Biznes

Zapomniałem już o tej firmie, a ona wybiera się na giełdę, by pozyskać kilkaset mln dolarów

Maciej Sikorski
Zapomniałem już o tej firmie, a ona wybiera się na giełdę, by pozyskać kilkaset mln dolarów
Reklama

Mocna niespodzianka na początek tygodnia: Rovio nie tylko istnieje, ale ma poważne plany. Jeśli ktoś nie kojarzy firmy lub jej nie pamięta, spieszę poinformować, że to ona stoi za Angry Birds - jednym z największych hitów w segmencie gier mobilnych, prawdziwym fenomenie, w który kilka lat temu zagrywały się miliony ludzi na całym świecie. Biznes nie świeci już takim samym blaskiem, co na początku dekady, ale to nie przeszkadza w snuciu wielkich planów.

Rovio miało być drugą Nokią. Pamiętam te porównania i analizy - chociaż dzisiaj wydają się mocno nietrafione i wręcz naiwne, trzeba mieć na uwadze, że kilka lat temu Finowie potrzebowali takiej historii: waliła się ich duma narodowa, wielki producent telefonów przegrywał z konkurencją, mile widziany był nowy mit, kolejna opowieść o wielkim sukcesie. Życie szybko zweryfikowało te opowiastki. Z jednej strony, Nokia nie upadła i radzi sobie całkiem niezłe poza segmentem produkcji smartfonów. Z drugiej strony Rovio wpadło w turbulencje.

Reklama


Biznes powstał jeszcze w ubiegłej dekadzie, potem nastąpił rozwojowy boom: zatrudniano rzesze ludzi, rozkręcano nowe projekty, snuto wielkie plany. A kilka lat później przyszedł zimny prysznic, firma zaserwowała pracownikom masowe zwolnienia, spadki wyników były drastyczne. Okazało się, że coś poszło nie tak, że nie wypaliła dywersyfikacja. Tworzono inne gry, lecz one nie cieszyły się aż takim wzięciem. A magia Angry Birds powoli ulatywała, gry mobilne i franczyza przynosiły coraz mniej pieniędzy. Sytuację poprawił w ubiegłym roku film, mocno podkręcił on przychody i pozwolił wyjść firmie na plus, lecz to nie jest rozwiązanie na lata. Owszem, na rok 2019 zaplanowano kolejny obraz, lecz Rovio nie może liczyć na to, że co kilka lat będzie ich ratował kinowy hit i związana z nim sprzedaż gadżetów - w końcu i to źródło wyschnie.

Staje się jasne, że potrzebne są inwestycje. Te trzeba jednak jakoś sfinansować. Branżowe doniesienia wskazują na to, że Rovio chce pozyskać nawet 400 mln dolarów z tytułu debiutu giełdowego - miałoby do niego dojść już za kilka tygodni, firma ma być wyceniona na około 2 mld dolarów. Ciekawe: gdy świat zaczął zapominać o fińskim studio, ten staje w świetle reflektorów i to podobno wart górę złota. Złośliwi mogliby powiedzieć, że właściciele szukają szansy na ostatnie wyciśnięcie gotówki z tego biznesu: wejdziemy na giełdę, sprzedamy biznes, a potem niech się dzieje, co chce. Trzeba przy tym podkreślić, ze 70% firmy jest w rękach jednego człowieka...


Doniesienia stają się jeszcze ciekawsze, gdy dodam, że jakiś czas temu wypłynęła informacja, iż Rovio znalazło się na celowniku Tencent. To chiński gigant IT, który jakiś czas temu kupił już większościowy pakiet udziałów w Supercell, czyli innym fińskim studio tworzącym gry mobilne. Wtedy Chińczycy wyłożyli na stół prawie 9 mld dolarów. Tym razem chcą ponoć zapłacić 3 mld dolarów. Zastanawiam się, czy wiadomość o planowanym IPO to szukanie innej drogi, ucieczka przed azjatyckim gigantem, czy też strategia, w której właściciele Rovio chcą się podroczyć z Tencent i uzyskać lepszą ofertę? Obie strony nie są zbyt wylewne w komentarzach i pewnie nie zmieni się to do czasu podjęcia konkretnych kroków.


Ciekaw jestem, jak może się jeszcze potoczyć historia tego biznesu: czy można z niego coś jeszcze wycisnąć? Prócz kasy z IPO albo od Tencent. Czy na wściekłych ptakach da się jeszcze solidnie zarobić? Kolejne gry z tego uniwersum sytuacji tu raczej nie zmienią, w sklepach widzieliśmy już mnóstwo gadżetów związanych z tym tytułem, o filmie już wspominałem. Co dalej? Parki rozrywki testowano, ciężko stwierdzić, czy da się na tym zarobić długofalowo. Wracamy zatem do punktu wyjścia: Rovio potrzebuje nowych dobrych tytułów, hitów, które uda się zmonetyzować. Angry Birds stanowiły świetną naukę robienia interesów w tej branży, warto to wykorzystać. Inaczej trauma Finów może się pogłębić. Z drugiej strony, czy humory poprawi im informacja, że kolejny biznes przejęli Chińczycy...?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama