrowie psychiczne, a w czym problem?
CBS News donosi o niepublikowanym wcześniej dokumencie wewnętrznym z Meta, który wyciekł dzięki Frances Haugen, odpowiedzialnej za słynne „akta Facebooka” z 2021 roku. Z dokumentów wynika, że jeden z pracowników Instagrama przeprowadził dochodzenie w sprawie zaburzeń odżywiania, zakładając w tym celu specjalne konto jako trzynastolatka. Chciał sprawdzić, jaki content platforma będzie podsuwać dziecku, poszukującemu odpowiedzi na zagadnienia związane z właściwą dietą. Okazało się, że Instagram jest równie bezlitosny, co szkolny prześladowca.
Platforma zaczęła podrzucać „dziewczynce” profile, które wprost naśmiewały się z podjadania i promowały nienaturalnie wychudzone i niezdrowe sylwetki. Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym takie treści trafiają do młodego umysłu, zmagającego się z anoreksją lub bulimią. W dalszej części dokumentu znajdowały się też dane z badania wewnętrznego nad stanem psychicznym młodych użytkowników. Według Instagrama aż 1/3 nastolatek odczuwa pogorszenie się stanu psychicznego, niechęć do własnego ciała oraz wyższy poziom lęków i natężenie stanów depresyjnych po rozpoczęciu korzystania z aplikacji.
Czy Meta lub sam Instagram coś z tym zrobił? Absolutnie nie. Firm mają świadomość problemu, ale przychody ze szkodliwych dla nastolatków treści są zbyt duże, by się od nich odcinać. Dlatego też z inicjatywy adwokata Matta Bergmana powstało Centrum Praw Ofiar Mediów Społecznościowych, współpracujące obecnie z ponad 1200 rodzin, prowadzących sprawy przeciwko gigantom social mediów.
„Za każdym razem, kiedy mają możliwość wyboru między bezpieczeństwem naszych dzieci a zyskami, zawsze wybierają zyski. Oni celowo zaprojektowali produkt, który uzależnia. Rozumieją, że jeśli dzieci pozostają w Internecie, zarabiają więcej pieniędzy. Nie ma znaczenia, jak szkodliwy jest materiał” – Matt Bergman
Dyskusje na zbliżony temat wciąż trwają w Wielkiej Brytanii, gdzie próbowano wdrożyć ustawę „legal but harmful” – nakładająca obowiązek usuwania z mediów społecznościowych treści legalnych, ale szkodliwych, takich jak na przykład promowanie anorektycznych sylwetek. Jednak i tam działania nie doszły do oczekiwanego skutku przez sprzeciw ze strony konserwatystów, którzy uznali to za cenzurowanie sieci.
I gdzieś między korporacyjną walką o pieniądze a polityczną batalią o postawienie na swoim cierpią Ci, którzy – wydawać by się mogło – powinni być priorytetem obu stron.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu