Felietony

Wy, którzy do Rzeczypospolitej chińskie tablety sprowadzacie

Paweł Grzegorz Iwaniuk
Wy, którzy do Rzeczypospolitej chińskie tablety sprowadzacie
43

Niniejszy wpis chciałbym zadedykować dystrybutorom elektroniki użytkowej na terenie Polski, którzy właśnie planują zamówienie partii tanich, chińskich, androidowych tabletów, a następnie sprzedaż ich pod swoją marką. Nie zamierzam zniechęcać kogokolwiek do takich działań, gdyż wśród urządzeń tej kla...

Niniejszy wpis chciałbym zadedykować dystrybutorom elektroniki użytkowej na terenie Polski, którzy właśnie planują zamówienie partii tanich, chińskich, androidowych tabletów, a następnie sprzedaż ich pod swoją marką. Nie zamierzam zniechęcać kogokolwiek do takich działań, gdyż wśród urządzeń tej klasy dostępnych jest kilka, bardzo dobrych produktów, które mają niezły stosunek jakości do ceny i nie są bynajmniej tanimi imitacjami iPada. W tym samym momencie, dostępna jest jednak również cała masa niskiej jakości produktów. Tych drugich, ewidentnie należy się wystrzegać.

Zacznijmy od pewnej, bardzo istotnej kwestii, jaką jest pytanie: czym jest tablet? Według mnie, tablet to przenośny komputer, posiadający ekran dotykowy o przekątnej +5 cali, pracujący pod kontrolą systemu operacyjnego, który umożliwia uruchamianie aplikacji oraz posiada przeglądarkę internetową. Urządzenie tego typu posiada również moduł łączności Wi-Fi, a czasem również 3G.

W ramach powyższej definicji mieści się obecnie bardzo dużo, dostępnych na rynku urządzeń. Ceny zaczynają się już od około 200 zł za tablet. W większości przypadków nie są to jednak produkty pełnowartościowe. W tym segmencie producenci rzadko przywiązują wagę do optymalizacji oprogramowania. Dlatego też, taniemu tabletowi z Chin często bliżej jest do przenośnych odtwarzaczy audio i wideo, niż do urządzeń mających umożliwić konsumowanie mediów internetowych oraz korzystanie z rożnego rodzaju aplikacji. Pod obudową takiego tabletu znaleźć można technologię sprzed ponad 10 lat, układ z serii ARM9.

Opisany powyżej tablet to urządzenie znajdujące się na najniższej półce, w swoim segmencie. Problem w tym, że ta właśnie „niska półka” zalewa nasz rynek. Handlarze z Allegro znaleźli sposób na szybki zysk. Osoby, które zdecydują się kupić taki tablet, muszą liczyć się z koniecznością długiego oczekiwania na przesyłkę. Sprzedawca nie posiada bowiem tych urządzeń fizycznie u siebie (w większości wypadków). On dopiero zamówi tablety w Chinach, gdy my dokonamy zakupu. Ciekawe, prawda?

Świat nie kończy się jednak na małych sprzedawcach, których sprzedaż wynosi 10-15 sztuk miesięcznie. Nad Wisłą mamy jeszcze kilku dystrybutorów elektroniki (nie będę wymieniał nazw marek, ale część z Was posiada ich czajniki, odkurzacze, myszki lub klawiatury), którzy albo już zamówili w Shenzhen tablety ze swoim logo, albo zrobią to w najbliższych tygodniach lub nawet dniach. Część z nich nie może co prawda zdecydować się jaki produkt zamówić. Tablet czy może jednak dedykowany czytnik do e-książek? Podejrzewam, że w większości przypadków wybór padnie jednak na ten pierwszy produkt.

Tutaj pojawia się problem. Nie chcę nikogo obrażać, ale moje doświadczenia z product managerami (poza jednym wyjątkiem) pracującymi we wspomnianych firmach dowodzą, że choć większość z nich posiada wykształcenie techniczne, to temat, którym zajmują się nie interesuje ich wystarczająco mocno (ponad zakres obowiązków), aby przyjrzeć się bliżej dostępnym na rynku produktom. Z tego też powodu, kryterium wyboru produktów, które zostaną wprowadzone do oferty będzie kryterium cenowym.

Spodziewam się, że już wiosną, ewentualnie latem, zobaczymy w sklepach komputerowych na terenie całego kraju wysyp chińskich tabletów z logo polskich marek. Większość z nich napędzana będzie wspomnianą już technologią sprzed dekady. Możliwe, że któryś dystrybutor wykaże się odrobiną ambicji i wprowadzi do oferty urządzenie oparte na ARM11. Będzie to jednak maksimum w kwestiach sprzętowych. Nie zobaczymy „polskich” tabletów z układami Cortex-A8, a przynajmniej nie w tym roku. Szkoda, szczególnie że ceny układów tego typu spadły na tyle, że realne byłoby wprowadzenie do sprzedaży, niezłego i wydajnego, 7-calowego tabletu z Cortex-A8 oraz 8 GB pamięci, w cenie 500zł dla odbiorcy końcowego.

Dystrybutorzy nie zdecydują się jednak na „nadmierną konkurencyjność”. Tablety z ARM9 będą dla nich bezpieczne, ze względu na niską cenę w stosunku do ilości zamówionych egzemplarzy. W tej branży istnieje zasada: zamawiając więcej, płacisz mniej za każdy egzemplarz. Tablety z ARM9, przy zamówieniu 500 sztuk pozwolą dystrybutorowi osiągnąć cenę końcową na poziomie 250-300 zł za urządzenie z 7-calowym ekranem, pamięcią 2 GB i modułem Wi-Fi.

Wiele osób kupi te urządzenia, tak jak 6-7 lat temu masowo nabywane były odtwarzacze mp3 marki „no name”. Zachęcająca cena i przeświadczenie o tym, że iPad jest drogi, bo płacimy za markę, zrobią swoje. Według mnie, taka sytuacja doprowadzi do zwolnienia adopcji tabletów w Polsce. Dlaczego? Bo ten masowy odbiorca, który nie zna się na technologi oraz klasyfikacji układów ARM i wersjach Androida, kupi tablet bo usłyszał o urządzeniach tego typu, gdzieś w mediach, w telewizji bądź internecie. Kupi go i będzie niezadowolony z powodu wolnego systemu, niskiej kompatybilności wielu aplikacji, braku wsparcia Flasha w przeglądarce, krótkim czasie pracy na baterii oraz wielu innych elementów składających się na ostateczną ocenę produktu.

W ten sposób, nasz masowy odbiorca, który nie miał nigdy w ręku iPada, ani nie korzystał z Galaxy Tab, będzie przeświadczony, że tablety to tylko chińskie produkty, nie zdolne do praktycznych zastosowań. Tym samym, duża grupa nabywców zrazi się do tabletów, co ostatecznie doprowadzi do wspomnianego zwolnienia adopcji w Polsce.

Dobre tablety nie muszą jednak być domeną high-endu. Wystarczy, że nasi dystrybutorzy pochylą się nad tematem i dokonają wnikliwej selekcji zamawianych produktów. Aktualny rynek tanich, chińskich tabletów to plewy i ziarna. Możliwe jest pozyskanie dobrego produktu, ale konieczna jest chęć dystrybutora. O tą właśnie chęć i zaangażowanie apeluję w tym nieco przydługim wpisie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu