Wojna za naszą wschodnią granicą trwa od końca lutego. Nie może dziwić to, że przyzwyczailiśmy się do nowej rzeczywistości. Oswoiliśmy się z tragicznymi informacjami, przeszliśmy do porządku nad kolejnymi okrucieństwami. To woda na młyn dla trolli, które zdominowały internet.
Wojna już się nam znudziła, ale nie możemy odpuścić. Nie oddawajmy trollom internetu!
Już od dawna mam wrażenie, że media społecznościowe wcale nie są przyjaznym miejscem. Wręcz przeciwnie, staram się robić wszystko, by korzystać z nich jak najmniej. Facebook? To już dawna jeden wielki słup ogłoszeniowy dla marek. Twitter? Poziom dyskusji często sięga dna. Instagram? Płatna zawartość z niewielkimi przerwami na zdjęcia znajomych. TikTok? Dużo fajnych treści, ale równie wiele czegoś, czego wcale nie chcielibyśmy oglądać. Co najgorsze, mam wrażenie, że z roku na rok jest gorzej. Wszystko za sprawą trolli internetowych, których działalność widoczna jest praktycznie wszędzie. Gdziekolwiek nie zajrzymy natrafimy na mnóstwo komentarzy publikowanych wyłącznie po to, by skłócić ludzi i nastawić ich przeciwko sobie.
Pierwszą sytuacją, gdy internetowe uderzyły na tak wielką skalę były wydarzenia z wiosny 2020 roku. Kiedy wszyscy baliśmy się o siebie i zastanawiali nad tym, co dalej z naszym zdrowiem, pracą, dotychczasowym życiem, trolle rozgłaszały treści, które miały jeszcze mocniej nas zaniepokoić. Gdy przyzwyczailiśmy się do nowej rzeczywistości i przestaliśmy zwracać uwagę na tego typu wpisy, ruszyła zupełnie nowa fala, tym razem powiązana z programem szczepień. Jakie argumenty padały w wypowiedziach wysyłanych z kont, co do których autentyczności można mieć poważne wątpliwości, doskonale pamiętamy. Szkoda czasu i dobrego humoru na ich przytaczanie.
Niestety, to wszystko było jedynie preludium do tego, co wydarzyło się w mediach społecznościowych po 24 lutego 2022 roku. Wraz z agresją Rosji na Ukrainę rozpoczęła się wojna informacyjna, której wszyscy jesteśmy uczestnikami. Czy tego chcemy, czy nie, stoimy na wirtualnej linii frontu, jednak nie spadają na nas ładunki wybuchowe a treści, których zadaniem jest sprawić, że zaczniemy myśleć zupełnie inaczej niż wskazywałaby na to logika i zwykły, ludzki odruch współczucia.
Wojna w mediach społecznościowych trwa w najlepsze
Od pierwszych dni wojny to właśnie wydarzenia za wschodnią granicą stały się tematem numer jeden w mediach społecznościowych. Wśród najpopularniejszych wątków znalazła się sytuacja na froncie, losy uchodźców, liczba ofiar czy pomoc międzynarodowa. Jak wspomniałem swego czasu w zupełnie innym materiale, po raz kolejny musieliśmy zmienić naszą internetową specjalizację. Z ekspertów od chorób zakaźnych, którzy następnie stali się ekspertami od szczepień, musieliśmy przeistoczyć się w ekspertów od geopolityki i wojskowości. Wraz z nami zmieniły się również internetowe trolle, które wcale nie miały ochoty odpuścić nam w dyskusjach na zupełnie inny, nowy dla wszystkich temat.
Przez pierwsze tygodnie wojny sporo użytkowników reagowało na wirtualne zaczepki. W odpowiedzi na treści pochwalające agresora czy sugerujące zmianę polityki wobec nowej sytuacji sypały się kontrargumenty rzeczywistych uczestników dyskusji. Powstały nawet nieoficjalne dyskusje jak rozmawiać z tego typu kontami. Odpowiedź na głoszone treści miała być krótka i stanowcza, niekoniecznie merytoryczna, wszak de facto nie ma z kim dyskutować. Chodziło wyłącznie o to, by zaakcentować, co o tym wszystkim sądzimy i po czyjej stronie stoimy.
Pół biedy, gdyby działalność internetowych trolli sprowadzała się wyłącznie do przekomarzania z realnymi użytkownikami mediów społecznościowych. Niestety, poza wątpliwymi argumentami w dyskusjach działalność takich kont objęła również szerzenie fake newsów i dezinformacji. Doskonale pamiętamy najpopularniejsze kampanie dezinformacyjne, z jakimi spotkaliśmy się w pierwszych dniach wojny. Wielu z nas spędziło długie godziny w kolejkach do stacji benzynowych, ponieważ zgodnie z zapewnieniami internetowych specjalistów, którzy znają kogoś, kto zna kogoś innego, paliwo miało się skończyć lada chwila i nie pojawić ponownie przez bardzo długi czas. Do dziś mam przed oczyma widok jednej z lokalnych stacji benzynowych w pamiętne, tłustoczwartkowe popołudnie. Do dystrybutorów ustawiły się pojazdy jednej z firm, a w części ładunkowej każdego z nich zbiornik albo dwa. Każdy o pojemności 1000 litrów. W praktyce okazało się, że paliwa nigdy nie zabrakło, a gdyby nie sztucznie wykreowany popyt nie byłoby ani chwilowego skoku cen, ani przejściowych problemów z dostępnością.
Kolejna akcja dezinformacyjna? Zaledwie kilka dni później czytaliśmy o tym, jak tragiczne wydarzenia dzieją się na ulicach Przemyśla. Zgodnie z relacją osób odpowiedzialnych za szerzenie dezinformacji, w mieście miało stać się bardzo niebezpiecznie, a ulice to miejsce walki, ataków na kobiety czy kradzieży. Sugerowano wręcz tworzenie bojówek złożonych z pseudokibiców piłkarskich drużyn, które miałyby pilnować bezpieczeństwa czy pomagać atakowanym osobom. Jak było w rzeczywistości? Poza sporadycznymi incydentami, godnymi wszelkiego potępienia, nie wydarzyło się nic wielkiego. Komunikaty policji były jasne i klarowne – sytuacja w Przemyślu jest stabilna, w przeciwieństwie do mediów społecznościowych, które właśnie stały się areną wojny informacyjnej. Wojny, której wszyscy jesteśmy uczestnikami.
Obojętność musiała nadejść
Początkowo wielu z nas żwawo reagowało na internetowe prowokacje. Niesieni chęcią pomocy ludziom, którzy w tym momencie potrzebowali jej najbardziej, poświęcaliśmy własny czas by pomagać również w internecie. Jak mogliśmy walczyliśmy z dezinformacją przedstawiając stan rzeczy takim, jaki jest w istocie, wskazując innym, że dana informacja nie jest prawdziwa czy zgłaszając posty i konta, które powinny zniknąć i to jak najszybciej. Równie naturalnym, jak początkowa chęć pomocy jest jednak odruch zobojętnienia. Ileż można w kółko czytać o tym samym? Śledząc kolejne wydarzenia i opinie na temat czegoś tak okrutnego, jak wojna, można tylko i wyłącznie zepsuć sobie humor. Skoro i tak nic od nas nie zależy, po co się dłużej produkować?
Choć nie brzmi to zbyt dobrze, wojna, z biegiem czasu, stała się czymś naturalnym. Kolejne informacje o wydarzeniach, jakie obecnie dzieją się w sąsiednim państwie nie zyskują takiego rozgłosu, jak te z lutego, marca czy kwietnia. Wojna trwa a tuż obok toczy się normalne życie. Warto jednak pamiętać o tym, że nie ma w tym niczego złego. Musimy wrócić do codziennych obowiązków i poświęcać czas temu, czemu poświęcaliśmy zanim rosyjskie wojska wtargnęły na terytorium Ukrainy.
Jako że wielu, którzy dotychczas aktywnie udzielało się na froncie walki z dezinformacją, postanowiło odpuścić, obecnie polskojęzyczne treści mediów społecznościowych, zwłaszcza te poświęcone bieżącym wydarzeniom, nie nadają się do czytania. Praktycznie pod każdym takim postem na Twitterze czy Facebooku pojawia się mnóstwo komentarzy, których zadaniem jest zniechęcenie zwykłych ludzi do niesienia pomocy. Pojawia się również to, co najgorsze, czyli niczym niesprowokowana nienawiść.
Trolle zrobią wszystko by wzbudzić w Tobie nienawiść
Patrząc na to, co obecnie dzieje się w social mediach, jest mi zwyczajnie żal osób, które aktywnie angażują się w pomoc Ukrainie. Równie mocno żal mi osób, które przyjechały do Polski w poszukiwaniu schronienia. Wystarczy niepozorny post na jednej z facebookowych grup, w którym dana osoba ogłasza się jako poszukująca pracy, by błyskawicznie pojawiły się komentarze zachęcające do opuszczenia Polski. Ktoś organizuje pomoc humanitarną? Koniecznie trzeba mu przypomnieć o wydarzeniach na Wołyniu, choć każdy doskonale zdaje sobie z nich sprawę. Z bardzo trudną historią musimy się zmierzyć, jednak wciąż nie jest to powód, by odmawiać pomocy.
Tym, co przelało czarę goryczy i skłoniło mnie do opracowania niniejszego materiału jest coś, obok czego nie mogłem przejść obojętnie. To zorganizowany hejt wobec niewinnych dzieci, który obserwować możemy chociażby na TikToku. Wystarczyło, że nastolatka z Ukrainy ośmieliła się nagrać jeden z popularnych w Polsce trendów, by w komentarzach pojawili się bohaterscy nauczyciele historii, którzy od razu przypomnieli o UPA, Wołyniu i tym, że polskie trendy są tylko dla Polaków. I to wszystko pod filmem opublikowanym przez dziecko. Tego nawet nie da się skomentować.
Wojna trwa, a skoro trwa, cały czas trzeba uważać na to, co dzieje się wokół nas. Przede wszystkim nie możemy poddawać się manipulacji i dezinformacji. Nie wierzmy we wszystko to, na co natrafimy w internecie, a podejrzane informacje weryfikujmy na ile to możliwe. Pamiętajmy również o tym, by nie poddawać się zbędnym emocjom. Taka sytuacja, jak obecnie, generuje ich całe mnóstwo. Nie możemy jednak patrzeć na świat z perspektywy tego, co sugerują nam ludzie, którzy chcą grać na naszych uczuciach. Najważniejsze jest jednak to, byśmy reagowali, kiedy komuś innemu dzieje się krzywda. Poświęćmy tych kilka sekund na zgłaszanie kont czy treści nacechowanych nienawiścią i pogardą.
Choć tyle możemy zrobić, by internet, a zwłaszcza media społecznościowe, stały się choć minimalnie lepszym miejscem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu