Sztuczna Inteligencja

Branża IT jak dziki zachód. Haker udowodnił, że twórcy AI ukradli część kodu

Jakub Szczęsny
Branża IT jak dziki zachód. Haker udowodnił, że twórcy AI ukradli część kodu
Reklama

Czy można ukraść czyjś kod? Parafrazując klasyka: "jeszcze jak!". A czy wolno? Oczywiście, że nie wolno. Kradzież jest nieetyczna i mogłoby się wydawać, że branża IT jest pod tym względem wybitnie "cywilizowana". Otóż nie, nie jest. Dzieją się tutaj rzeczy czasami nawet bardziej szokujące, niż w innych. A krąg rozwoju AI to już w ogóle dzika jazda "bez trzymanki".

Całkiem ciekawym rozwiązaniem na rynku sztucznej inteligencji jest Voice.ai, projekt który oferuje syntezator przeznaczony do zmiany głosu w czasie rzeczywistym. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie okazało się, że jego twórcy... po prostu gwizdnęli komuś spory kawał kodu. Jak wykazał użytkownik Twittera @ronsoros (ciekawe, czy z tych Sorosów, hehe) - znany szerzej jako twórca narzędzia do wykonywania jailbreaków "Ra1nstorm" - Voice.ai naruszyło warunki licencji GPLv3 i LGPLv2.1. Otóż okazuje się, że Voice.ai przypisało sobie sobie czyjś kod, nawet tego nie zasygnalizowało. Użycie oprogramowania open-source ma sens przede wszystkim wtedy, gdy wszyscy go przestrzegają. Jednak czasami pokusa jest zbyt silna. Szczególnie, gdy w grę wchodzą duże pieniądze.

Reklama

Polecamy na GeekWeek: Jak ostrożnie i bezpiecznie korzystać z Internetu? 5 ważnych zasad

Bo przecież nie ma nic lepszego w idei: "zarobić, ale się nie narobić". Projekty związane z AI to niesamowicie perspektywiczne pod kątem finansowym inicjatywy. Torcik składający się z potencjalnych zysków wynikających ze sprzedaży takich rozwiązań jest niezwykle smakowity i poza gigantami, każdy chce się nim najeść. Haker stojący za Ra1nstormem ujawnił dowody, które wskazują jasno: Voice.ai ukradł open source'owy kod - zrzuty ekranowe przedstawiają zdekompilowany kod projektu. Wykorzystano Praat - dosyć szeroko stosowane narzędzie otwartoźródłowe do analizy mowy oraz libgcrypt - bibliotekę do obsługi kryptografii.

To nie jest tak, że takich bibliotek używać nie można. Można, jednak należy to zasygnalizować oraz spełnić wszystkie wymagania, jakie wynikają wprost z zapisów licencji. Warto odnieść się do części materiału twórcy jailbreaka, w którym porównuje on umowę licencyjną w zakresie wykorzystania Voice.ai z tym, co wynika wprost z licencji GPLv3:

Umowa licencyjna Voice.ai stoi w istotnej sprzeczności z postanowieniami licencji GPLv3.

Haker krok po kroku pokazuje, w jaki sposób odkrył szwindel

Licencje GPLv3 i LGPLv2.1 to dokumenty - gwaranty "wolności" oprogramowania. W ogromnym uproszczeniu, stanowią one o tym, że software udostępniany na takiej licencji pozostaje wolny i dostępny dla wszystkich. Przypisywanie sobie go, lub wykorzystanie bez spełnienia wszystkich warunków, jakie zostały ujęte w dokumentach jest wybitnym świństwem. Każde nadużycie stanowi niebezpieczeństwo dla integralności społeczności open-source: niszczy zaufanie, które jest tak bardzo istotne w środowisku. Już od dawna, dzięki oddanym twórcom (a także niektórym firmom technologicznym - Microsoft ma bardzo rozbudowane portfolio projektów open-source'owych, warto zwrócić uwagę na Google, które także ma niesamowicie duży wkład pod tym kątem) - "otwarte źródło" nie oznacza czegoś gorszego, mniej wartościowego. To mit. Dużo większym problemem w zakresie tego typu oprogramowania są nadużycia takie, jakich dopuszcza się Voice.ai.

Voice.ai - oprócz tego, że para się złodziejstwem, to w dodatku jest cholernie bezczelne. Gdy odkrywca owego faktu skontaktował się z firmą, został w trybie natychmiastowy usunięty z serwera Discord projektu. Nie podjęto żadnej próby dialogu z nim - zwyczajnie bezpardonowo został "wyproszony" - najpewniej po to, aby nie wywołał skandalu. Ups, mleka się już rozlało. O sprawie piszą media technologiczne na całym świecie. Jako że Antyweb ma silnie startupowy rodowód i od początku swojego istnienia był nastawiony na promocję projektów z tego poletka - środowisko open source jest mu bardzo bliskie. Tym bardziej właśnie dlatego trzeba wskazywać na patologie dziejące się w branży.

Postępowanie Voice.ai niestety będzie mieć swoje konsekwencje: zaufanie w zakresie prawidłowego użycia projektów open source zostało poważnie nadszarpnięte. Co dalej? Firma najpewniej będzie musiała albo zadbać o spełnienie warunków tejże licencji, albo... skorzysta z innych bibliotek. Obstawiam jednak do pierwsze: zaadaptowanie innych narzędzi byłoby pewnie zbyt dużym kosztem. Niestety trudno oczekiwać, że ta firma będzie mierzyć się z jakimikolwiek konsekwencjami. No, chyba że mówimy o tych wizerunkowych. Ale... też mi się nie wydaje żeby tak było.

A szkoda. Tego typu zachowanie należy piętnować.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama