Mam wrażenie, że Xiaomi niedawno przyzwyczaiło nas do tego, że dobry smartfon nie musi wcale kosztować majątku. Później to samo Xiaomi niejako zniszczyło te nadzieję wyceniając model Mi 10. Trzeba niestety nastawić się na to, że nowe smartfony będą droższe i niewiele możemy na to poradzić.
Kluczowy dla cen smartfonów ma być 2021 rok
Generalnie przyzwyczailiśmy się do tego, że smartfony drożeją. Widać to u wielu producentów, ze szczególnym wskazaniem na Chiny. Ale tu akurat to efekt strategii, gdzie poszczególne firmy starały się jak najbardziej ciąć koszty by przekonać do siebie klientów niskimi cenami, zbudować bazę fanów, a później odpowiednio te ceny podwyższać. Jednym z takich producentów jest na pewno wspomniane wyżej Xiaomi, które nieźle namieszało na rynku modelami Mi 9. Smartfony już na premierę miały kapitalne ceny i świetne możliwości, przez co masa osób stwierdzała, że nie ma zamiaru ani dopłacać do droższych flagowców konkurencji, ani decydować się na niższe, słabsze modele tylko ze względu na znaczek. No, ale Mi 10 kosztuje w porównaniu z Mi 9 dużo więcej, więc bańka pękła, wszystko wróciło do normy. Jestem bardzo ciekawy sprzedaży tego modelu w naszym kraju, szczególnie w porównaniu z poprzednikiem.
Pewnych rzeczy nie da się jednak ominąć i choć ostateczna decyzja o cenie konkretnego smartfona zależy od jego producenta, to jednak trzeba pamiętać, że on też płaci - choćby za podzespoły. A kiedy taki Qualcomm wycenia Snapdragona 875 z modemem X60 5G na 250 dolarów od sztuki, to niestety odbije się na finalnej cenie smartfona z takim procesor. A takich modeli będzie coraz więcej, bo chcemy tego czy nie, 5G to przyszłość mobilnych urządzeń.
Przeczytaj też: Testujemy 5G w Warszawie
Ta cena to póki co jeszcze plotki, ale bardzo prawdopodobne. A to oznacza, że Snapdragon 875 będzie aż o 150-160 dolarów droższy od aktualnego flagowego Snapdragona 865. Przeliczając w prosty sposób na złotówki, to różnica ceny wynosi aż 600 złotych. Na samym procesorze. Sporo, więc i dość widoczne będą finalne ceny smartfonów z tym układem. Pozostaje pytanie, czy użytkownicy będą w stanie ją zaakceptować - zapowiada się bez wątpienia mocniejszy i bardziej wydajny procesor, w dodatku obsługujący sieć 5G. Tę samą sieć, która choćby w naszym kraju dopiero raczkuje i raczej trudno powiedzieć, by w 2021 stała się standardem. Ale jednocześnie trudno oczekiwać po producentach smartfonów by nie korzystali w swoich flagowych modelach z najmocniejszych układów Qualcomma tylko dlatego, że są droższe i podniosą sklepową cenę urządzenia. Idealnym rozwiązaniem jest równoległe sprzedawanie modeli bez 5G i z 5G, co też oczywiście aktualnie bada rynek - tylko w przyszłym roku te same firmy staną przed dylematem - najnowszy procesor z 5g czy starszy, ale tańszy bez 5G. Co postanowią? Szczerze mówiąc, nie wie, wydaje mi się jednak, że będziemy po prostu dopłacać.
Co możemy poradzić na rosnące ceny smartfonów?
Proste - nie kupować urządzeń z nowymi Snapdragonami. Na pewno producenci będą tworzyć modele Lite - albo zamontują Snapy 875 w urządzeniach z dopiskiem Pro. To nie jest więc tak, że nagle wszystkie nowe smartfony będą droższe. Tylko z drugiej strony jeśli ktoś będzie chciał mieć topowe urządzenie, to raczej nie sięgnie po starszy model procesora tylko ze względu na niższą cenę. Czy jednak ta dopłata będzie miała sens? O tym przekonamy się testując przyszłoroczne flagowce, może porównując ich wydajność bezpośrednio ze starszymi modelami lub wersjami ze starszymi procesorami. Nikogo do 5G nie da się zmusić, szczególnie że wiele osób dalej nie jest w stanie w pełni wykorzystać sieci 4G/LTE. Ja pisząc ten tekst, mam w Play na iPhone 11 raptem 2 z 4 kresek zasięgu, a nie mieszkam na obrzeżach Warszawy. I jeżdżąc w inne rejony kraju widzę, że nie jest wcale kolorowo i zasięg sieci w miejscu mojego zamieszkania nie jest wcale taki zły. O sieci 5G w tej chwili w ogóle nie myślę. Więc po co mi w sumie nowy Snapdragon, skoro nie wykorzystam w pełni jego możliwości?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu