Wyobraź sobie pole walki, gdzie drony patrolują niebo, a stealth fightery decydują o losach bitwy – to nie science-fiction, to wizja 21-wiecznego konfliktu, którą Steel Balalaika serwuje w swoim debiucie. Broken Arrow, to strategia czasu rzeczywistego, jakiej rynek jeszcze nie widział i z całą pewnością potrzebował.
Uwielbiam strategie, ale ta mnie przerosła. Broken Arrow to gra z niebywałym rozmachem i ambicjami

Mam wrażenie, że RTS-y przeżywają ostatnio trochę drugą młodość – nowych produkcji przybywa, a niektóre wręcz zaskakują ambicją twórców. Broken Arrow obiecuje rewolucję w gatunku, łącząc elementy World in Conflict z nowoczesnymi technologiami wojennymi. Ale czy spełnia oczekiwania? A przede wszystkim – czy młode studio nie porywa się tutaj aby z motyką na słońce?
O co tu chodzi?
To chyba słowa, która będzie sobie zadawał każdy, kto spędzi pierwszą godzinę z Broken Arrow. Teoretycznie samouczek - a więc pierwsza misja kampanii – w jakimś stopniu wprowadza nas w meandry rozgrywki, prezentując możliwości poszczególnych typów uzbrojenia, a także ucząc nas sterowania piechotą czy siłami powietrznymi. Sęk w tym, że jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Samych misji w kampanii mamy 16 i rozgrywają się one zarówno z perspektywy NATO (dość mocno ograniczonego do USA) oraz Rosji. Zarysowany scenariusz w dużym stopniu wpisuje się w obecną sytuację na świecie, co czyni go niepokojąco wręcz rzeczywistym. Oczywiście jest tutaj sporo nieścisłości i głupotek – w końcu gra musi przede wszystkim bawić, a nie próbować przewidzieć przyszłość.
No i wracając do pytania – o co tutaj chodzi? Cóż… Powiedzieć, że bariera wejścia jest tutaj wysoka to jak nic nie powiedzieć. W Broken Arrow trafiamy w samo serce współczesnego teatru działań wojennych, otrzymując do dyspozycji bardzo zróżnicowane jednostki. Naszym zadaniem jest efektywne wykorzystanie sił pancernych, piechoty, artylerii oraz lotnictwa w synergiczny sposób (albo przynajmniej nieco lepszy od przeciwnika).
Po ukończeniu kampanii otrzymujemy dostęp do pojedynczych potyczek (kilkunastu, jak na razie, map), gdzie gra rozwija skrzydła w pełni. Niestety gra jest od samego początku nastawiona mocno na zabawę z innymi graczami i traktuje pojedynczego gracza po macoszemu. Szkoda, bo to mocno ogranicza grono odbiorców. Sam osobiście nigdy nie byłem fanem grania online w strategie (żeby pewnie nikt nie „wyjaśnił” mojego rzekomego kunsztu strategicznego… ;)).
W kampanii mamy ten komfort, że możemy sobie spowalniać czas, a nawet zatrzymywać grę, co pozwala na efektywne planowanie kolejnych ruchów oraz rozeznanie na polu walki. W trybie wieloosobowym oraz potyczkach z kolei musimy reagować szybko i natychmiast, przywołując na pole bitwy kolejne jednostki właściwego typu, oraz rozstawiając je we właściwych punktach, a także wydając rozkazy tym już istniejącym. Akcja rozgrywa się względnie dynamicznie, więc rozgrywka jest dość intensywna i wymagająca.
Tu wracamy do samych jednostek – otóż gra trochę czerpie z deckubuilderów, pozwalając nam na modyfikowanie i dostosowywanie naszej armii. To wiąże się też z obowiązkiem poznania mocnych i słabych stron każdej z jednostek. Bez tego będziemy rozstawiać je na ślepo i nie wykorzystamy w pełni potencjału. A gra niestety jest bardzo oszczędna, jeżeli chodzi o jakiekolwiek tooltipy i podpowiedzi w trakcie. Musimy po prostu pamiętać że pojazd X strzela na taki zasięg rakietami, a inny to wóz pancerny piechoty przeznaczony do walki na krótkim dystansie. Czy wspominałem już, że próg wejścia jest tutaj wysoki?
Niestety sytuacji nie ułatwiają komputerowi przeciwnicy, którzy… po prostu wydają się oszukiwać. Ta nieuczciwa przewaga mocno odbija się na komforcie zabawy. Mam wrażenie, że przed twórcami tutaj jeszcze sporo pracy.
Mają rozmach!
Choć same mapy nie zachwycają jakoś szczególnie mocno poziomem detali oraz szczegółowością, same jednostki zostały już potraktowane z należytą dokładnością. Spore wrażenie robi tutaj odwzorowanie realistycznego uzbrojenia, a także to, jak twórcy podeszli do efektów wystrzałów, eksplozji itp.
Sam interfejs jest dość ascetyczny co mi osobiście nie przeszkadza, choć pewnie to kwestia gustu. Trudno mu jednak odmówić intuicyjności. Z drugiej strony elementów sterowania jest tutaj naprawdę sporo, a to wymaga nie tylko zręczności, ale wręcz rozeznania – co i gdzie się znajduje. Tym samym Broken Arrow wymaga sporo nauki i obycia.
Nie jest to z całą pewnością najładniejsza strategia na świecie – i też chyba nie ma ambicji by taką być. Stylistyka jest dość surowa i trochę próbująca iść w stronę „realizmu”.
Na tym tle udźwiękowienie wypada poprawnie. Plusem są na pewno odgłosy jednostek, a także wspomniane efekty przy wystrzałach oraz eksplozjach. Nieco gorzej sprawy się mają podczas voice actingu w trakcie kampanii. Widać, że twórcy walczyli tutaj z mocno ograniczonym budżetem, bo aktorzy są drętwi i mało przekonujący.
Półprodukt za pełne pieniądze?
Broken Arrow to z całą pewnością produkcja ambitna i realizowana ze sporym rozmachem. Nie było dotąd strategii, która by tak kompleksowo podchodziła do współczesnych konfliktów wojennych. Jednocześnie kampania dla pojedynczego gracza realizuje scenariusz, który… cóż, żyjąc w Polsce napawa trochę grozą.
Mamy tutaj wszystko – artylerię, piechotę, lotnictwo, walki na lądzie i morzu, a także ogrom wyzwań taktycznych oraz (jak to w RTS-ach) zręcznościowych.
Z drugiej strony jest to jednocześnie produkt mocno niedopracowany. Grze brakuje wielu elementów, wydawać by się mogło, wręcz oczywistych – jak chociażby możliwość zapisywania stanu gry podczas kampanii. Problemem są też atrakcje oferowane pojedynczemu graczowi. O ile kampania jeszcze się broni to w trybie skirmish możemy póki co grać tylko z innymi, więc produkcja została mocno nastawiona na multiplayer. A ten… niestety również wymaga szlifów – stabilniejszych serwerów, systemów zabezpieczających przed oszustami czy chociażby głupiego zabezpieczenia przed uciekaniem osób z gry.
Mam nieodparte wrażenie, że Broken Arrow powinno być grą wydaną we wczesnym dostępie i sprzedawaną za 50% obecnej ceny (190 zł). Nie można jednak twórcom odmówić ambicji i jestem przekonany, że jeżeli pójdzie za nią odpowiednia wytrwałość oraz determinacja przy dopracowywaniu tej produkcji, otrzymamy finalnie za jakiś czas fenomenalną strategię. Ta gra ma bowiem niebywały potencjał, by taką właśnie się stać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu