VOD

Widowisko pierwsza klasa. Transformers: Przebudzenie bestii - recenzja

Konrad Kozłowski
Widowisko pierwsza klasa. Transformers: Przebudzenie bestii - recenzja
Reklama

Transformers: Przebudzenie bestii to siódmy film z serii i każdy widz będzie pod wrażeniem tego widowiska. Szkoda jednak, że pod względem fabularnym nie wykorzystano potencjału historii z tytułu.

Transformers to marka, która gromadzi na salach młodszych i starszych widzów, ale ta druga grupa z pewnością z niecierpliwością wyczekiwała debiutu "Przebudzenia bestii". Wszystko dlatego, że na dużym ekranie po raz pierwszy mamy szansę zobaczyć Maximale. To spora gratka dla każdego, kto kojarzy te postacie chociażby z "Kosmicznych Wojen", które debiutowały pod oryginalnym tytułem brzmiącym "Beast Wars". Jednocześnie jednak film zaburza chronologię wydarzeń z "Transformers" z 2017 roku i nawiązuje raczej do tego, co znamy z poprzedniego filmu "Bumblebee". Nie wszyscy będą z tego faktu zadowoleni.

Reklama

Polecamy na Geekweek: Policja nagrała UFO nad Las Vegas. Kosmici spacerowali w ogrodzie

Transformers: Przebudzenie bestii - kogo zobaczymy w filmie?

Sam film ma łączyć w sobie odległą przeszłość (Autoboty) z przyszłością (Maximale), ale akcja została umiejscowiona w 1994 roku. Wybór ten nie jest przypadkowy, bo "Transformers: Przebudzenie bestii" cechuje się świetnym klimatem i atmosferą, które wynikają po części z analogowych czasów, które otaczają supernowoczesne maszyny przeistaczające się w pojazdy czy zwierzęta. Dla starszych widzów to miła wycieczka do znanych czasów i nostalgiczna bomba, dla młodszych to szansa na przyjrzenie się okresowi, który bezpowrotnie minął, ale nadal rezonuje specyficznym urokiem.

Ponownie przyglądamy się z bliska długotrwającej wojnie zainicjowanej na Cybertronie, ale po raz pierwszy na dużym ekranie oglądamy jednocześnie wszystkie najważniejsze frakcje Autoboty, Deceptikony, Maximale, Terrorcony i Predacony. To wielka szansa dla grafików komputerowych, którzy projektowali nowy (filmowy) wygląd kluczowych postaci i trzeba przyznać, że pod tym względem najnowsza produkcja Paramountu stanęła na wysokości zadania. Na każdego z bohaterów patrzy się z przyjemnością, a niespodzianki w postaci dodatkowych funkcji czy uzbrojenia niosą za sobą sporo frajdy podczas seansu. Pod tym względem "Transformers: Przebudzenie bestii" wypada znakomicie, bo to kwintesencja takiego kina akcji i soczystego blockbustera.

To film z serii Transformers pod każdym względem

"Transformers: Przebudzenie bestii" opiera się na kilku filarach, z których korzystały także poprzednie filmy, dlatego żadnym zaskoczeniem nie będzie dla nikogo wprowadzenie nowej postaci o imieniu Noah, który nawiąże relację z jednym z Autobotów. Ten ludzki pierwiastek jest oczywiście ukazywany jako niezbędny element całości i przyczynek do wielu zdarzeń, ale potencjał relacji Noah z Mirage nie jest w pełni wykorzystany. Znajomość będzie dla widzów powodem do uśmiechów i wzruszeń, ale przy ponownym recyklingu tej formuły chciałbym zobaczyć coś naprawdę świeżego. Ponadto, Noah musi ustępować czasu na ekranie komuś innemu.

Akcja skupia się bowiem także na Elenie, która jest archeologiem i jej działania doprowadzają do tego, z czym muszą mierzyć się później wszyscy główni bohaterowie. Niestety, sceny z jej udziałem przepełnione są ekspozycją i pojawia się tylko wtedy, gdy musi popchnąć fabułę naprzód. Nie nadano tej postaci większej głębi, mimo że Dominique Fishback stara się jak może, by maksymalnie wykorzystać rozpisane w scenariuszu sceny z jej udziałem. Wnosi do "Transformers" trochę uroku, ale chcielibyśmy o niej zdecydowanie szerszej opowieści i lepszego zazębiania się wątków, by nie wyglądało to na uzupełnianie historii byle skrawkami scen.

Transformers: Przebudzenie bestii - czy warto obejrzeć? Jeśli tak, to tylko w kinie

Nie łatwo jest więc ocenić ten film, ponieważ pod wieloma względami jest to równie dobra, jeśli nie lepsza odsłona od poprzednich. Rozmach, widowiskowość, efekty specjalne, muzyka i humor to prawdziwy dynamit. Problem tkwi jednak w historii, która nie jest ani oryginalna, ani przesadnie wciągająca. "Transformers: Przebudzenie bestii" to widowisko pierwsza klasa, ale niestety nic więcej. Film nie wykorzystuje potencjału wprowadzonych do tego świata Maximali, którzy zostają zepchnięci na boczny tor w kilku kluczowych momentach. Trudno nie odnieść wrażenia, że decydująca rozgrywka dopiero przed nami, a to przecież już siódmy film z serii! Jako produkcja rozrywkowa "Transformers" to nadal wysoka półka kina akcji i najlepiej zobaczyć to w kinie.

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama