Pisałem niegdyś dla Was o tym, jak mocno Brytyjczycy są inwigilowani przez rodzime służby. Wtedy wszystko odbywało się "na granicy" legalności. Teraz wprowadzono Investigatory Powers Bill, prawo, które otrzymało właśnie zgodę królewską, na mocy której wchodzi w życie. Zapisy tej ustawy są zatrważające i zagrażają prywatności użytkowników internetu na wyspach - okazuje się, że służby będą mieć dostęp właściwie do wszystkich informacji o internautach.
Brytyjczycy będą jeszcze mocniej inwigilowani w sieci. To może być inspiracja dla innych rządów
Dziennik Internautów w artykule Pana Marcina Maja przeanalizował zapisy Investigatory Powers Bill, wedle których rozszerzają się nie tylko uprawnienia służb w dostępie do informacji, ale nakładane są również obowiązki na firmy gromadzące dane. Nowe prawo dotyczy zatem dostawców usług telekomunikacyjnych - od operatorów sieci komórkowych, aż po ISP dostarczających stały dostęp do internetu.
Przez 12 miesięcy będą oni zmuszeni do przechowywania historii przeglądania abonentów na wypadek, gdyby służby poprosiły o zgromadzone zapisy. Sprawa nie byłaby jeszcze tak drastyczna, gdyby dotyczyłoby to "standardowego zestawu służb" - czyli policji, agencji wywiadowczych i tym podobnych. Natomiast, dostęp do historii przeglądania internetu mają mieć również Departament Transportu, ochrona zdrowia, agencja sprawująca opiekę nad bezpieczeństwem żywności oraz Departament Pracy i Emerytur.
Zbieranie takich informacji służy wielu rzeczom – bardzo istotnym z punktu widzenia rządu. Należy utrzymać w ryzach bogate i kapryśne społeczeństwo, wypada badać nastroje wewnątrz i przy okazji sprawdzać, czy ludzie nie zamierzają zrobić coś przeciw obowiązującemu systemowi. 15 lat permanentnej inwigilacji, sprawdzanie korespondencji, grzebanie w danych medycznych – to nie jest normalna sytuacja. Kraj, który uchodzi za „wolny” okazuje się być siedliskiem najgorszych możliwych, orwellowskich koszmarów.
W Polsce z prywatnością nie jest źle – zobaczcie, co dzieje się w Wielkiej Brytanii - Antyweb
Niezwykle niepokojącym jest fakt, iż wszystkie te instytucje będą mieć pełny dostęp do naszych informacji bez potrzeby wykazania, że jesteśmy podejrzanymi w jakimkolwiek śledztwie. Wystarczy "widzimisię" urzędnika, by zostało sprawdzone co robimy w internecie, kiedy i dlaczego. To oczywiście może doprowadzić do ogromnych nadużyć w kwestii dostępu do takich informacji. Choć w ustawie przewidziane są sankcje, które czekają na nadgorliwych urzędników, mogą się one okazać martwe.
Mówi się o tym, że napięta sytuacja w Wielkiej Brytanii, Brexit, a także niestabilna sytuacja społeczna z powodu kryzysu migracyjnego są podstawowymi powodami zaostrzenia wcześniej obowiązujących zapisów uprawniających służby do dostępu do danych. Dziennik Internautów ponadto wskazuje na to, że symboliczne jak na razie wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej przyczyniło się do bezproblemowego wprowadzenia kontrowersyjnego prawa. Warto natomiast w tej sprawie poszukać możliwych skutków dla innych państw - niewykluczone, że Wyspy staną się prekursorem podobnych inicjatyw rządów z całego świata.
Warto wiedzieć bowiem, że historia przeglądania da dostęp nie tylko do suchych danych - pozwoli na określenie naszych poglądów, sprawdzenie nas pod kątem naszych nastrojów politycznych i umożliwi służbom na wyciągnięcie z nas niewygodnych informacji. Internet rzecz jasna nigdy nie był bezpiecznym miejscem, w którym można liczyć na całkowitą anonimowość. Jednak, są jakieś granice i te w Wielkiej Brytanii właśnie zostały przerwane. Jako obywatele Unii Europejskiej możemy mieć tylko nadzieję, że trend się nie rozprzestrzeni na inne kraje i tym samym służby nie otrzymają uprawnień do nieetycznego działania w białych rękawiczkach.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu