Badania za oceanem pokazały, że w 2 miesiące po premierze używane Samsungi S22 można kupić o połowę taniej. Jak jest u nas?
Jeżeli kupujemy jakąkolwiek nową rzecz, nie ważne czy mówimy o komputerze, smartfonie czy samochodzie, musimy liczyć się z tym, że jego rynkowa wartość drastycznie spadnie w momencie, w którym zdecydujemy się na zakup i przejdziemy z nią próg sklepu. Ma to swoje wady i zalety - są ludzie, którzy uważają, że kupno nowego auta jest bez sensu, a są tacy, którzy nigdy nie dotknęliby się do używek. Wszystko zależy od gustu i zasobności portfela. Nie da się jednak zaprzeczyć, że w przypadku rynku wtórnego cena danego dobra i to, jak solidnie "trzyma ono wartość" jest bardzo dobrym miernikiem popularności i tego, jak ludzie cenią sobie dane urządzenie.
Jakiś czas temu zrobiłem dla was zestawienie tego, jak prezentuje się to w kontekście rywalizacji iPhone'ów z telefonami z Androidem, gdzie smartfony od Apple faktycznie były droższe, ale uwzględniając cenę startową, było to około 10 do 15 proc. Niedawno natrafiłem jednak na artykuł pokazujący, że od premiery Samsunga Galaxy S22, która miała miejsce na początku tego roku, wartość tego telefonu na rynku wtórnym spadła o ponad 50 proc. Dane te dotyczyły US, więc postanowiłem sprawdzić, jak sprawy się mają na naszym, lokalnym podwórku.
O ile Samsung Galaxy S22 staniał w Polsce?
W zależności od tego, gdzie kupiliśmy smartfon, ceny podstawowego modelu Samsunga S22 wahały się na premierę w okolicach 3900-4200 zł (w zależności od modelu pamięci). Jeżeli natomiast spojrzymy na OLX, to w zależności od tego, jaki stan telefonu nas interesuje (czy z pudełkiem, paragonem etc.) za flagowca trzeba zapłacić od 2800 do 3200 zł. Oznacza to obniżkę ceny od 22 do 29 proc., przy czym tych najtańszych ofert raczej bym unikał. Za S22 Ultra, który w tamtym badaniu potaniał najmocniej, trzeba zapłacić od 4700 do 5000 zł. za model 8/128 i 5300 - 5500 za 12/256. Patrząc na początkowe ceny (6400/6900) daje to około 23-25 proc. obniżkę ceny względem premiery. Sporo, ale nijak ma się to do 50 proc. obniżek cen, jakie widzimy za oceanem. Z iPhone'ami jest podobnie, ponieważ chociażby za podstawowy model 256 GB trzeba zapłacić od 3500 do 3700 zł, co przy startowej cenie 4700 zł daje 22-25 proc. obniżkę ceny.
Dlaczego smartfony w Polsce nie tanieją w takim tempie?
Nie jestem ekonomistą, więc jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi w tym momencie do głowy opiera się na moim dyplomie z uniwersytetu chłopskiego rozumu. Pierwszym powodem, który widziałbym w kontekście tego, że używane smartfony trzymają cenę w Polsce mocniej niż w Stanach, jest ich początkowa cena w zależności od zarobków. Pamiętajmy, że jeżeli ktoś w Stanach zarabia nie za dużo, powiedzmy 2000 dol/miesięcznie, to w dalszym ciągu najnowszy Samsung S22 będzie stanowił połowę jego pensji. Tymczasem w Polsce, nawet dla dobrze zarabiającej osoby, S22 to większość miesięcznych przychodów, a dla słabiej zarabiających - często dwie pensje. Nie oszukujmy się - ze względu na małą wartość nabywczą naszej waluty dla nas flagowce to w większości dobro luksusowe, więc jego wartość na ryku wtórnym również będzie się tak kształtowała. Za oceanem mogą pozwolić sobie na sprzedanie telefonu taniej, ponieważ jego cena startowa była mniejsza względem zarobków.
Drugą kwestią jest rozbudowanie samego rynku wtórnego. Z racji na to, że wiele osób w Polsce nie stać na drogie telefony, strony takie jak OLX święcą tryumfy. Ba - sam kupuję używaną elektronikę i bardzo sobie to chwalę. Nie mam pojęcia, jak duży popyt na używane egzemplarze jest za oceanem, mogę jedynie zgadywać, że niższa cena wiąże się tam z tym, że nie tak dużo osób chce kupić smartfon z drugiej ręki. U nas natomiast rynek ten działa prężnie, a wysoki popyt sprawia, że sprzedawcy mogą podnieść ceny.
Niemniej, jako że od premiery minęły zaledwie 4 miesiące, ponad 20 proc. obniżka nie jest złym wynikiem. Myślicie, że warto polować na używane egzemplarze krótko po premierze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu