Felietony

Wystarczyła jedna zmiana i chętniej słucham muzyki. Polecam spróbować

Konrad Kozłowski
Wystarczyła jedna zmiana i chętniej słucham muzyki. Polecam spróbować
16

Podczas gdy Spotify wprowadza narzędzie AI do generowania playlist, ja robię krok w tył i słucham muzyki jak robiłem to dwie dekady temu.

Streaming opanował każdą gałąź przemysłu multimedialnego: filmy, muzyka i gry dostępne są online na niemal dowolnym urządzeniu. Ogromny wybór i nieograniczony dostęp w ramach abonamentu powodują czasem jednak, że zamiast doceniać muzykę coraz bardziej, zamykam się w obrębie kilku albumów albo godzinami szukam choćby jednego nowego kawałka, który do mnie "przemówi". Zestawienia nowości od ulubionych wykonawców i polecane utwory na podstawie mojej aktywności są niesamowicie wygodne, ale coraz rzadziej wracałem do cenionych przeze mnie płyt lub artystów, najczęściej będąc przytłoczonym premierami i rekomendacjami.

Niedrogie kompakty znajdziemy w sieci i w sklepach

Od pewnego czasu stosuję zmienioną taktykę i częściej sięgam po kompakty. Owszem, nowe wydania nie są tanie, bo ich ceny sięgają już nawet 70 złotych (a wydawało się że 50 złotych będzie pewną granicą), ale od czasu do czasu decyduję się i na taki wydatek. Na co dzień wertuję jednak serwisy z ofertami i aukcjami lub przeglądam stoiska z płytami CD w przeróżnych miejscach, wydając kilka albo kilkanaście złotych na album. Mógłbym napisać, jak ważne jest tu obcowanie z przedmiotem fizycznym i książeczką, ale tym razem do tego nie wrócę. Chodzi o coś innego.

Przeżywające prawdziwy renesans winyle pokazały, że fakt posiadania (ładnych) wydań albumów muzycznych nie przeminie, ale dziś to płyty CD mogą być jednym z lepszych wyborów, jeżeli rzeczywiście lubicie muzykę. Nic nie stoi na przeszkodzie (oprócz komputerów bez napędów optycznych), by takie albumy zgrać na własne urządzenie, ale postanowiłem też odkurzyć swoją mini-wieżę z czytnikiem CD, by do niektórych czynności posłuchać muzyki właśnie w ten sposób. Discman byłby raczej przerostem formy nad treścią, ale w domowych warunkach zmiana płyty problemem nie jest, a jak już mówiłem w grę wchodzi także słuchanie utworów zripowanych do pamięci komputera.

Zakochałem się w nowej płycie, na nowo odkrywam "własne" starocie

W ten sposób wróciłem także do tych krążków, które już posiadałem wcześniej i przestałem ich słuchać, bo codzienne nowości i sugestie były zawsze łatwiej dostępne. Zupełnie inaczej potraktowałem też jeden z najnowszych albumów. Mowa o "Visions", który nagrała Norah Jones - dopóki słuchałem go na raty, przeskakując czasem kawałki, które mi z początku "nie wchodziły", nie potrafiłem złapać tego klimatu i wczuć się w płytę. Po odsłuchaniu, chcąc nie chcąc, całości z kompaktu o wiele lepiej album do mnie przemówił. Po kilku odsłuchach podchodzę do niego zupełnie inaczej. Przyłożyło się do tego odtwarzanie płyty w aucie, gdzie zamiast żonglowania kompaktami, równie często sięgam po... iPoda.

Ograniczony zasób muzyki (wymieszana własna klasyka z nowościami) i (nie)zależność od dostępu do sieci bardzo wpłynęły na to, jak słucham muzyki. Nie szukam wciąż czegoś nowego do posłuchania, nie pojawia się ta potrzeba i chęć ciągłego odkrywania. A jeśli można by to co się dzieje określić w ten sposób, to po prostu odnajduję na nowo zapomniane i niesłuchane od dawna albumy czy całe dyskografie.

Brak nowości i dostępu do sieci potrafi być wyzwalające

Pozostawiona, bo zgrana lata temu muzyka na iPoda nagle wydawała bardziej atrakcyjna, niż cokolwiek innego. Naturalnie ta niezbędna rotacja, czyli synchronizowanie pamięci urządzenia, jest dość czasochłonna, ale z drugiej strony to też może być coś przyjemnego, gdy kreuję kolekcję muzyki, którą będą zabierać ze sobą w następnych tygodniach. Tu, dla niecierpliwych i niegotowych na takie poświęcenia, łatwiejszą i szybszą alternatywą będzie synchronizacja przez chmurę np. w Apple Music, co też czynię.

Dzięki zmianie byłem zmuszony posłuchać całych dyskografii Led Zeppelin czy Black Sabbath, a także wrócić do The Offspring. Przypomniałem sobie także o wielu świetnych albumach z muzyką filmową ("Jurassic Park", "Interstellar", "Transformers" i inne) oraz wróciłem do polskiej klasyki w postaci Maanamu, O.N.A czy Hey. Co więcej, niektóre wersje lub całe płyty nie są/nie były dostępne online, więc nawet gdybym miał na nie ochotę, to nie zdołałbym ich odtworzyć w streamingu.

Przy okazji wyszło na jaw, że zupełnie nowy remaster pierwszej płyty Maanamu trafił tylko na winyla oraz... na YouTube'a, gdzie jednak jeden z utworów ma błędy i nie można go posłuchać w całości. Nigdzie indziej, ani na Spotify czy Tidal, ani na kompakcie, najświeższa wersja tej znakomitej płyty nie była udostępniona. I jak tu nie zgrać własnego winyla do cyfrowego formatu z zachowaniem poprawek, które pozwalają odkryć ten album na nowo?

 

 

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu