Jeździłem w życiu różnymi samochodami, takimi na które byłoby mnie stać, takimi które są ekstremalnie drogie i takimi, których nigdy nie kupię. Nie jeździłem natomiast nigdy GTI od Volkswagena - w sumie nie wiem jak to się stało, ale ostatnio nadrabiam tę zaległość z nawiązką.
Nie będę udawał specjalisty od motoryzacji, od tego w naszej redakcji jest Tomek i Marek, opiszę wam natomiast moje wrażenia z jazdy Hot hatchami, bo naprawdę jest co opisywać. Sam pomysł na GTI jest pewnie wszystkim fanom motoryzacji dobrze znany, bo powstał przecież ponad 40 lat temu. Wtedy to ktoś pomyślał o tym, że nieduży, miejski a teraz również klasyczny rodzinny samochód wcale nie musi być do bólu nudny i klasycznie przeciętny. Wystarczy dać kierowcy trochę więcej mocy, aby sprawdzał się on zarówno w klasycznej miejskiej jeździe, jak również w warunkach, kiedy mamy szansę trochę pobawić się samochodem.
I dokładnie takie warunku stworzył mi Volkswagen, do testowania Volkswagen Polo GTI, Golfa GTI, Golfa R oraz UP! GTI. Wyruszyliśmy bowiem tymi samochodami śladami Rajdu Monte Carlo. Jazda GTI przez Col de Turini jest dla mnie niezapomnianym doświadczeniem. Zacząłem naszą przygodę razem z kolegą Maćkiem z AutoGaleria.pl. Jest to bardzo dobry kierowca, który zaproponował byśmy zaczęli testy od UP! GTI. Trochę mnie to na początku zdziwiło, bo to tylko 115 koni i bardzo niepozorny samochód. Te 115 koni absolutnie wystarczyło, aby szaleć po trasie do Col de Turini. A nie jest to droga łatwa, jest wąsko, bardzo często bez bocznych barierek i przede wszystkim wysoko. Volkswagen UP! GTI dawał jednak radę trzymać się całego peletonu nawet kiedy zaczęła się bardzo szybka jazda. Tak szybka, że naprawdę pierwszy raz z emocji w samochodzie mocno się spociłem. Pędziliśmy tym maleństwem nawet do 80 km/h po ciasnych i wąskich zakrętach, często ślepych. UP! dawał sobie jednak świetnie radę nie ustępując na tej drodze ani Polo, ani nawet Golfowi R. Tam po prostu nie dało się szybciej jechać i liczyła się tylko technika jazdy i przygotowanie samochodu do takich zakrętów, a trzeba przyznać, że wszystkie testowane GTI były na to naprawdę gotowe. 115 koni w UP! GTI przy wadze lekko ponad 1000 kg było wystarczającą mocą, do tego niskie i twarde zawieszenie gwarantowało, że samochód nie miał żadnych problemów z ostrymi zakrętami. Panowie w większych autach odjechali nam dopiero, kiedy pojawiła się bardziej standardowa droga z długimi prostymi.
Po tej trasie wysiadając z UP! GTI nie widziałem już małego niespecjalnie (jak dla mnie) wyglądającego maleństwa, ale czystą przyjemność i zabawę na czterech kółkach. Nie jest to z pewnością samochód dla każdego, ale uwierzcie, że może się podobać i można z niego wyciągnąć wiele frajdy, a przecież o to w tej kategorii samochodów chodzi. O to, aby było normalnie i klasycznie, ale w momencie kiedy chcemy, aby były też emocje.
Les Trois Valees - mekka fanów motoryzacji
Przygodę z Volkswagen UP! GTI zakończyliśmy w hotelu, który jest miejscem wycieczek wielu fanów rajdów samochodowych. Przesiedliśmy się tam do Volkswagena Polo GTI i ruszyliśmy w kierunku San Remo. Ponieważ o wiele lepiej czuję się jako kierowca niż pasażer to tym razem ja przejąłem stery i miałem przyjemność pobawić się trochę w ostrych zakrętach odcinka Power Stage, który w tym roku był tuż za Col de Turini. Było więc szybko i dużo naprawdę ostrych zakrętów. Polo GTI z turbodoładowanym 2-litrowym silnikiem generującym 200 koni mechanicznych i 320 niutonometrów radziło sobie na tej trasie wyśmienicie. Nie jestem kierowcą, który ma praktykę na takich trasach (w przeciwieństwie do Maćka, który czuł się tam jak ryba w wodzie), ale mimo to samochód pozwalał mi się cieszyć tą trasą, a uwierzcie mi były momenty, w których zakręty naprawdę zaskakiwały. I to jest właśnie moim zdaniem esencja GTI. Nie trzeba być kierowcą rajdowym, aby cieszyć się z szybkości i dobrego prowadzenia auta i dokładnie to daje GTI. Umiesz jeździć, ale chcesz spróbować czegoś więcej - bierzesz na taką drogę GTI i dopiero wtedy poznasz swoje słabe i mocne strony za kierownicą. Wiedząc czego się nie umie natychmiast rodzi się chęć nauczenia i doszkolenia. I z takim zamiarem wróciłem z tej wyprawy.
Te 200 koni w nieco bardziej zadziornie wyglądającym Polo to wystarczająca moc, aby zażyć trochę bardziej sportowej jazdy samochodem. Do tego wszystkiego jest naprawdę ultra bezpiecznie, bo poza systemami sam układ kierowniczy i zawieszenie wspomagają kierowcę w trudnych sytuacjach, a uwierzcie w tak mały samochodzie 6,7 sekund do setki robi naprawdę duże wrażenie nawet na kimś kto jeździł Ferrari.
Bardzo podobało mi się w Polo to, że moc samochodu czuć było już od bardzo niskich obrotów, a jej rozwój wraz z rosnącą liczbą obrotów jest bardzo zadowalający. Nie odczuwamy więc turbo dziury, jeśli miałbym się w tym temacie do czegoś przyczepić to raczej do skrzyni biegów DSG, która momentami potrzebowała chwili czasu na redukcję biegu. Jest to jednak problem, który da się rozwiązać za pomocą łopatek.
Pędząc 200-konnym Polo po odcinku rajdu nie miałem chwili, aby skupić się na wyposażeniu samochodu czy wygodzie jazdy. Liczył się tylko każdy kolejny zakręt. I to wszystko było naprawdę bardzo satysfakcjonujące. Dopiero później mijając granicę francusko-włoską miałem chwilę, aby spojrzeć na technologię. Polo jak i inne modele GTI (poza UP!) oferują to, co kierowca w dzisiejszych czasach potrzebuje, czyli line assist, awaryjne hamowanie, kamery itp. I to jest moim zdaniem bardzo dobra decyzja VW. GTI nie oznacza bowiem “tylko dla rajdowych freeków” szczególnie, że jazda po mieście czy po autostradach jest dużo przyjemniejsza z tymi technologiami.
Kolejny przystanek na naszej trasie było to San Remo, gdzie po nocy ruszyliśmy w dalszą trasę tym razem Volkswagenem Golfem R – Variant, czyli takie kombi. I znów niepozornie wyglądający samochód pokazał co potrafi, kiedy tylko uruchomiliśmy ponad 300-konny silnik. Tutaj wzrost mocy był już naprawdę wyraźnie odczuwalny, Niestety w drodze z San Remo do Monaco nie było już tak ekscytujących zakrętów, aby porównać go do linii GTI. Golf R sprawdzał się kapitalnie na autostradzie, a jazda nim była czystą przyjemnością. Jedynie co, po jakimś czasie zaczynało mnie drażnić ten podbijany przez głośniki dźwięk silnika. Momentami wzbudzał się w momencie, kiedy tak naprawdę nie było do tego powodu. Na szczęście w konfiguracji samochodu jest opcja, aby te dodatkowe sportowe efekty ograniczyć.
Na deser w samym Monaco przesiedliśmy się do klasycznego Golfa R. I powiem szczerze, to jest samochód, który kumuluje wszystkie sportowe zapędy VW w tym segmencie. Agresywny, zadziorny, pokazujący za każdym razem, że może jechać szybciej. Zresztą wynik 4,5 sekundy do setki w samochodzie, który nadal świetnie spisuje się również w mieście mówi samo za siebie.
Przy tej całej dynamice, jazda po mieście czy autostradą jest nadal przyjemnością. To właśnie w samochodach, które testowałem podobało mi się najbardziej - to połączenie użyteczności i radości z jazdy.
Czy ten wyjazd przekonał mnie do Volkswagenów GTI?
Odpowiedź może być tylko jedna. Dla każdego kierowcy jazda samochodami Volkswagen z serii GTI będzie dużą przyjemnością i frajdą, jeśli tylko dołożą więcej gazu. Przy okazji zachowania sportowego charakteru aut nie są to jednak samochody męczące kierowcę. Kiedy chcemy jechać klasycznie to samochód doskonale to rozumie i dostosowuje się do naszego stylu. Nie musimy być januszami i wygrywać każdego wyścigu od świateł do świateł w mieście. Nie o to chodzi. Moc i możliwości, które mamy czekają na moment kiedy będziemy naprawdę chcieli je wykorzystać. Nic tutaj się nie zrywa nagle do przodu, nie skompromitujemy się jakimś piszczeniem oponami na światłach. To są normalne, przydatne i funkcjonalne samochody z charakterem. Nie dziwię się, że Volkswagen sumiennie rozwija ten segment od lat. Jest to świetny pomysł na kompromis, pomiędzy klasycznym samochodem z nowoczesnymi technologiami, a emocjami.
Marzę o tym aby jeszcze wrócić na Col de Turini. Kapitalna trasa, widoki i wrażenia.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu