Felietony

Patrzę na tego Netfliksa i myślę, że od przybytku głowa może zaboleć

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

2

Netflix pisze nie tylko własną historię historię, ale i historię telewizji. Choć sam nie posiada ramówki, nie obowiązują go niektóre obostrzenia, to rywalizacja z klasycznymi stacjami sprawia, że narzucając nowe warunki konkurencji, determinuje przyszłość wszystkich. Taki brak ograniczeń w funkcjonowaniu nie przynosi jednak samych korzyści. 

O frazie "binge watching" słyszała zapewne większość z Was. A nawet jeśli spotykacie się z tym pojęciem po raz pierwszy, to obstawiam, że już dawno zdarzyło Wam się robić to, co opisują te dwa słowa. "Binge watching" to oglądanie wielu odcinków serialu z rzędu, niemalże bez żadnych przerw. Seriale Netfliksa nie są pierwszymi, które tak się ogląda - wcześniej dokładnie to samo tyczyło się wypożyczonych serii na DVD oraz maratonów w telewizji, ale gdy serwis Reeda Hastingsa jako pierwszy udostępnił cały sezon nowego serialu w jednej chwili, lawina ruszyła. Pomijamy czołówki, nie robimy nic, by włączyć odtwarzanie kolejnego odcinka - to dzieje się samoczynnie, a usługi VOD, to teraz największy sojusznik i rywal stacji telewizyjnych.

Seriale na własnych zasadach - wady i zalety

Od momentu, gdy Netflix, Amazon i inni, podjęli rękawicę i produkują własne seriale, okazało się, że tego typu tytuły nie muszą wpisywać się wykorzystywaną przez lata formę. Odcinki wcale nie muszą trwać po równo 23 minuty (np. sitcomy) czy 40 minut (np. dramaty), by ramówka zgrabnie się dopinała i pozostało w niej wystarczająco miejsca na reklamy. Odcinki zazwyczaj trwają już po około godzinę, ale to wcale nie jest regułą, bo przecież czasem zdarza się tylko jeden lub kilka krótszych, których obejrzenie zajmie nam około 40 minut. Taka niekonsekwencja jednych denerwuje, innym kompletnie nie przeszkadza. Podobnie wygląda sprawa z samą liczbą odcinków i sumarycznym czasem trwania serii.

Moim najnowszym odkryciem jest dokument pt. "Schody" opowiadający o sprawie Michaela i Kathleen Petersonów. Żonę znaleziono martwą na dole schodów, miała zginąć w efekcie upadku. Nie wszystkie dowody na to jednak wskazują. Sama historia jest bardzo wciągająca i intrygująca, ale całość obejmuje aż 13 odcinków. Choć wkręciłem się w to niesamowicie, to nie sądzę, bym znalazł czas na aż tyle epizodów - znacznie bardziej wolałbym zobaczyć film dokumentalny, będący pigułką informacyjną, który obejrzałbym w półtorej godziny. I to jest właśnie paradoks Netfliksa - z jednej strony daje on możliwość twórcom opowiedzieć tę historię z ogromnym przywiązaniem do szczegółów i (niemal) bez ograniczeń czasowych, na co nie zgodziłaby się raczej żadna stacja telewizyjna, a z drugiej strony nie mobilizuje twórców do wybrania najciekawszych wątków z całej sprawy, by pokazać je na ekranie.

Kto podejmuje decyzje o zamówieniach?

O tym, jak operuje Netflix można przekonać się dzięki materiałowi Josefa Adaliana, który opublikował online Vulture.com, a wcześniej debiutował na łamach New York Magazine. Z tekstu dowiadujemy się, że spotkanie, podczas którego zapada decyzja o wznowieniu produkcji 3-4 seriali może potrwać około godzinki, a decyzje nie są podejmowane tylko przez najwyżej postawionych pracowników firmy. Na czele swoich zespołów są Cindy Holland i Ted Sarandos, ale to nie zawsze od nich zależą losy produkcji seriali. Jak mówi sam Sarandos: "Dwa szczeble poniżej Cindy mają prawo podejmowania decyzji i przydzielania zielonego światła projektom." Jest tak ponieważ jest to niezbędne do utrzymania poziomy przy tak dużej liczbie produkcji - dodaje. Warto nadmienić, że niektóre z serii powstają pomimo jawnego sprzeciwu kierownictwa - choć osobiście są na "nie", to później okazuje się, że podwładny użył właściwych argumentów i miał rację. Sarandos zdradza, że tak zdarzyło się przy tytułach "What Happened, Miss Simone?" i "Amerykańskim wandalu".

Nowości mogą pojawiać się w serwisie codziennie i mimo, że będą ze sobą konkurować, to nie dojdzie do sytuacji, w której jeden tytuł będzie emitowany kosztem drugiego. Otwartość i globalny zasięg Netfliksa powodują, że jako jedyny jest w stanie inwestować w lokalne produkcje. Oczywiście przy zamówieniach kieruje się wieloma zasadami, ale jedną z kluczowych jest ta dotycząca międzynarodowego potencjału - tłumaczyła mi na konferencji Netfliksa w Rzymie Kelly Luegenbiehl. Tak to wyglądało przy "Dark", "The Rain" czy polskim "1983". Jeśli istnieje obawa, że serial nie zainteresuje globalnej widowni, to prawdopodobnie nie powstanie. Produkcje mogą być pełne nawiązań do lokalnej kultury czy historii, mogą się w nich znaleźć elementy zrozumiałe tylko dla widzów z danego kraju, ale historia musi być na pewien sposób uniwersalna i jasna dla wszystkich.

80% programów Netfliksa otrzymuje zamówienia na następne sezony, co jest bardzo dobrym rezultatem. Nie obowiązuje jednak zasada, że pozytywne oceny zapewniają serialom kolejne zamówienia - jako przykład może posłużyć "Lady Dynamite" z wynikiem 100% na RottenTomatoes, który zakończono po 2. sezonie. Netflix wciąż uczy się jak robić telewizję, a telewizja uczy się od Netflixa.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu