Niezmiennie bawi mnie określanie walentynek mianem święta zakochanych (mam nadzieję, że nikogo nie urażę), dostrzegam w tym jedynie sposób na podkręcenie zysków w niektórych branżach. Ale otrzymałem dzisiaj maila, który skłonił do refleksji na temat 14 lutego: dotyczy roli Big Data w łączeniu ludzi - np. za pośrednictwem aplikacji randkowych. Algorytmy odgrywają tu coraz większą rolę, nie można wykluczać, że za kilka lat zapytamy smartfon nie tylko o pogodę, lecz także o kandydatkę na żonę...
Walentynki zawitały na AW, temat podejmowali już koledzy: jest zestawienie filmów na ten dzień, zebraliśmy oferty dla par u operatorów, przedstawiliśmy aplikacje randkowe. Jeden z Czytelników słusznie stwierdził, że te ostatnie w pewnym stopniu przypominają disco polo: nikt nie używa, wszyscy je znają. Pełna zgoda: nie używam, a znam :) Przynajmniej część z nich. Mogłoby się wydawać, że to programy do zabawy, do krótkiego romansu czy zainicjowania jednej randki. Wiele osób stwierdzi wręcz, że nie można tego brać serio. Punkt widzenia zmienia się jednak, gdy zapoznamy się z niektórymi informacjami.
Ze wspomnianego maila dowiedziałem się np., że aż 40 mln Amerykanów zarejestrowanych jest w serwisach randkowych. To większość singli. Do grupy najpopularniejszych portali randkowych za Oceanem zaliczają się m.in. Match.com, OKCupid czy eHarmony. Warto zwrócić uwagę na informacje dotyczące tego ostatniego:
Platforma zebrała całkiem pokaźną liczbę danych: ponad 4 Terabajty informacji o zakochanych (nie wliczając w to zdjęć), które odpowiednio przetwarza i wykorzystuje do swatania ludzi. W efekcie, średnio 542 użytkowników eHarmony bierze ślub każdego dnia, a ponad 565 tysięcy par pozostaje w szczęśliwych związkach małżeńskich od momentu poznania się na portalu. Dzięki analityce danych oraz algorytmom typu „compatibility matching” serwis chwali się, że znalezienie idealnego partnera zajmuje tu mniej niż 12 godzin.
Przestaje brzmieć, jak zabawa. Setki tysięcy par, które zawarły związek małżeński dzięki "sparowaniu" w serwisie randkowym. Niezły wynik. Trudno wyobrazić sobie lepszą swatkę. A może nie tak trudno? Przecież analiza danych ulega ciągłej poprawie, zależy na tym firmom z przeróżnych sektorów gospodarki. Portale randkowe nie stanowią tu wyjątku. Algorytmy będą dopracowywane, pojawią się nowe narzędzia, każdy kolejny dzień i napływ nowych zasobów informacji oznacza poprawę funkcjonowania systemu. Do czego to prowadzi?
Jeśli dłużej się nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że za kilkanaście lat (a może kilka) Internet, wspomniane serwisy i aplikacje, staną się dla milionów ludzi wyrocznią. Po co się wysilać, szukać, tracić czas i nerwy na poszukiwanie drugiej połówki, skoro komputer przekonuje, że już ją znalazł. Ktoś stwierdzi, że takie rozwiązanie może funkcjonować niewłaściwie, bo w Sieci, zwłaszcza w serwisach randkowych, zdarza się nam kłamać, a przynajmniej "podkręcać" niektóre informacje. Jeśli dane będą nieprawdziwe, to i wskazanie algorytmów okaże się chybione.
- Problem z nieprawdziwymi danymi lub przestarzałymi danymi to dla analityków żadna nowość. Jeśli np. Tinder korzysta z profili użytkowników na Facebooku, by dopasować do nich odpowiednich kandydatów, to należy wziąć pod uwagę element autokreacji w mediach społecznościowych. To samo tyczy się profili na portalach randkowych. Ich twórcy chcą zaprezentować się jak najlepiej, naginając rzeczywistość lub kreując się na osoby, którymi zwyczajne nie są. Dlatego ważne jest, by czerpać dane z wielu źródeł i aktualizować je tak często, jak to tylko możliwe. Analiza takich zbiorów wykonana przy pomocy inteligentnych algorytmów daje nadzwyczajne rezultaty. Przede wszystkim w biznesie, choć w miłości również okazuje się całkiem pomocna – tłumaczy Łukasz Kapuśniaki z Cloud Technologies
Im więcej danych, tym lepiej. A przecież zmierzamy w kierunku internetowego ekshibicjonizmu: jeśli nie wiedzą o nas wszystkiego inni internauci, to odpowiednie informacje posiadają firmy. Sami im te dane przekazujemy. Z kłamstwami i mijaniem się z prawdą może być coraz trudniej - szybko zostanie to wyłapane... Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że to wszytko dla naszego dobra: im lepsze dobieranie, tym większa szansa, że znajomość potrwa dłużej. Dodam przy tym, że Big Data i odpowiednia analityka mogą pomóc w podrywie. Oto przykład:
Dzięki analityce danych można natomiast wyłuskać kilka zwrotów, których wykorzystanie podreperuje szanse na drugą randkę. Match.com, analizując działania swoich użytkowników w raporcie „Singles in America”, zwraca uwagę na trzy takie zachowania. Zaproszenie kogoś na sushi – podnosi szansę na drugą randkę o 170 proc. Rozbawienie kogoś podczas rozmowy, skutkujące reakcjami typu „LOL” czy „haha” – to wzrost szans na spotkanie z tą osobą o 255 proc.
Reklama
Potrafię sobie wyobrazić, że ktoś zacznie zarabiać na takich informacjach. I to przekazywanych wprost. Jeżeli jednak finalnie wszyscy będą zadowoleni...
Wiele wskazuje na to, że zwrot "dziewczyna z komputera" nabrał nowego znaczenia. Żartowałem z tego kilka lat temu, gdy kolega brał ślub z partnerką poznaną na portalu randkowym. Wtedy było to novum, potem byłem jeszcze na kilku imprezach z podobną historią. Co więcej, nie przypominam sobie, by ktoś mi ostatnio powiedział, że poznał świetnego faceta/cudowną kobietę w barze/bibliotece/sklepie/kinie/teatrze/na koncercie. Wszyscy zwrócili się w stronę Internetu...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu