VOD

Władcy przestworzy - recenzja serialu twórców Pacyfiku i Kompanii braci

Konrad Kozłowski
Władcy przestworzy - recenzja serialu twórców Pacyfiku i Kompanii braci
1

Zapowiedzi nowego serialu od twórców "Pacyfiku" i "Kompanii braci" wzbudziły entuzjastyczne emocje. Czy "Władcy przestworzy" dorównują ogromnym oczekiwaniom wobec nowego serialu Apple TV+?

Seriale "Pacyfik" i "Kompania braci" są nie tylko perełkami w dorobku HBO, ale generalnie w całej branży. To widowiskowe produkcje zrealizowane z rozmachem, dużym zaangażowaniem, przywiązaniem do szczegółów i konkretnym celem. Gdy tylko pojawiły się zapowiedzi, że "Władcy przestworzy" powstaną w podobnych okolicznościach, co wcześniejsze seriale, wszyscy mocno się ucieszyli. Steven Spielberg i Tom Hanks ponownie współpracowali nad osadzonym w realiach II wojny światowej widowiskiem, w którym zobaczymy m. in. Austina Butlera, a całość zrealizowano z opiewającym na 250 mln dolarów budżetem, co średnio daje około 25 mln dolarów na odcinek.

II wojna światowe i Krwawa setka

Bazą serialu jest książka Donalda L. Millera o tym samym tytule (wprowadzona niedawno do sprzedaży z nową okładką), natomiast scenariusz napisał John Orloff (wcześniej pracował m. in. nad dwoma odcinkami "Kompanii braci") wraz z Grahamem Yostem. Akcja "Władców przestworzy" nie rozgrywa się tylko 25 tysięcy stóp nad ziemią, bo równie regularnie stąpamy mocno po gruncie, gdzie nasi główni bohaterowie starają się wieść w miarę normalne życie i radzić sobie z traumami po powrocie z misji. Fabuła skupia się na "Krwawej setce", jak określano 100. grupę bombową amerykańskiego lotnictwa. Ich zadaniem było sprowadzenie wojny na podwórko Hitlera - naloty bombowe realizowane były na nazistowskie Niemcy, ale zanim do tego doszło, piloci musieli dotrzeć do Europy. Tak właśnie zaczynają się "Władcy przestworzy".

Władcy przestworzy to serial przez duże "S"

Nowy serial Apple TV+ nie spieszy się z opowiadaniem historii, lecz celebruje wręcz każdą możliwą scenę, nawet jeśli jest to powrót z imprezy na rowerze jednego z bohaterów. Czasem te ujęcia mają duże znaczenie dla fabuły, a czasem powstały po to, byśmy po prostu poznali bliżej poszczególne postacie i jeszcze bardziej zanurzyli się w realiach serialu. Nie jest o to trudno, ponieważ pod względem realizacyjnym mamy do czynienia ze świetnym serialem, w którym kostiumy, scenografie i kadry stanowią solidny grunt pod pracę aktorów, dzięki czemu wiarygodnie odgrywają swoje role. Kompozycja i dynamika poszczególnych scen nie pozwala się ani chwilę nudzić, a gdy w tle zaczyna rozbrzmiewać muzyka lub znajdziemy się w powietrzu, to za nic w świecie nie chcemy wyłączyć serialu.

Nie będę ukrywał, że tematyka wojenna i fantasy to dwa gatunki, z którymi mi ostatnio nie po drodze. Nie wiem dokładnie z czego to wynika, ale seriale i filmy z tych kategorii nie ciągną mnie do siebie, natomiast seans "Władców przestworzy" otworzył mi ponownie oczy na to, jak przepełnione emocjami i przeżycia może to być kino. Przez cały czas byłem zaangażowany w każdy z wątków oraz traumy i relacje pomiędzy bohaterami, które poprowadzone są z wyczuciem. Podczas kolejnych odcinków możemy odczuć, jak wojna zmienia ludzi i co dzieje się z początkowo wyrywającymi się do walki żołnierzami. Tutaj warto wspomnieć o obsadzie, w której znaleźli się m. in. Austin Butler, Callum Turner, Anthony Boyle czy Nate Mann, bo nie tylko oni pokazali, że właściwy casting jest w stanie zauważalnie podnieść poziom produkcji, jeśli stworzy się zgraną ekipę na planie i przydzieli role odpowiednim talentom.

Ten serial wygląda i brzmi znakomicie!

Muszę też dodać, że jestem zdumiony, jak dobrze wypadły w tym serialu sceny batalistyczne i inne ujęcia wspierane lub stworzone tylko przy użyciu efektów specjalnych. Ostatnie lata to degradacja jakości CGI w wielu produkcjach, co czasem wynika z ograniczonego czasu lub budżetu, a czasem prawdopodobnie z ignorancji twórców, którzy są pewni, że część widzów nie zauważy i niskiej jakości produkcja jakoś sobie poradzi. "Władcy przestworzy" pokazuje, że nawet te trudniejsze sekwencje można nakręcić i przygotować w taki sposób, by nie obrażać widza, a nawet go bardziej wciągać w akcję na ekranie. Wszystkie te elementy zręcznie połączyli reżyserzy serialu: Anna Boden, Cary Joji Fukunaga,  Tim Van Patten, Dee Rees i Ryan Fleck.

"Władcy przestworzy" mają pewne wady. Niektórym widzom będzie przeszkadzać wielowątkowość, bo nie wszystkie z historii będą dla nich interesujące i potrafię sobie wyobrazić narzekania na część spowolnień akcji, które dają nam wytchnienie i szansę zbliżenia się do bohaterów, ale dla innych może być tego zbyt dużo. Poza tymi drobnymi potknięciami nowy serial Toma Hanksa, Gary'ego Goetzmana i Stevena Spielberga potrafi zachwycić, wzruszyć i rozbawić, a tak skuteczne działanie na widza jest dziś rzadko spotykane.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu