I choć po ostatniej kampanii społecznej, która tyczyła się "dopalaczy" dalej czuję pewien niesmak, to uważam, że nasze społeczeństwo warto byłoby uświ...
I choć po ostatniej kampanii społecznej, która tyczyła się "dopalaczy" dalej czuję pewien niesmak, to uważam, że nasze społeczeństwo warto byłoby uświadomić w kwestii korzystania z takich zabawek. Drony to świetne urzadzenia - w odpowiednich rękach. To trochę tak, jak z jazdą na motorze. We wprawnych rękach odpowiedzialnego człowieka ta maszyna nie zrobi nikomu krzywdy. Jednak, jeżeli zabierze się za nią ktoś, kto w ogóle nie powinien wsiadać na takie pojazdy - zabawa może zakończyć się tragicznie.
Podobnie było przedwczoraj - na Antywebie pisałem dla Was o niesamowicie groźnym zdarzeniu w okolicach warszawskiego Lotniska Chopina. Na wysokości Piaseczna, kilka kilometrów od lotniska pilot Lufthansy zauważył po swojej prawej stronie... drona, z którym maszyna o mało się nie zderzyła. Trudno powiedzieć, jakie mogłyby być skutki takiej kolizji - dron nie był lekki - na tej wysokości trudno znaleźć statki powietrzne o mikrej masie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a Policja wykonała swoje zadanie należycie, bowiem pilot drona został już zatrzymany i zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Za spowodowanie zagrożenia dla ruchu lotniczego grozi mu do 8 lat więzienia. Ku przestrodze.
Mieliśmy kampanię przeciw dopalaczom - intencje dobre, ale wykonanie co najmniej fatalne. Zapomnijmy o tym, to już było. Przydałaby się jednak taka akcja, która uświadomiłaby domorosłym pilotom, że drony wcale nie są tylko zabawkami i w wypadku nieodpowiedniego korzystania z nich mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne. Malutki quadrocopter zdołał pociąć mi palce, gdy nieostrożnie próbowałem podnieść go z ziemi, trzymając w drugiej ręce kontroler, gdzie niezamierzenie popchnąłem jedną z gałek do góry. Tak małe urządzenie sprawiło, że czym prędzej biegłem do łazienki zatamować krwawienie z palców, które mocno oberwały - tylko z powodu mojej głupoty.
Tymczasem drony podczas ostatnich Pierwszych Komunii Świętych były jednymi z bardziej popularnych prezentów. W mojej rodzinnej miejscowości z miejsca pojawiły się grupki dzieci, które na polach bawiły się takimi właśnie statkami powietrznymi - tutaj plus dla nich, że wybrały akurat takie miejsce. Nie jest ono jednak do końca idealne - jakieś 400 metrów dalej znajduje się linia wysokiego napięcia, gdzie dron mógłby narobić naprawdę sporo bałaganu. Gdyby doszło do kolizji kabli z dronem, mogłoby sie okazać, że z powodu braku prądu na jakiś czas okazałbym się być "bezrobotnym".
Brytyjska kampania społeczna bierze pod lupę problematykę dronów. Urządzenia same w sobie nie stanowią problemów, dopóki nie zabiorą się za nie ludzie. A ci mają przeróżne, często zwyczajnie głupie pomysły. Z tym właśnie chce się walczyć w spocie, który informuje m. in. o tym, że nie wolno sterować dronem w pobliżu lotnisk, nie należy przelatywać nad grupami ludzi, urządzenie powinno być cały czas w zasięgu wzroku, a maksymalna wysokość, na jaką możemy się wzbić to 400 stóp. Zamiast zaprzątania głów ludzi trudną terminologią, niejasnymi przepisami - spot przekazał wiedzę ludziom w najprostszy możliwy sposób, przy okazji dotykając bardzo życiowych przykładów. Krew mnie zalewała, jak na imprezach "zaradny tatko" chciał pochwalić się dronem dziecka i beztrosko uruchamiał go w pobliżu niemałej grupy gości. Bo trzeba sie pokazać - super. Oby nie na ostrym dyżurze.
Nasi szanowni włodarze powinni wziąć przykład z Brytyjczyków i stworzyć własną, podobną akcję. Zwłaszcza, że nie sądze, by przedwczorajszy incydent miał być ostatnim. W ciągu roku w Wielkiej Brytanii zanotowano 6 przypadków, w których dron o mało nie wleciał w samolot - każda taka sytuacja mogłaby się zakończyć naprawdę nieciekawie. Teraz jest ku temu dobra okazja - jesteśmy świeżo po incydencie w okolicach Lotniska Chopina.
Grafika: 1
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu