Twitter

Rosyjskie media tracą monetyzajcę. Twitter i YouTube reagują na konflikt

Patryk Koncewicz
Rosyjskie media tracą monetyzajcę. Twitter i YouTube reagują na konflikt
Reklama

Media społecznościowe podejmują działania mające na celu kontrolę rosyjskiej propagandy w sieci. Reklamy na YouTube i Twitterze zostaną ograniczone. 

Wojna to nie tylko konflikt zbrojeniowy. Jej istotna część odbywa się za pomocą środków masowego przekazu. Rosyjska propaganda wykorzystuje media społecznościowe do siania nieprawdziwych informacji mających na celu podsycanie konfliktu i manipulowanie opinią publiczną. Twitter i YouTube podejmują działania mające na celu ograniczenie rozsiewu fake newsów.

Reklama

Twitter wyłącza reklamy na terenie Rosji i Ukrainy

Social media to pierwsze źródło informacji, z którego korzystają miliony odbiorców uważnie obserwując konflikt na Ukrainie. Odpowiednie moderowanie treści jest w tym czasie niezwykle ważne, ponieważ silne emocje towarzyszące użytkownikom nie ułatwiają poprawnego weryfikowania treści. Twitter zaliczył już pierwszą wpadkę, omyłkowo zawieszając kilkunastu ukraińskich korespondentów. Platforma zapowiada aktywne monitorowania publikowanych przez użytkowników treści – zwłaszcza kont aktywistów, urzędników i dziennikarzy – żeby na bieżąco wykrywać wszelkie przejawy manipulacji. Ponadto w oficjalnym tweecie poinformowano, że reklamy na Ukrainie i Rosji zostają tymczasowo wstrzymane, aby nie odwracać uwagi od ważnych informacji dotyczących bezpieczeństwa publicznego.

Rosyjskiej machinie propagandowej nie są na rękę publikacje niezależnych dziennikarzy. Platforma została zablokowana na terenie Rosji. Podobny los czeka prawdopodobnie także Facebooka. Roskomnadzor – organ zajmujący się kontrolą środków masowego przekazu – poinformował bowiem o planach ograniczenia działalności platformy za rzekome działania zagrażające bezpieczeństwu Rosjan.

YouTube ogranicza monetyzację niektórym prorosyjskim kanałom

YouTube także wprowadza ograniczenia wymierzone w kremlowskie media. Wiele rosyjskich kanałów – w tym RT, dawniej znane jako Russia Today – zostało pozbawionych możliwości wyświetlania reklam, a co za tym idzie, monetyzacji treści. YouTube nie podał jeszcze pełnej listy ograniczonych kanałów, wiadomo jednak, że restrykcje będą obowiązywały przez okres działań militarnych na terenie Ukrainy. Ponadto rzecznik platformy Farshad Shadloo przekazał, że ogół rosyjskich mediów państwowych będzie rzadziej polecany użytkownikom, co akurat wydaje się dość zachowawczym i nazbyt delikatnym podejściem.

Sytuacja dotyczy głównie Ukraińskiego YouTube’a. Jest to reakcja na apel ministra cyfryzacji Ukrainy, Mychajła Fiodorowa, który zwrócił się do włodarzy platformy o blokowanie rosyjskiej propagandy. Treści publikowane przez sieci państwowe są także specjalnie oznaczane, aby widzowie nie mieli wątpliwości, skąd pochodzą materiały wideo i jakie są źródła ich finansowania.

Źródło: YouTube

Słowa rzucane na wiatr

Nie wszystkie obietnice YouTube mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Według Marka Scotta – korespondenta do spraw technologii Politico – niektóre prorosyjskie kanały dalej posiadają możliwość monetyzacji. Podobne niejasności dotyczą także Facebooka. Platforma obiecywała moderację prorosyjskich treści i ograniczenie możliwości zarobkowych. Na słowach niestety się skończyło. Na poniższym tweecie Scott pokazuje rosnącą popularność międzynarodowej sieci informacyjnej RT (z siedzibą w Moskwie). RT działa w wielu krajach na świecie kreując się na obiektywne medium. Treści przez nich publikowane nie pozostawiają jednak wątpliwości, po czyjej stronie konfliktu stoją.

Wojna między Ukrainą a Rosją dalej znajduje się w fazie rozwojowej. Obie strony konfliktu wykorzystują social media do podbudowania morale własnych żołnierzy i obywateli. Świat patrzy mediom społecznościowym na ręce, oczekując drastycznych kroków w walce z dezinformacją i propagandą. Te, póki co podchodzą do sprawy zachowawczo i – jak widać na powyższym przykładzie – niekonsekwentnie. Pamiętajmy, że social media żyją głównie z reklam. Nawet jeśli kreują się na samozwańczych bojowników o prawdę, należy traktować te obietnice z zasadą ograniczonego zaufania.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama