W ostatnich dniach prezydentury Donald Trump jeszcze raz postanowił zamanifestować swoją niechęć do chińskich przedsiębiorstw w USA, wpisując Xiaomi na listę domniemanych chińskich firm zbrojeniowych.
Prezydentura Donalda Trumpa zostanie zapamiętana zapewne z wielu przyczyn, ale jedną z nich z pewnością będzie usilna próba blokowania i banowania w Stanach Zjednoczonych wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z Chińską Republiką Ludową. O problemach, jakie ustępujący prezydent spowodował takim firmom jak Huawei i o jakichkolwiek podstawach dla wystawianych oskarżeń napisano już wszystko, więc wspomnę tu tylko, że kiedy światło dzienne ujrzała afera związana z tym, że Xiaomi zbierało dane o swoich użytkownikach bez ich zgody, popełniłem wpis, w którym zastanawiałem się (czysto teoretycznie) na ile możliwa jest konsekwencja w działaniach administracji prezydenta i nałożenie na Xiaomi takiego samego bana, jak w przypadku Huawei. Mijały miesiące, nic nie zapowiadało, by do końca kadencji jakikolwiek problem miał spotkać tę lubianą przez Polaków markę. Aż do teraz.
Xiaomi z banem. Póki co, militarnym
Jak donosi Reuters, wczoraj administracja prezydenta dodała 9 pozycji do specjalnej listy, która prowadzona jest w Białym Domu od 1999 roku. Jest to lista domniemanych chińskich firm zbrojeniowych i znalezienie się na niej wiąże się z wieloma nieprzyjemnymi konsekwencjami. Niestety, wśród 9 dopisanych firm znalazło się także Xiaomi. Nie oznacza to jednak, że firma straci dostęp do usług Google, jak Huawei, ponieważ jest to inna lista niż czarna lista handlowa. Póki co, restrykcje obejmują głównie inwestorów - ci pochodzenia amerykańskiego muszą do 11 listopada 2021 wycofać swoje aktywa ze spółek dodanych do listy (w tym z Xiaomi), a przez dekret podpisany kilka dni temu, żaden Amerykanin nie może inwestować w firmy znajdujące się na liście.
Oczywiście, takie działania nie pozostały bez wpływu na giełdowe notowania Xiaomi. Na giełdzie w Hongkongu wartość akcji spadła o 11 proc. Xiaomi odpowiedziało błyskawicznie, zaznaczając ustami swojego rzecznika prasowego, że "firma nie jest własnością chińskiego wojska, nie jest kontrolowana ani powiązana z chińskim wojskiem i nie jest „Komunistyczną Chińską Kompanią Wojskową” zdefiniowaną w ustawie NDAA [National Defense Authorization Act]. Spółka podejmie odpowiednie działania w celu ochrony interesów swoich i akcjonariuszy". Warto tu zaznaczyć, że reakcja giełdy mogła być podyktowana tym, że w przypadku Huawei międzynarodowy ban również rozpoczął się od wpisania na wspomnianą listę wojskową. Wielu ludzi obawia się, że jest to początek końca dla chińskiej firmy.
Wątpliwe jest jednak, że Trump będzie w stanie dokończyć swoje dzieło. To, jak Joe Biden pokieruje relacjami Stany Zjednoczone - Chiny dla pozostaje wielką niewiadomą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu