Felietony

Wojna i FOMO - kiedy smartfon i komputer sprawiają, że cierpimy

Tomasz Szwast
Wojna i FOMO - kiedy smartfon i komputer sprawiają, że cierpimy
2

Wojna i FOMO - te dwa słowa zestawione ze sobą niosą prawdziwe kłopoty dla kogoś takiego, jak ja, kto nie jest w stanie odciąć się od strumienia informacji płynącego przez media społecznościowe. Co zrobić, by nie pogrążyć się w smutku, strachu i beznadziei? Mam kilka rad.

Choć od rozpoczęcia wojny minęło sporo ponad trzy miesiące, wielu z nas w dalszym ciągu nie może przyzwyczaić się do tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. W czasach, kiedy pokój i bezpieczeństwo zagrożone są najmocniej od końca II wojny światowej z niepokojem śledzimy to, co przekazują nam środki masowego przekazu i media społecznościowe. Problem w tym, że tych informacji jest zdecydowanie zbyt wiele, by móc je ogarnąć w wolnym czasie, między codziennymi czynnościami. Chcąc rzetelnie podejść do tematu i uchodzić za osobę dobrze poinformowaną, musimy poświęcić na to naprawdę dużo czasu. Sprawy nie ułatwiają mgła wojny, a także wiadomości rozgłaszane przez propagandę jednej i drugiej strony. Dotarcie do tego, co w tym wypadku najcenniejsze, czyli prawdziwych, rzetelnych, zweryfikowanych wiadomości, bywa naprawdę krótkie.

Tymczasem powszechność źródeł informacji sprawiła, że wcale nie chcemy pogodzić się z tym, że czegoś nie wiemy, że coś pozostaje dla nas niejasne i niedostępne. FOMO, czyli obawa przed tym, że ominie nas coś istotnego, to jedno z poważnych zagrożeń cywilizacyjnych XXI wieku. Kiedy zestawimy ze sobą strach przez pominięciem istotnej informacji z wojenną zawieruchą, zyskamy gotowy przepis na to, by bezkreśnie pogrążyć się w natłoku informacji przeróżnej jakości. Ze strachu przed pozostaniem niedoinformowanym, dwa lata temu staliśmy się ekspertami od epidemiologii. Rok później, jako internetowe społeczeństwo, specjalizowaliśmy się w temacie szczepień i zdrowia publicznego. Wydarzenia na świecie sprawiły, że w dalszym ciągu nie możemy wystąpić z roli ekspertów. Musieliśmy się jedynie przebranżowić i w ciągu zaledwie kilku, może kilkunastu dni, z wybitnych specjalistów od szczepień i epidemii zmieniliśmy się w wytrawnych geopolityków i strategów. Problem w tym, że to niekoniecznie właściwy kierunek, w którym powinniśmy podążać. Chcąc za wszelką cenę nadążyć za wydarzeniami na świecie, możemy przegapić coś, co w naszym życiu jest dalece ważniejsze. Kiedy osoba z FOMO zacznie interesować się tak ciężką i niejednoznaczną tematyką, jak wojna i geopolityka, przepis na osobistą katastrofę wydaje się być gotowy. Oto jak ostatnie wydarzenia odbiły się na mnie. Ten bardzo osobisty wpis powstaje wyłącznie po to, by przestrzec Was przed nadmiernym angażowaniem się w sprawy, na które i tak nie macie wpływu. Uwierzcie mi na słowo, to nie prowadzi do niczego dobrego.

Wojna i FOMO, czyli jak ucierpieć na zdrowiu na własne życzenie

Zjawisko FOMO zaobserwowałem u siebie już ładnych kilka lat temu, choć wówczas nie potrafiłem jeszcze nazwać go po imieniu. Zaczęło się, jak u bardzo wielu ludzi, od pracy w korporacji. Pracując w środowisku o bardzo dużej konkurencji, gdzie każdy chciałby się wykazać i dowieźć, że doskonale wie, co dzieje się w firmie, trzeba było śledzić wszystkie wydarzenia na bieżąco. Naturalnie, oznaczało to również konieczność ciągłego obserwowania tego, co dzieje się, między innymi, na służbowej skrzynce e-mail. Niestety, z FOMO, jak wszystkimi podobnymi nawykami jest podobnie. Im dalej w las, tym gorzej. Jeśli kiedykolwiek pomyśleliście, że musicie przerwać urlop by choć na chwilę otworzyć laptopa i upewnić się, co się dzieje, macie przeczucie, że zbyt dużo wolnego czasu poświęcacie na sprawy związane z pracą, to jest ten moment, by zastanowić się nad zmianą pewnych nawyków na lepsze, zdrowsze dla ludzkiej psychiki.

Niestety, mnie w porę nie udało się tego zmienić, dlatego chęć bycia ciągle poinformowanym o wszystkim, co dzieje się wokół, przeniosłem na branżę technologiczną. Z czym to się wiązało? Oczywiście z dziesiątkami, jeśli nie setkami godzin spędzonymi na śledzeniu mediów społecznościowych, serwisów agregujących wiadomości i zagranicznych portali internetowych. Przerwa? Naturalnie po to, żeby obejrzeć co nowego na branżowym YouTubie. Praca to jednak taka dziedzina życia, którą dobrze jest po prostu lubić. Dzięki temu wydarzenia z nią związane śledzimy intensywnie, jednak nie wiążemy z tym negatywnych uczuć. Mało tego, jeśli zawodowo zajmujemy się czymś tak interesującym, jak nowe technologie, godziny poświęcane na zbieranie informacji mogą upłynąć w naprawdę przyjemnej atmosferze. Wiedza procentuje - co do tego chyba nikogo przekonywać nie trzeba.

Co jednak, jeśli miejsce pracy, zajmie coś tak okrutnego, brutalnego, nieprzewidywalnego i destrukcyjnego jak wojna? Śledząc godzinami informacje z frontu, bardzo często okraszone drastycznymi obrazami, nie odczuwałem już żadnej przyjemności, a wręcz przeciwnie. Każda kolejna pogłoska, informacja, wieść z frontu sprawiały, że odczuwałem coraz to większy niepokój. Problem w tym, że choć wiedziałem, że sprawia mi to ból, nie potrafiłem przestać. Przez pierwszych kilka dni wojny praktycznie nie spałem, co w połączeniu z bardzo destrukcyjnymi emocjami, na czele z obawą o przyszłość i los osób najbliższych, musiało negatywnie odbić się na zdrowiu. Ciężko w takim stanie mówić o jakiejkolwiek koncentracji na wykonywanych zadaniach, a ciągły smutek, niepokój, wręcz przerażenie, mogą prowadzić do pogorszenia zdrowia zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Co gorsza, w głowie wciąż pozostaje myśl, że przecież nie można się odciąć od tego, co się dzieje. Strach przed ominięciem czegoś naprawdę istotnego nakazuje wciąż przeglądać Twittera, portale informacyjne i grupy facebookowe dla osób zainteresowanych wojskowością i geopolityką. Tymczasem rzeczywistość jest brutalna. Czy to, że coś do mnie dotrze, że coś przeczytam, że będę na bieżąco ze sprawdzonymi i niesprawdzonymi informacjami sprawi, że świat się zmieni? Niestety nie. Czy sprawi, że poczuję się gorzej? Niestety tak. Jak sobie z tym radzić?

Spokój jest bezcenny, sam musisz od niego zadbać

Jako że problem znam z autopsji, chciałbym podzielić się z Wami tym, jak ja staram się radzić sobie z moim FOMO w kontekście wydarzeń dziejących się obecnie na Ukrainie. Po pierwsze i najważniejsze, musiałem uświadomić sobie samemu, że to mój strach przed pominięciem czegoś istotnego nakazuje mi godzinami przewijać Twittera i szukać informacji o tym, co dzieje się w danej chwili. Ten strach, jak każdy inny w życiu, trzeba przezwyciężyć, choć wcale nie jest to proste. Ważne, by uświadomić sobie to, co dzieje się w rzeczywistości.

Nawet jeśli w danym momencie wydarzy się coś istotnego, nie trzeba o tym wiedzieć teraz i tu. Jest sporo czasu, by nadrobić zaległości. Przez ten czas najczęściej uda się również kompetentnym osobom odsianie tego, co nieprawdziwe i niesprawdzone, od potwierdzonych informacji. Brak wiedzy w danym momencie nijak wpłynie na życie codzienne, nie przeszkodzi w pracy, w relacjach rodzinnych czy w niesieniu pomocy potrzebującym. Wojna, choć pozostaje bardzo istotnym tematem, nie wymaga poświęcania zdrowia i spokoju na wielogodzinne śledzenie pojawiających się niemal cały czas wiadomości. Trzeba umieć odciąć się od tego, odłożyć telefon, wyłączyć komputer, skupić na codziennym życiu, zwłaszcza na tym, co przynosi nam pozytywne emocje.

Co prawda samemu nie korzystam ze wspomagania odpowiednim oprogramowaniem, jednak tę metodę, sądząc po odczuciach innych, również mogę polecić. Współczesne smartfony wyposażone są w różne narzędzia pomagające zachować cyfrową równowagę. Można w nich, między innymi, ustalić maksymalny czas, jaki chcemy poświęcić w ciągu dnia na śledzenie mediów społecznościowych. Można też zdecydować, że o określonej porze dnia i nocy aplikacje do obsługi social mediów pozostaną dla nas niedostępne. Wystarczy już tylko wyłączyć radio i telewizor by zyskać więcej czasu dla siebie. Czym go wypełnić? Najlepiej czymś, co pozwoli na ucieczkę od trudów codzienności, w tym również niepokojących informacji ze świata. Choć może trudno w to uwierzyć, dalsze losy wojny nie zależą od tego, ile czasu poświęcimy na czytanie informacji o niej. Tak właściwie, nie pozostaje nam nic innego jak tylko cieszyć się tym, że póki co możemy cieszyć się względnym bezpieczeństwem. Owszem, dobrze jest wiedzieć, co dzieje się w świecie, jednak nie za cenę zbyt dużej ilości wolnego czasu, spokoju i zdrowia. Pamiętajmy o tym.

Uzależnienie od informacji to jeden z większych problemów, z jakim obecnie zmaga się coraz liczniejsza grupa ludzi. W połączeniu ze śledzeniem tego, co dzieje się na wojnie, często zmienia się w uzależnienie od tragicznych informacji, a to już prosta droga do problemów zdrowotnych. Ważne, by wiedzieć, kiedy powiedzieć stop. Zdrowie i spokój duszy nie mają żadnych zamienników i nie są warte tego, by własnoręcznie narażać je na niebezpieczeństwo. Nawet w tak ciężkich okolicznościach, jak wojna.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu