Demony Windowsa 10 powracają i mała aktualizacja sprawiła, że użytkownicy nie mogą korzystać z drukarek. Czy w Windowsie 11 będzie lepiej?
Z dniem, kiedy wyszedł Windows 11, wiedzieliśmy, że dni "dziesiątki" są już policzone. Nie było sensu w trzymaniu na rynku dwóch systemów operacyjnych, a nawet ich jednoczesne rozwijanie nie spina się z biznesowego punktu widzenia. Dlatego w 2025 wyjdzie ostatnia łatka aktualizacyjna dla Windowsa 10 i od tamtej pory Windows 11 będzie jedynym aktualnym konsumenckim systemem operacyjnym od Microsoftu. Wydawać by się więc mogło, że skoro cały potencjał rozwojowy skupiony jest na Windowsie 11, to Windows 10 do tego czasu będzie bardzo stabilnym systemem. Mało nowości to przecież też mało aspektów, które mogą coś fundamentalnie popsuć. Jednak jak się okazuje, mało nowości to też chyba słabe testowanie, ponieważ aktualizacja Windows 10 znowu psuje coś absolutnie fundamentalnego.
Windows 10: nie działają drukarki. Znowu
Problem dotyczy poprawki KB5014666, wypuszczonej jeszcze w czerwcu 2022 roku. Jak się okazuje, po jej zainstalowaniu, system nie jest w stanie określić, ile ma podłączonych drukarek, przez co tworzy wiele kopii "widmo" podłączonych urządzeń. Jak się pewnie domyślacie, aplikacje w takim wypadku nie potrafią określić, gdzie ma być wysłane żądanie wydruku i po prostu - odmawiają drukowania. Na ten moment Microsoft nie zaprezentował jednego spójnego rozwiązania problemu i sugeruje reinstalację drukarki oraz sterowników do niej, a także - obserwowanie z jakich portów korzystają drukarki widmo by ustalić, która z nich jest realna. Co ciekawe, firma nie sugeruje najprostszego rozwiązania, czyli użycia Windows Update do odinstalowania felernej aktualizacji, co było głównym sposobem rozwiązywania tego typu problemów za czasów, gdy Windows 10 był jedyną opcją na rynku.
Co ciekawe, możemy zaobserwować obecnie pewien dualizm podejścia do Windowsa 10. Kiedy wyszła "jedenastka", bardzo dużo osób twierdziło, że na "sinusoidzie systemów Microsoftu" będzie to ten gorszy, zły Windows. Widziałem wiele wpisów o tym, że dziesiątka była jednak fajnym systemem i w sumie to kolejny nie jest potrzebny. Jednocześnie jednak największy problem poprzedniego OS wciąż daje o sobie znać. Przypominam tylko, że na przestrzeni swojego życia aktualizacje Windows 10 nie tylko psuły połączenie z drukarkami, ale też kasowały pliki użytkowników, zaburzały działanie systemu bądź też kompletnie uceglały komputery do tego stopnia, że część z dużych, półrocznych aktualizacji była wycofywana i przekładana.
Problemem było oczywiście testowanie, a raczej - jego brak. Testy zostały bowiem przerzucone na społeczność w programie Insider, jednak to podejście wielokrotnie okazywało się nieskuteczne. Niestety, wydaje się, że Microsoft nie wyciągnął lekcji z historii. Jesteśmy teraz przed pierwszą aktualizacją Windowsa 11. Wciąż życzę Microsoftowi, by "jedenastka" faktycznie stanowiła dla niego nowe otwarcie, bo sprawnie działający OS to duży plus dla wszystkich, jednak nie jestem przekonany, czy jeżeli sposób sprawdzania błędów się nie zmienił, to należy oczekiwać czegokolwiek innego niż w przypadku Windowsa 10. A co potrafi zrobić nawet mała aktualizacja, widzimy na załączonym obrazku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu