Jeżeli masz wrażenie, że AI zaraz wyskoczy Ci z lodówki, to wcale nie jest to tylko wrażenie. Sztuczna inteligencja w zatrważającym tempie przejmuje Internet i powoli zaczyna zastępować zarówno internautów, jak i twórców internetowych.

YouTube, niegdyś bastion kreatywności i autentyczności, właśnie zrobił kolejny krok w stronę dystopii. Wprowadził funkcję, która ma "pomóc" twórcom odpowiadać na komentarze pod ich filmami. Pomóc, oczywiście, za pomocą sztucznej inteligencji. W teorii brzmi to jak oszczędność czasu — AI analizuje styl wypowiedzi twórcy i sugeruje odpowiedź, którą można zaakceptować lub edytować. W praktyce? Twórca dowiaduje się o tej „pomocy” dopiero wtedy, gdy widzi pod własnym filmem komentarze podpisane swoim imieniem… których nigdy nie napisał.
Dostałeś odpowiedź od twórcy? Niekoniecznie
Witamy w epoce automatycznej empatii. Gdy widz zostawia poruszający, osobisty komentarz, zamiast reakcji od realnego człowieka dostaje odpowiedź wygenerowaną przez algorytm — suchą, generyczną i pozbawioną emocji. „Dzięki za miłe słowa!”, „Cieszę się, że ci się podobało!”, „Dziękuję za oglądanie!” — brzmi znajomo? To nie YouTuber, to robot.
Co gorsza, wielu twórców w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że platforma przemawia ich głosem. Jeden z użytkowników Reddita opisał sytuację, w której jego widzowie dostają odpowiedzi w jego imieniu, bez jego udziału. A przecież te komentarze to nie spam. To często prawdziwe, ciepłe słowa od fanów, na które zasługują na autentyczną reakcję. Jak to ujął jeden z komentujących: „Używam takich gotowców w Microsoft Teams, żeby odpowiadać współpracownikom, których nie lubię, a nie do moich widzów”.
YouTube nie widzi w tym problemu. W oczach korporacji AI nie jest zagrożeniem, ale „narzędziem do skalowania relacji”. Szkoda tylko, że relacje przestają być relacjami, gdy zamiast rozmowy dostajemy wymianę komunikatów marketingowych. Sztucznie wygenerowanych, oczywiście. A skoro już mówimy o skali — wielu twórców przyznaje, że teraz ich kanały są zalewane przez podejrzane komentarze z AI, które „udają” prawdziwych widzów. Piękne awatary, dziwaczne nicki, odniesienia do konkretnych scen z filmu. Tylko po to, by skłonić algorytm do promocji kanału. Czysta manipulacja, która dodatkowo myli system i może uderzyć rykoszetem w niewinnych twórców.
Martwy YouTube
To wszystko wpisuje się idealnie w coraz popularniejszą teorię "martwego internetu", czyli przekonanie, że sieć nie jest już miejscem spotkań ludzi, ale symulacją społecznej aktywności podtrzymywaną przez boty, AI i automaty. Coraz trudniej odróżnić, co napisał człowiek, a co wygenerowała maszyna. A jeśli platforma, która jeszcze niedawno była symbolem autentyczności, sama zaczyna podszywać się pod twórców, to może znak, że ten internet, który znaliśmy, naprawdę już nie istnieje.
Co dalej? Czy TikTok zacznie automatycznie lajkować komentarze za twórców? Czy Instagram będzie publikował AI-selfie na naszym profilu, gdy nie zdążymy wrzucić nic nowego przez dwa dni? A może doczekamy się czasu, gdy całe kanały będą prowadzone przez sztuczne osobowości, które nawet nie istnieją? Właściwie to już te czasy nadeszły.
YouTube tłumaczy, że AI w komentarzach to tylko „propozycje”, które można edytować. Ale czy naprawdę? Skoro użytkownicy widzą wypowiedzi, których nie zatwierdzili, to znaczy, że platforma poszła o krok za daleko. I jak zwykle nie informując o tym nikogo.
W tej wizji internetu przefiltrowanego przez algorytmy, zaludnionego przez boty i zarządzanego przez AI najgorsze jest to, że nikt nie bierze odpowiedzialności za nic. Twórcy nie odpowiadają za swoje komentarze. Platformy nie odpowiadają za swoje algorytmy. A my, zwykli użytkownicy, zostajemy z iluzją rozmowy, która w rzeczywistości nigdy się nie wydarzyła.
Grafika: depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu