Czytelnicy Antyweba z nieco gorszą pamięcią, mogą nie być w stanie odnieść się do tekstów sprzed 6 lub nawet 7 lat, kiedy najczęstszą obelgą kierowaną w moją stronę była ta, która miała odnosić się do rzekomego finansowania mnie przez Microsoft. Nigdy tak nie było i to, co dzieje się teraz jest chyba najlepszym na to dowodem. W momencie, gdy Microsoft przestał robić po prostu dobrą robotę, skończyła się moja fascynacja i poniekąd sympatia. Windows 11 jest w moich oczach tak ogromnym zawodem, że jestem już "jedną nogą w sadzie" - do iPhone'a zaraz dołączy Macbook i Windows pożegnam.
Windows lubiłem przez lata za to, że jest po prostu bardzo uniwersalnym, całkiem sprawnym pod kątem organizacji pracy kombajnem. Mówią, że jak coś jest do wszystkiego, to jednocześnie jest też do niczego. Przez długie lata za Windows i w biurze i na hali produkcyjnej, w szkole i w pracy przemawiała głównie kompatybilność oraz przyzwyczajenia rzeszy użytkowników. Nawet dzisiaj pod kątem grania czy pracy w niektórych środowiskach biurowych (to najczęściej wina wykorzystywania customowego oprogramowania pisanego z myślą o jednej platformie) niewiele osób myśli poważnie o komputerach Mac, czy dystrybucjach Linuksa, co uważam za błąd i to koszmarny.
Ja akurat mam taki komfort, że w mojej pracy - jeśli już korzystam z jakiegoś oprogramowania - to jest to przede wszystkim sporo narzędzi webowych. Niemal wszystko, co robię można równie dobrze "ogarniać" na Chromebooku, na Macbooku oraz na maszynie z Ubuntu. Jeżeli moja prywatna maszyna z Windows "padnie", a ja zaloguję się do swojego konta Outlookowego i Gmailowego, będę w stanie odtworzyć podstawowe wymagane środowisko pracy - niezależnie od platformy.
Windows 10, a potem Windows 11 to po prostu centrum dowodzenia moim osobistym wszechświatem, uznawana przeze mnie za wygodną (pozornie) forma obsługi najważniejszych dla mnie narzędzi. I wiecie, Windows 10 - choć obecnie jest uznawany już za nieco podstarzały - był ułożony zgodnie z jednolitą ideą. Użytkownik wiedział, co do czego służy i nie był zaskoczony. Wejście w Windows 11 było trochę jak rozwalenie części znanych dobrze puzzli i próba ułożenia ich z powrotem. Najgorsze było to, że pewne rzeczy nie działały. I dalej nie działają tak, jak wcześniej.
Uważasz, że przesadzam? To spróbuj zrobić te kilka rzeczy, które powinny być naturalne
Trzeba oddać Windows 11 to, że wyszukiwarka uruchamiania z poziomu Menu Start (uruchamiasz je i zaczynasz wpisywać na klawiaturze cokolwiek) naprawdę działa i działa - co ważne - szybko. W Windows 11 to nie było takie oczywiste i czasami zdarzało się tak, że ta myślała i w sumie to z tego myślenia nie przychodziło kompletnie nic. Więc to jest już coś na plus. Jednak równoważy to rzecz zdecydowanie na minus. Wyszukajcie dowolny plik za jej pomocą. Spróbujcie go złapać i przeciągnąć - na przykład do aktualnie pisanej wiadomości w skrzynce e-mail. Da się?
No, nie da się. Ktoś, kto budował nowe Menu Start, postanowił sobie nieco zadrwić z użytkowników oraz podstawowych zasad pracy ze środowiskiem Windows. Drag and Drop to coś tak silnie zakorzenione w "okienkach", jak korupcja w Rosji. A teraz sprawdźcie, co się stanie jeżeli na tym samym pliku kliknięcie prawym przyciskiem myszy. Jest "Kopiuj ścieżkę"? Zastanówmy się, do czego to może się przydać i gdzie jest możliwość otworzenia folderu zawierającego ów element. Och, trzeba nacisnąć na jej tekstową reprezentację po prawej stronie nieco niżej, pod ikoną. Ktoś, kto budował ten interfejs jest masochistą.
To, że Microsoft wreszcie wprowadzi to w kolejnych wersjach Windows 11 mnie nie interesuje - to jest skandal, że ten system był dostępny bez tej funkcji tak długo. Być może należycie do bardzo wąskiego grona użytkowników, które przypina sobie niektóre programy do Paska Zadań po to, aby czasami przeciągać sobie do nich jakieś pliki i tak uruchamiać je w instancjach naszych najpotrzebniejszych narzędzi. Ja bardzo często korzystam z Irfana, przede wszystkim do bardzo szybkiego, zorientowanego na skróty klawiaturowe zmieniania rozmiaru obrazów. Po pobraniu X obrazów z Internetu, chciałbym móc szybko je edytować. W Windows 10 mogłem zaznaczyć wszystkie i przeciągnąć je z folderu wprost na ikonę na Pasku Zadań, aby otworzyć je wszystkie w nowych oknach i dokonywać zmian. W Windows 11 to jest niemożliwe. Dlaczego? Bo tak!
Wprowadzanie nowych rzeczy do Windows 11 odbyło się z tak daleko posuniętym ignorowaniem użytkownika, że to jest aż nie do opisania. Dobrze znane menu kontekstowe po naciśnięciu prawego przycisku myszy, zostało zastąpione ładniejszą, ale niekoniecznie bardziej funkcjonalną protezą. Po jasną cholerę ucinać pacjentowi nogę, skoro jest sprawna? Tylko dlatego, że nowa będzie ładniejsza? To droga donikąd, a Microsoft bohatersko postanowił ją sprawdzić i tym samym wytyczyć nowe szlaki. I najwyraźniej się zgubił. Wiecie, że wywoływane prawoklikiem menu jest podobnie funkcjonalne, jak to poprzednie, "brzydsze"? Również możecie zmienić nazwę pliku. Gdzie? W gronie tych 5 malutkich przycisków na samej górze. Doprawdy, świetne miejsce na zaszycie możliwości zmiany nazwy elementu.
Generalnie większość nowych elementów Windows 11 wygląda tak, jakby Microsoft miał głównie "odpicować" całość, niekoniecznie zadbać o to by dobrze się z tego korzystało. Rozdzielenie Centrum Akcji od Powiadomień może i ładnie wygląda, ale na dłuższą metę jest upierdliwe i wygodniej jest tak pracować chyba tylko osobom, które są zatrudnione w Microsofcie. Do Windows 10 wszystko w miarę było poukładane, teraz ma to charakter pomieszania z poplątaniem.
Windows 11 nie jest zły - jest szybszy, obiecuje wyższe bezpieczeństwo i wprowadza wreszcie taki design, jakiego oczekiwaliśmy. Ktoś jednak poszedł stanowczo za daleko z tymi zmianami i uznał, że poza usprawnieniem OS-u, trzeba wywrócić stolik do góry nogami bez dobrze uchwytnego powodu. Windows 11 zirytował mnie ostatnio jak nic innego - a w oprogramowaniu nie o to chodzi, by co jakiś czas wielu użytkowników irytować - w imię postępu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu