Facebook

Za pomocą Facebooka można się nawet... rozwieść

Maciej Sikorski
Za pomocą Facebooka można się nawet... rozwieść
Reklama

Ciekawe wieści docierają z USA. Tamtejszy sąd zgodził się na rozwód przez... Facebooka. Tak, przez serwis społecznościowy, który wykorzystywany jest m...

Ciekawe wieści docierają z USA. Tamtejszy sąd zgodził się na rozwód przez... Facebooka. Tak, przez serwis społecznościowy, który wykorzystywany jest m.in. do chwalenia się zdjęciami z wakacji, wygłaszania poglądów politycznych, wrzucania linków do przeróżnych filmów i artykułów. Pisząc krótko: raczej rozrywka i luźne pogadanki, niż miejsce do załatwiania spraw urzędowych. Aż tu nagle...

Reklama

Rzecz dzieje się w Nowym Jorku. Para wzięła ślub, małżonek "wyparował" i trudno go znaleźć. Nie ma stałego miejsca pobytu, nie można go zlokalizować, problem z tym miał nawet prywatny detektyw. Wiadomo jednak, że żyje, ponieważ korzysta z Facebooka, czasem dzwoni też do żony. Wracać nie zamierza, więc kobieta postanowiła się rozwieść. Tylko jak tego dokonać, gdy jest problem z namierzeniem drugiej połówki? Sąd uznał, że można wykorzystać Facebooka.

Adwokat kobiety ma przez trzy tygodnie wysyłać mężczyźnie papiery rozwodowe. Jeśli mąż zareaguje wcześniej, to uzna rozwód, jeżeli nie zareaguje, to sąd zrobi to za niego. Wiadomo (mniej więcej), jak skonstruowane jest prawo w USA, jeśli jeden sędzia wykorzysta Facebooka przy rozwodzie, to jego śladem mogą pójść inni. Możliwe, że nie będzie to dotyczyć tylko rozwodów. I za kilka lat okaże się, że Facebook, Twitter czy Snapchat to doskonałe narzędzia do załatwiania spraw urzędowych. Rozwiązania na miarę naszych czasów.

W Polsce, szerzej w Europie, raczej nie zobaczymy takich cudów w najbliższym czasie, ale kto wie, jak sprawy będą się miały za kilkanaście lat? Skoro udało się namieszać w biznesie dostarczania poczty i wielki operator, dotychczasowy hegemon musiał uznać wyższość prywatnej firmy, to czemu nie założyć, że z czasem prawo zmieni się tak, by wciągnąć w te mechanizmy cyfrowe rozwiązania. Zacznie się od maili, skończy na Facebooku. Jedni przyklasną tej idei, drudzy uznają pomysł za szalony, jeszcze inni będą się zastanawiać nad konsekwencjami tych rewolucji.

Wyobraziłem sobie sytuację, w której za pośrednictwem Facebooka (lub innego serwisu) można wziąć ślub. Para poznaje się w Sieci, po kilku miesiącach wirtualnych spotkań bierze w niej ślub, jako małżeństwo żyje nadal osobno, ale spotyka się w Internecie, po kolejnych kilku miesiącach zaczyna się sobą nudzić i bierze rozwód. Prawdziwy. Wszystko jest prawdziwe wedle prawa. Trudno jednak stwierdzić, czy i małżeństwo było prawdziwe, bo przypominało bardziej śluby brane na koloniach, a udzielane przez Neptuna. Problem z pozoru błahy, ale może zmienimy zdanie, gdy zderzymy się z nim na większą skalę. I nie będzie to dotyczyło tylko kwestii małżeństwa.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama