Na dziś nie ma na naszej planecie cenniejszego urządzenia kosmicznego od kosmicznego teleskopu Jamesa Webba. Jego start miał się odbyć 18 grudnia, ale już wiadomo że się opóźni. W trakcie montażu do rakiety doszło do absurdalnego incydentu, który mógł go uszkodzić.
Na wagę złota
14 lat pracy, grubo ponad 10 miliardów dolarów kosztów, niesamowicie skomplikowana konstrukcja i ciągle przekładane starty - tak w skrócie można opisać historię urządzenia, które może zmienić nasze postrzeganie Wszechświata.
Może też zakończyć się największą wtopą finansową w historii obserwacji kosmosu. Jak niedawno ujawniła NASA, ocenia się, że od momentu startu do momentu podjęcia działalności operacyjnej możliwe jest wystąpienie ponad 300 krytycznych awarii, w większości związanych z niezwykle skomplikowaną procedurą jego rozłożenia.
Tymczasem do niezwykle groźnego incydentu, takiego z kategorii „nie do wiary”, doszło już w trakcie montażu teleskopu do adapteru rakiety nośnej Ariene 5.
Absurdalny incydent
Podczas czynności związanych z łączeniem teleskopu z rakietą nośną niespodziewanie odczepiła się... klamra utrzymująca teleskop (nie podano czy jedyna), co miało spowodować „wibracje” całego urządzenia. Komunikat NASA stara się co prawda brzmieć uspokajająco, za zapowiedź dłuższych testów każe zastanowić się, jak silny musiał to być wstrząs.
Start został już przesunięty o co najmniej 4 dni, a w Gujanie powstała specjalna komisja pod przewodnictwem NASA, która ma za zadanie zbadać przyczyny otwarcia się nieszczęsnej klamry oraz przeprowadzić testy obserwatorium. Te ostatnie mają dać odpowiedź, czy nie doszło do jakichś poważnych uszkodzeń.
Testy w Gujanie
Nie będzie to jednak takie proste, testowanie setek elementów umożliwiających działanie Webba trwało latami i było drogą przez mękę. Mechanizmy zostały zaprojektowane do działania w warunkach jakie panują w przestrzeni kosmicznej, które na Ziemi da się tylko lepiej lub gorzej zasymulować.
Zresztą, teleskop znajduje się od paru tygodni na hali montażowej w kompleksie kosmicznym w Gujanie, gdzie możliwości testowania będą raczej ograniczone. Wypadek, nawet jeżeli nie pojawią się niepokojące objawy, zwiększa niepewność co do losów obserwatorium po starcie. Jeśli coś poszłoby nie tak w czasie startu i długiej procedury uruchamiania Webba, utrudni to też namierzenie pierwotnego źródła błędu, co jest ważne dla kolejnych projektów tego typu.
Muszę przyznać, że przy tak ogromnych komplikacjach, wyzwaniach i problemach jakich doświadczał ten projekt, awaria tego typu brzmi absurdalnie. To tak, jakby w warsztacie samochodowym przy naprawie Ferrari zawiódł podnośnik i uszkodził samochód... Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko złe miłego początki, a sam start i rozruch przebiegnie już według planu. Na teleskop ze zniecierpliwieniem czekają tak naukowcy, jak i wszyscy fani astronomii.
Brak backupu
To co martwi wszystkich fanów „Webba” to brak planu B. Teleskop zostanie wysłany na orbitę wokół punktu Lagrange 'a L2 układu Słońce-Ziemia, znajdującego się około 1,5 mln kilometrów od Ziemi. Jeśli coś zawiedzie, misja ratunkowa nie będzie możliwa. Budowa kolejnego egzemplarza potrwałaby latami. Tymczasem teleskop Hubble'a wciąż nie powrócił do pełnej sprawności. Cóż, szykuje nam się astronomicznie nerwowy grudzień...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu