Filmy

Przednia zabawa, ale fani mogą być wściekli. Venom 2 - recenzja

Konrad Kozłowski
Przednia zabawa, ale fani mogą być wściekli. Venom 2 - recenzja
Reklama

Venom nie zaspokoił oczekiwań największych fanów, ale w kinach poradził sobie znakomicie. Przy drugiej części historia może się powtórzyć, bo widzowie będą wychodzić z seansu usatysfakcjonowani.

Film z 2018 roku był jedną z największych niespodzianek tamtych 12 miesięcy. Pamiętam, że szedłem do kina niepewny tego, co zobaczę, ale seans okazał się być przemiły i tak się złożyło, że obejrzałem "Venoma" jeszcze później kilkukrotnie. Tom Hardy wypadł wteyd bardzo dobrze, a zbudowana pomiędzy jego postacią Eddiem Brockiem a Venomem więź niosła cały film. Nic więc dziwnego, że w sequelu wątek ten jest najjaśniejszy spośród wszystkiego, co Andy Serkis chce nam zaproponować. Reżyser wziął na warsztat dość trudny scenariusz, ale udało mu się wykrzesać z niego naprawdę sporo. To ogromny wyczyn, bo fabuła "Venom 2", wybaczcie za określenie, leży i kwiczy.

Reklama

Venom 2 - fabularny ser szwajcarski

Historię drugiej części zwiastowała końcówka "Venoma". Było jasne, że do roli powróci Woody Harrelson i ponownie wcieli się Cletusa Kasady'ego. Nie było wiadome, jak połączą się jego ścieżki z Carnage, ale akurat ta sprawa to najmniejszy problem scenariusza "Venom 2". Nie trudno odnieść wrażenie, że tym razem wszystko odbywa się tu mniej chaotycznie, niż w poprzedniku, ale i tak nie brakuje tu dziur fabularnych, niezrozumiałych decyzji i braku logiki w działaniach niektórych bohaterów. Pod tym względem "Venom 2" nie prezentuje wysokiego poziomu, bo i główny wątek, czyli starania Carnage w opanowaniu kontroli nad miastem i nie tylko, jest niezwykle banalny. Nie oczekujcie nagłych zwrotów akcji, tajemnic i spisków. Wszystko zostaje podane jak na tacy, dzięki czemu seans się lekki i niewymagający. To jednocześnie zaleta i wada filmu.

Venom ponownie opiera się na relacji Brocka z symbiotem

Na plus zdecydowanie można jednak zaliczyć otoczkę wokół Venoma i Eddiego Brocka. Aura ich znajomości obejmuje całą widownię, bo przekomarzanki pomiędzy nimi, riposty i dynamiczne dialogi nadają całemu filmowi odpowiedniego rytmu i stylu. Dostrzeżono, że było to największym atutem "Venoma", dlatego w nowym filmie wykorzystano to do granic możliwości. Napisałem do granic, bo nie nie przekroczono ich, a było o to bardzo łatwo. Twórcy potrafią przeszarżować z tym, co zadowoli widownię, ale Serkis zdołał utrzymać ten element w ryzach i choć sięga po niego regularnie, to nie sprawia, że widownia czuje się tym znudzona.

Zmianę dostrzec można na pewno w tym, jak Tom Hardy i Michelle Williams podeszli do swoich ról. Wcześniej starali się nadać swoim postaciom więcej głębi i powagi, by uczynić z nich kogoś, z kim utożsamialiby się widzowie. W "Venom 2" nabrali dystansu i bawią się swoimi bohaterami, przez czuć pewną lekkość przez cały seans. Pomimo ogromnych wpływów do kasy studia po premierze jedynki, "Venom 2" bazował na podobnej ilości gotówki w budżecie, więc efekty specjalne - niezbędne przy tego rodzaju produkcji - pozostały na porównywalnym poziomie. Nie jest dramatycznie źle, ale nie jest to najwyższa półka CGI, którą można by pomylić z rzeczywistością.

To nie jest Venom z komiksów

Największy problem z tym filmem mogą mieć jednak najwięksi fani Venoma, którzy znają tę postać z kart komiksów. Żartobliwość, opiekuńczość i empatia nie są cechami, do których czytelnicy przywykli, a na takiego Venoma muszą patrzeć w kinie. Jest to odmienna od pierwowzoru i przekonująca wizja, ale nie będę zaskoczony negatywnymi opiniami tych, którzy liczą na nieco mroczniejszą opowieść, która ukaże prawdziwą naturę Venoma. Być może w kolejnych filmach...

Oczywiście zostańcie na sali, by zobaczyć dodatkową scenę. Warto. Naprawdę.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama