Za jakiś czas zabierzemy się pewnie za podsumowania 2017 roku, wybierzemy hity, kity, zwycięzców i przegranych 2017 roku. W gronie tych ostatnich może się znaleźć Uber: ostatnie kwartały zdecydowanie nie należały do udanych, gdy mowa o tej firmie. Zmienił się jednak CEO, sporo spraw jest prostowanych, na horyzoncie pojawiają się potężni inwestorzy, a wraz z nimi... 10 mld dolarów. Amerykański "startup" otrzyma kasę na dalszy rozwój. A to przyda się przed planowanym na 2019 rok wejściem na giełdę.
Uber to wciąż jedna z najgorętszych firm Doliny Krzemowej. Gracz zderzył się z wielkim problemami w 2017 roku, była m.in. zmiana CEO, afera z molestowaniem pracownic, masowe odejścia menedżerów, walka z korporacją Alphabet o własność intelektualną, a do tego "stałe" kłopoty, czyli zmaganie się z konkurencją i starania o utrzymanie się na konkretnych rynkach. Ale nadal mówimy o biznesie wycenianym na blisko 70 mld dolarów. To jednorożec wzbudzający największe emocje, a mogą one rosnąć, im bliżej do IPO. CEO firmy, Dara Khosrowshahi, stwierdził niedawno, że Uber powinien wejść na giełdę w 2019 roku. Niby dzieli nas od tego kilkanaście miesięcy, ale nie jest to odległa perspektywa.
Do tego czasu firma z pewnością musi uspokoić sytuację. Być może dobrą okolicznością, by tak się stało, będzie dobicie targu z inwestorami. Media informują, że japoński SoftBank oraz amerykańskie Dragoneer Investment Group przewodzą konsorcjum, które zamierza sporo wpompować w firmę, której funkcjonowanie opiera się w zasadzie na jednej aplikacji. Po pierwsze, zainwestują około miliard dolarów w przedsiębiorstwo. Pieniądze miałyby pójść na ekspansję geograficzną i rozwój technologiczny. Przypominam, że mowa o firmie, której najbardziej zależy na wprowadzeniu autonomicznych pojazdów na ulice - dzięki nim możliwe będzie ścięcie kosztów za sprawą... wyeliminowania kierowców z usługi. Ten pęd do autonomicznej jazdy doprowadził jednak do sporu z Google.
Po drugie, wspomniana grupa zamierza wykupić udziały w firmie: od pracowników i wcześniejszych inwestorów. Na to ma być przeznaczone, wedle pogłosek, aż 9 mld dolarów. Obok tego kroku trudno przejść obojętnie, wyraźnie widać, że SoftBank i spółka mają poważne plany wobec startupu. Albo inaczej: wierzą w to, że uda się na tym solidnie zarobić. Akurat na tym japoński gigant zna się dobrze: należą do niego spore udziały w molochu e-commerce, firmie Alibaba, która parę dni temu zaliczyła kolejny rekord sprzedaży w Dniu Singla, ale też kupione za kilkadziesiąt miliardów dolarów na ARM Holdings czy Boston Dynamics ze słynnymi robotami, które swego czasu przejęło Google, by potem sprzedać to Japończykom. Na tym lista się nie kończy, wrażenie może robić chociażby SoftBank Vision Fund:
tak nazywa się fundusz inwestycyjny, który w najbliższych latach ma się stać jednym z największych podmiotów na rynku. Japońska korporacja w ciągu pięciu lat zainwestuje w niego minimum 25 mld dolarów. Jeszcze więcej, bo aż 45 mld zamierza dorzucić Arabia Saudyjska. Twórcy tego molocha mają jeszcze nadzieję, że kolejne 30 mld wpompują inni partnerzy – przyciągnie ich skala projektu oraz dotychczasowe sukcesy SoftBanku. Na początku kolejnej dekady powinniśmy zatem patrzeć na twór, który będzie się mógł pochwalić budżetem, częściowo już ulokowanym, rzędu 100 mld dolarów.[źródło]
Mówimy zatem o podmiocie, który potrafi inwestować, ma na to olbrzymie fundusze i zapewne zechce kiedyś odzyskać z grubą nawiązką pieniądze zainwestowane w firmę Uber. To dobra informacja dla korporacji przewozowej, która za takową się nie uważa. Może po zawirowaniach 2017 roku przyjdą spokojne kwartały? Oczywiście nie zmienia to faktu, że przedsiębiorstwo z USA nadal na siebie nie zarabia. Ba, straty tego gracza są olbrzymie i pewnie nieprędko się to zmieni...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu