Sztuczna Inteligencja

Branża IT jak dziki zachód. Haker udowodnił, że twórcy AI ukradli część kodu

Jakub Szczęsny
Branża IT jak dziki zachód. Haker udowodnił, że twórcy AI ukradli część kodu
5

Czy można ukraść czyjś kod? Parafrazując klasyka: "jeszcze jak!". A czy wolno? Oczywiście, że nie wolno. Kradzież jest nieetyczna i mogłoby się wydawać, że branża IT jest pod tym względem wybitnie "cywilizowana". Otóż nie, nie jest. Dzieją się tutaj rzeczy czasami nawet bardziej szokujące, niż w innych. A krąg rozwoju AI to już w ogóle dzika jazda "bez trzymanki".

Całkiem ciekawym rozwiązaniem na rynku sztucznej inteligencji jest Voice.ai, projekt który oferuje syntezator przeznaczony do zmiany głosu w czasie rzeczywistym. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie okazało się, że jego twórcy... po prostu gwizdnęli komuś spory kawał kodu. Jak wykazał użytkownik Twittera @ronsoros (ciekawe, czy z tych Sorosów, hehe) - znany szerzej jako twórca narzędzia do wykonywania jailbreaków "Ra1nstorm" - Voice.ai naruszyło warunki licencji GPLv3 i LGPLv2.1. Otóż okazuje się, że Voice.ai przypisało sobie sobie czyjś kod, nawet tego nie zasygnalizowało. Użycie oprogramowania open-source ma sens przede wszystkim wtedy, gdy wszyscy go przestrzegają. Jednak czasami pokusa jest zbyt silna. Szczególnie, gdy w grę wchodzą duże pieniądze.

Polecamy na GeekWeek: Jak ostrożnie i bezpiecznie korzystać z Internetu? 5 ważnych zasad

Bo przecież nie ma nic lepszego w idei: "zarobić, ale się nie narobić". Projekty związane z AI to niesamowicie perspektywiczne pod kątem finansowym inicjatywy. Torcik składający się z potencjalnych zysków wynikających ze sprzedaży takich rozwiązań jest niezwykle smakowity i poza gigantami, każdy chce się nim najeść. Haker stojący za Ra1nstormem ujawnił dowody, które wskazują jasno: Voice.ai ukradł open source'owy kod - zrzuty ekranowe przedstawiają zdekompilowany kod projektu. Wykorzystano Praat - dosyć szeroko stosowane narzędzie otwartoźródłowe do analizy mowy oraz libgcrypt - bibliotekę do obsługi kryptografii.

To nie jest tak, że takich bibliotek używać nie można. Można, jednak należy to zasygnalizować oraz spełnić wszystkie wymagania, jakie wynikają wprost z zapisów licencji. Warto odnieść się do części materiału twórcy jailbreaka, w którym porównuje on umowę licencyjną w zakresie wykorzystania Voice.ai z tym, co wynika wprost z licencji GPLv3:

Umowa licencyjna Voice.ai stoi w istotnej sprzeczności z postanowieniami licencji GPLv3.

Haker krok po kroku pokazuje, w jaki sposób odkrył szwindel

Licencje GPLv3 i LGPLv2.1 to dokumenty - gwaranty "wolności" oprogramowania. W ogromnym uproszczeniu, stanowią one o tym, że software udostępniany na takiej licencji pozostaje wolny i dostępny dla wszystkich. Przypisywanie sobie go, lub wykorzystanie bez spełnienia wszystkich warunków, jakie zostały ujęte w dokumentach jest wybitnym świństwem. Każde nadużycie stanowi niebezpieczeństwo dla integralności społeczności open-source: niszczy zaufanie, które jest tak bardzo istotne w środowisku. Już od dawna, dzięki oddanym twórcom (a także niektórym firmom technologicznym - Microsoft ma bardzo rozbudowane portfolio projektów open-source'owych, warto zwrócić uwagę na Google, które także ma niesamowicie duży wkład pod tym kątem) - "otwarte źródło" nie oznacza czegoś gorszego, mniej wartościowego. To mit. Dużo większym problemem w zakresie tego typu oprogramowania są nadużycia takie, jakich dopuszcza się Voice.ai.

Voice.ai - oprócz tego, że para się złodziejstwem, to w dodatku jest cholernie bezczelne. Gdy odkrywca owego faktu skontaktował się z firmą, został w trybie natychmiastowy usunięty z serwera Discord projektu. Nie podjęto żadnej próby dialogu z nim - zwyczajnie bezpardonowo został "wyproszony" - najpewniej po to, aby nie wywołał skandalu. Ups, mleka się już rozlało. O sprawie piszą media technologiczne na całym świecie. Jako że Antyweb ma silnie startupowy rodowód i od początku swojego istnienia był nastawiony na promocję projektów z tego poletka - środowisko open source jest mu bardzo bliskie. Tym bardziej właśnie dlatego trzeba wskazywać na patologie dziejące się w branży.

Postępowanie Voice.ai niestety będzie mieć swoje konsekwencje: zaufanie w zakresie prawidłowego użycia projektów open source zostało poważnie nadszarpnięte. Co dalej? Firma najpewniej będzie musiała albo zadbać o spełnienie warunków tejże licencji, albo... skorzysta z innych bibliotek. Obstawiam jednak do pierwsze: zaadaptowanie innych narzędzi byłoby pewnie zbyt dużym kosztem. Niestety trudno oczekiwać, że ta firma będzie mierzyć się z jakimikolwiek konsekwencjami. No, chyba że mówimy o tych wizerunkowych. Ale... też mi się nie wydaje żeby tak było.

A szkoda. Tego typu zachowanie należy piętnować.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu