Volkswagen powiększa w tym roku swoją ofertę SUVów o model, który jest najniżej pozycjonowany w hierarchii marki. Nie oznacza to jednak wcale, że T-Cross jest mały, bo jak się okazuje, przy nadwoziu o długości Polo, oferuje bardzo przestronne wnętrze i bagażnik, którego nie powstydziłoby się auto z segmentu C. Jaki zatem jest T-Cross? Zapraszam do opisu wrażeń z pierwszej jazdy testowej.
Volkswagen T-Cross, mały a jednak duży
Volkswagen T-Cross miał swoją światową premierę już jakiś czas temu, ale dopiero pod koniec kwietnia rozpoczęły się pierwsze dostawy do dealerów w Polsce. Kilka dni temu odbyła się też polska premiera, w której miałem okazję uczestniczyć i przyjrzeć się najnowszej propozycji koncernu z Wolfsburga z bliska. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów trudno wyrobić sobie definitywną opinię, ale kilka słów na temat tego modelu mogę już napisać.
T-Cross to obecnie najmniejszy SUV w ofercie Volkswagena zaliczany do segmentu nazwanego A0. Szczerze powiedziawszy na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale wymiary nie kłamią, T-Cross jest zaledwie o nieco ponad 5 cm dłuższy od Polo. Jest przy tym jednak znacznie wyższy, przez co daje wrażenie większej przestronności, a to klienci bardzo cenią, szczególnie w mniejszych samochodach. Nowy VW wyróżnia się również pod względem stylistycznym, dostępny będzie w kilku bardzo odważnych kolorach, które znajdą swoje odzwierciedlenie również na desce rozdzielczej.
T-Cross dostępny jest w jednej, pięciodrzwiowej wersji nadwozia co pozytywnie wpływa na jego funkcjonalność oraz przestronność. Spora powierzchnia okien i wysoka pozycja za kierownicą (siedzimy 10 cm wyżej niż w Polo) dają bardzo dobrą widoczność na wszystkie strony, a w razie potrzeby w opcjonalnym wyposażeniu mamy czujniki parkowania oraz kamerę cofania.
Linia nadwozia nie jest zaskakująca, przypomina inne, większe SUVy z oferty Volkswagena, ale w oczy rzuca się spory rozstaw osi. Dzięki zastosowaniu platformy MQB zarówno przedni jak i tylny zwis jest bardzo krótki maksymalizując miejsce dla pasażerów w kabinie. I to faktycznie czuć gdy zajmuje się miejsce w środku, zarówno na przednich siedzeniach jak i na kanapie z tyłu.
Volkswagen T-Cross - wnętrze
W środku nie ma wielkiego zaskoczenia. Jeździłem dobrze doposażoną topową wersja Life z manualną skrzynią biegów, stąd też znalazło się tu miejsce dla wirtualnych zegarów i sporego wyświetlacza systemu infotainment czy chociażby dwustrefowej klimatyzacji. Niestety nawet mimo tego, czuć tutaj, że jest to auto z podstawowego segmentu. Plastiki na desce rozdzielczej i na drzwiach są twarde i sztywne, na nierównej drodze potrafiły już zaskrzypieć. Kierownica pokryta jest skórą, ale jest bardzo twarda, spodziewałem się czegoś lepszego. Plus za sensownie rozmieszczone przyciski i czytelność zegarów. Nie miałem do tej pory do czynienia z nowymi Volkswagenami, ale bez problemów odnalazłem interesujące mnie informacje z komputera pokładowego czy zaprogramowałem nawigację.
Nie jestem wysoki (1,7 m) dlatego nie mogłem narzekać na brak miejsca z przodu. Rzekłbym nawet, że jest przestronniej niż w Focusie, którym jeżdżę na co dzień. Kierownica regulowana jest w dwóch płaszczyznach w dużym zakresie, a dodatkowo zarówno fotel kierowcy jak i pasażera możemy wyregulować na wysokość. A skoro już jesteśmy przy siedzeniach, to tutaj niestety nie jest najlepiej, fotele raczej nie nadają się na dłuższe podróże i jest problem z trzymaniem bocznym. Szkoda, bo to już jednak dosyć wysoka wersja wyposażenia.
Z tyłu mamy jeden z ciekawszych patentów w tym samochodzie, czyli regulowaną kanapę, którą można przesuwać w zakresie 14 cm. Dzięki temu mamy albo więcej miejsce na nogi, albo większy bagażnik, którego pojemność w zależności od ustawienia kanapy waha się od 370 do 455 litrów. Sam za sobą mieszczę się bez żadnych problemów i mam jeszcze bardzo dużo miejsca na nogi. Warto też docenić fakt, że z tyłu znalazły się aż dwa porty USB, które mogą posłużyć pasażerom do ładowania np. smartfonów.
Jak już wspominałem bagażnik ma maksymalnie 455 litrów co jest wynikiem, którego nie powstydziłby się żaden hatchback z tradycyjnego segmentu C. Sztywna i solidna podłoga jest regulowana, na zdjęciu jest w najwyższej pozycji, które licuje ze złożonymi oparciami siedzeń, ale w razie potrzeby można ją obniżyć o około 10 cm. Pod spodem znalazło się jeszcze miejsce dla zestawu naprawczego lub dojazdowego koła zapasowego. Warto też docenić takie detale jak dwa haczyki na siatki czy mechanizm, który blokuje podłogę gdy jest podniesiona i pozwala nam na swobodny dostęp do tego co mamy pod spodem.
Po złożeniu oparć tylnych siedzeń zyskujemy przestrzeń bagażową o objętości ponad 1200 litrów, a w razie gdybyście chcieli przewieźć coś naprawdę długiego, można również złożyć przedni fotel. To kolejny wymiar praktyczny, w którym teoretycznie niewielki T-Cross robi bardzo pozytywne wrażenie.
Volkswagen T-Cross - dostępne silniki
Początkowo T-Cross dostępny będzie tylko z dwoma silnikami. Oba to dobrze już znane turbodoładowane jednostki 1.0. TSI o mocy odpowiednio 95 i 115 KM. Pierwsza sparowana jest z pięciostopniową manualną skrzynią biegów, a druga z sześciostopniową oraz siedmiostopniowym, dwusprzęgłowym automatem DSG. Miałem okazje jechać modelami z tym drugim silnikiem w wersji w obu wersjach i bez wahania wybrałbym automat. W aucie miejskim jest znacznie bardziej wygodny i moim zdaniem warto dopłacić te nieco ponad 7000 PLN do tego rozwiązania. W tym roku pod maskę T-Crossa powinien jeszcze trafić najmocniejszy silnik 1.5 TSI o mocy 150 KM, który znamy też już z innych aut Volskwagena. Silnik diesla w Polsce nie będzie dostępny.
Jednostka o mocy 115 KM wydaje się optymalna do tego samochodu, ale z racji gabarytów i wysokiego nadwozia nie nadaje się do dynamicznej jazdy. Do prędkości około 100 km/h jest jeszcze całkiem żwawa, ale powyżej wyraźnie brakuje jej mocy, a na wysokich obrotach jest głośna. Trzycylindrowy silnik nie brzmi dobrze powyżej 3000 RPM, dlatego nie powinien dziwić fakt, że automat potrafi wbić 7 bieg nawet już przy prędkości 70 km/h. Przyśpieszenie do 100 km/h trwa sporo powyżej 10 sekund, ale powiedzmy sobie szczerze, nie jest to auto do wyścigów spod świateł. Obawiam się, że jak zapakujemy 4 osoby i ich bagaże, to w trasie będzie dosyć ociężały.
Niestety pomimo małej pojemności trudno liczyć na niskie spalanie. Po kilkunastu kilometrach przejechanych w popołudniowym szczycie w Gdyni spalanie oscylowało w granicach 10l/100 km, co mnie nieco przeraziło. W trasie jest już nieco lepiej i ostatecznie średnia z całego przejazdu (łącznie z miastem) spadła do około 7 litrów na 100 km, co nadal nie jest dobrym wynikiem, ale też przejechany dystans i warunki na drodze nie były optymalne. Myślę, że po przyzwyczajeniu się do charakterystyki tego napędu można te wartości wyraźnie poprawić.
Warto jeszcze wspomnieć o zawieszeniu, które zestrojone jest raczej komfortowo. Dobrze wybiera nierówności, jest ciche i sprawia pozytywne wrażenie. Niestety jak już wspominałem, plastiki są twarde i pomimo niewielkiego przebiegu na kocich łbach potrafiły już zaskrzypieć. Obawiam się, że po większych przebiegach może się to jeszcze nasilić.
Volkswagen T-Cross - systemy bezpieczeństwa
Volkswagen stawia w T-Crossie na bezpieczeństwo i w standardzie oferuje już takie systemy jak automatyczne hamowanie po wykryciu przeszkody (samochodu lub pieszego) oraz system ostrzegający przed pojazdem w martwej strefie. Mocowania dla fotelików ISOFIX znalazły się nie tylko na skrajnych siedzeniach tylnej kanapy, ale również na fotelu pasażera. W standardzie mamy też kurtyny powietrzne, asystenta podjazdu oraz ESP.
Opcjonalnie można dokupić też aktywny system utrzymania na pasie ruchu, który faktycznie działa całkiem nieźle, system wspomagający wyjazd z miejsca parkingowego czy wreszcie adaptacyjny tempomat z funkcją Stop&Go (tylko w wersji z DSG). Jak na tej klasy auto jest to całkiem pokaźna lista dostępnych opcji, które poprawiają komfort kierowcy i aktywnie zwiększają bezpieczeństwo.
Volkswagen T-Cross - ceny
Cena to chyba największy mankament tego samochodu. Najtańsza wersja z silnikiem 1.0 TSI 95 KM i pięciobiegową przekładnią manualną kosztuje 69 790 PLN. Za wersję Life z silnikiem 115 KM i ręczną skrzynią biegów trzeba już zapłacić 76 190 PLN, a za model z automatem trzeba doliczyć kolejne nieco ponad 7000 PLN. Widoczny na większości zdjęć czarny model Style, którym miałem okazję jeździć, z kilkoma dodatkami kosztuje już ponad 91 000 PLN, cały czas z manualną skrzynią biegów i np. bez kamery cofania. Jak na miejski samochód to kwota całkiem spora, nawet jeśli jest to bardzo przestronny i zwyczajnie ładny SUV.
Czas pokaże czy T-Cross podbije serca klientów Volkswagena. Z pewnością ma na to spore szanse, bo wiele wskazuje na to, że to całkiem udany samochód. Ma swoje mankamenty, ale jako miejskie auto, którym od czasu do czasu chcemy wyjechać gdzieś dalej powinien spisywać się całkiem nieźle. Szczególnie jak pojawi się wersja z silnikiem 1.5 TSI.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu