Felietony

Te firmy pokazały dystans do siebie i za to "szacun dla nich"

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Wielkie, poważne firmy wydają miliony dolarów na promocję swoich produktów. Najważniejsze są pieniądze i warto zawsze o tym pamiętać. Ale czasem trafiają się sytuacje, w których pokazują ludzką twarz i śmieją się z samych siebie.

Rynek gier tworzył się i rósł na moich oczach, zaczynając swój podbój świata z niszy. Takie odczucie można było odnieść szczególnie mocno mieszkając w Polsce. Pamiętam czasy, gdy na osiedlu nie było ani konsol, ani komputerów i znalezienie tej jednej osoby, z którą można się było wymieniać grami często graniczyło z cudem. Mieliście u siebie "klub komputerowy"? U mnie istniało takie miejsce, zorganizowali je właściciele jednej z osiedlowych wypożyczalni kaset wideo - zrzeszało miłośników gier, którzy spotykali się raz w tygodniu i wymieniali grami. Coś takiego jak "legalność" w świadomości ludzi nie istniała, chyba najbardziej liczyło się wtedy rozpowszechnianie miłości do elektronicznej rozrywki.

Reklama

Czasy się zmieniły, gry zaczęły zarabiać drugie miliony dolarów i takie same kwoty przeznaczane są nie tylko na ich produkcję, ale również promocję. Na całym świecie widzimy billboardy największych tytułów, reklamy pojawiają się w telewizji. Mamy e-sport generujący kosmiczne pieniądze, sponsorów, profesjonalnych zawodników, transmisje. Do tego YouTube gdzie pełno jest gamingu i Twitch ze swoimi gwiazdami dla wielu osób tak samo popularnymi jak największy amerykańscy aktorzy. Fajnie było patrzeć jak to wszystko się tworzy i rozwija. Wszyscy chcieliśmy by gry wyszły z podziemia i stały się prawdziwą gałęzią kultury.

W tym wszystkim zgubiła się gdzieś jednak ludzka twarz firm produkujących i dystrybuujących gry. To nie są już miejsca zrzeszające tylko pasjonatów - w poszczególnych działach siedzą białe kołnierzyki, dla których excelowa tabelka i stan konta to podstawa, nie ma znaczenia w jakiej branży pracują. Usłyszałem kiedyś, że dobry PR-owiec poradzi sobie z każdym dużym produktem i może śmiało startować do firmy wydającej gry - ba, może się nimi w ogóle nie interesować. Produkt, to produkt, zasady jego sprzedaży opinii publicznej, a co za tym idzie graczom są takie same.

Dlatego każde odstępstwo od tych smutnych reguł wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Jednym z przykładów jest Bethesda, która zażartowała na tegorocznym E3 sama z siebie. Mówi się, z pewną pogardą, że Skyrim pojawił się już na każdej platformie i równie dobrze mógłby trafić na lodówkę. Więc co robi firma? Pokazuje Skyrima na głośniki Amazona, gdzie tytuł staje się grą mówioną przez Alexę.

Żart? Na początku tak, później stwierdzono że taką grę faktycznie można zrobić. Ten tytuł naprawdę istnieje, można go pobrać, zbiera też pozytywne recenzje. Najważniejsze jest jednak to, że Bethesda pokazała tym samym ogromny dystans do siebie, co na pewno przełoży się na sympatię graczy. A ci jak wiecie, często kupują gry patrząc właśnie na swój stosunek do konkretnego wydawcy. Wszelkie afery na rynku gier wydają się drobiazgiem, ale później przekładają się na słupki sprzedaży. Wie o tym doskonale EA i Activision, obawiam się że niedługo przekona się tym również Sony, które nawywijało trochę z odcięciem swojej wersji Fortnite od odsłony na Nintendo Switch (brak możliwości grania na tym samym koncie).

Na tegorocznym E3 ponownie przypomniał o sobie mniejszy, choć bardzo popularny wydawca - Devolver Digital. Owszem, powtórzył pomysł z zeszłego roku, ale ponownie oglądało się to fantastycznie i nie mogę się doczekać co pokażą w 2019 roku. Firma nie ma swojej konferencji na E3, ale przygotowuje humorystyczny (i trochę groteskowy) materiał wideo śmiejący się z patosu obecnego na targowych konferencjach. Do tego idealnie wpisuje się tym w swój katalog wydawniczy, warto rzucić okiem chociażby z czystej ciekawości. Uśmiejecie się.

Zauważyliście, że kilka lat temu część graczy całkowicie porzuciła gry AAA i interesuje się tylko sceną indie? Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak typowe hipsterstwo mające pokazać jak bardzo nie szanuje się wielkich korporacji. Tymczasem takie podejście naprawdę idzie zrozumieć - niezależnie od tego jak dobry będzie Cyberpunk 2077, zbudowany wokół gry hype jest męczący i istnieje ogromna szansa na to, że pojawi się też rozczarowanie. Do tego to ciągłe przerzucanie się obietnicami o 1080p/4K i 60 fps między producentami konsol zmęczyło już chyba wszystkich. Gdzieś w tym wszystkim zgubiła się wizja, w którym to gry są najważniejsze, podobnie jak frajda płynąca z elektronicznej rozrywki. I niestety, w najbliższych latach lepiej nie będzie.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama