Kilka dni temu pisałem o e-Polsce w kontekście innych państw. Tych, którym powodzi się znacznie gorzej i to nie tylko w sferze cyfryzacji. Dla miliard...
Kilka dni temu pisałem o e-Polsce w kontekście innych państw. Tych, którym powodzi się znacznie gorzej i to nie tylko w sferze cyfryzacji. Dla miliardów ludzi na Ziemi Internet nie jest czymś oczywistym (podobnie jak bieżąca woda i sycący posiłek), ale od kilku kwartałów głośno mówi się o tym, że otrzymają oni dostęp do globalnej Sieci. Przyczynią się do tego m.in. Google i Facebook. Ta druga firma wspomniała, że ich drony będą duże. Bardzo duże.
Jeśli śledzicie doniesienia dotyczące "internetyzacji" globu przez Google i Facebooka, to zapewne zdajecie sobie sprawę z tego, że w obu przypadkach mają być wykorzystane drony. Korporacje poczyniły już odpowiednie inwestycje, przejęły zespoły, które pomogą im zrealizować plany. Teraz trwa wyścig o to, kto pierwszy wzbije się w niebo i to na globalną skalę. Obaj amerykańscy gracze projektują, testują, starają się o pozwolenia, a nawet zmiany przepisów, by ich plany mogły zostać zrealizowane. W Afryce, Azji, Ameryce Łacińskiej - tam, gdzie Internet nadal jest luksusem.
Wspominany wyścig i plany obu firm są różnie komentowane. Jedni zgadzają się z menedżerami korporacji i przekonują, że to dawanie ludziom wędki: zyskają dostęp do informacji o pogodzie, o sposobach na lepsze plony, wzrośnie wiedza na temat zdrowia i higieny, poprawi się poziom edukacji. Inni wskazują tylko na chęć podkręcenia zysków przez zachodnich gigantów i przekonują, że milionom najuboższych trzeba dać studnie i lekarstwa, a nie drony z Internetem. Kto ma rację? W moim odczuciu Facebook i Google nie robią tego z dobrego serca, ale ostatecznie mogą faktycznie pomóc w rozwoju biednych regionów świata.
Wracam do tematu nie po to, by kolejny raz roztrząsać, kto ma rację. Tym razem chodzi o kwestie techniczne. Niestety, bez konkretów, ale i tak robi to spore wrażenie. Zastanawialiście się, jak może wyglądać taki dron zapewniający Internet? Spodziewałem się, że będzie to duży sprzęt, ale nie podejrzewałem, że aż tak duży - maszyny Facebooka mają nawiązywać do wymiarów Boeinga 747 (grafika tytułowa), a to duży samolot... Oczywiście drony nie będą tak masywne i ciężkie - pod względem wagi ten projekt zapewne zrobi jeszcze większe wrażenie, niż za sprawą rozmiarów. Porównanie do Boeinga odnosi się do długości i rozmiaru skrzydeł. Będą to długie, ale płaskie jednostki wyposażone w skrzydła z panelami słonecznymi.
Wspomniane maszyny będą oczywiście pozbawione załogi. Zakłada się także, że po starcie każdy dron spędzi w powietrzu kilka miesięcy bez konieczności lądowania. Jeśli dobrze pójdzie to owe kilka miesięcy zamieni się w kilka lat. Jednostki nie powinny stanowić bezpośredniego zagrożenia dla samolotów, ponieważ nie będą latać na tej samej wysokości - w ich przypadku ma to być 20-25 km nad ziemią. Czy to oznacza, że teraz przestworza wszystkich państw stają się dla nich otwarte? Nie, zdecydowanie nie. Na tej arenie obie firmy będą musiały się poważnie nagimnastykować, by osiągnąć swój cel. Zakładam jednak, że w końcu im się uda - mają arsenał mocnych argumentów.
Na razie brak konkretów. Porównanie do Boeinga robi wrażenie, ale szybko pojawiają się pytania o dodatkowe informacje. Te pewnie będą sukcesywnie dostarczane - Facebook chce rozpocząć testy sprzętu już w przyszłym roku, jeśli dobrze się orientuję, to Google już przeszło na ten etap. Znowu zaczyna się coś dużego. Projekty od początku brzmiały kosmicznie, teraz nabierają realnych kształtów i wrażenie nie znika.
Źródło grafiki: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu