Felietony

To podobno największy problem nowych filmów. Ciebie też dotyczy?

Konrad Kozłowski
To podobno największy problem nowych filmów. Ciebie też dotyczy?
Reklama

Ostatnie lata przyniosły nam wiele świetnych filmów, ale ten jeden konkretny zarzut wobec wielu nowych produkcji powraca jak bumerang? Wam też przeszkadza długi czas trwania? Bo ja nie mam z tym problemu.

Premiera "Czasu krwawego Księżyca" w kinach sprawiła, że wiele osób było totalnie zaskoczonych długością trwania nowego filmu Martina Scorsese. Zakładanie, że seans potrwa od 2 do 2,5 godziny nie jest całkowicie mylną praktyką, ale jeszcze nigdy nie poszedłem do kina, uprzednio nie weryfikując czasu trwania produkcji, na którą się wybieram. Około 3,5 godziny samej projekcji, plus ewentualne reklamy, daje nam około 4 godziny spędzone na sali, więc rozpoczynający się o np. 19:00 seans zakończy się około 23:00. To mnóstwo czasu, ale jeśli historia tego wymaga, to czy twórca nie powinien mieć możliwości takiego filmu nakręcić?

Reklama

Filmy są zbyt długie? Przed telewizorem siedzicie nawet 5 godzin!

Dyskusja na ten temat trwa od kilku tygodni i głos w niej zabierał także sam Scorsese, który oczekuje więcej szacunku i zrozumienia, podając też jako przykład (EW) trwające do 5 godzin przesiadywanie przed telewizorem podczas oglądania seriali. Prawda leży jednak gdzieś po środku, bo w domowych warunkach dysponujemy przecież możliwością skorzystania z toalety czy rozprostowania nóg w dowolnym momencie, bo odtwarzanie wystarczy po prostu zapauzować. Na obronę tezy postawionej przez Scorsese można jednak przywołać popularność samego binge watchingu, a jak wiele osób jest w stanie obejrzeć 4 czy 5 odcinków nie ruszając się z fotela czy kanapy, to tylko one o tym wiedzą. Nie udawajmy jednak, że to się nie zdarza.

Polecamy: "Dżentelmeni": Gwiazdor młodzieżowego fantasy w serialu Netfliksa

W odpowiedzi na potrzeby części widzów w wielu krajach wprowadzono przerwę w połowie seansu "Czasu krwawego Księżyca", kiedy to każdy miał kilka minut na delikatną gimnastykę czy wyjście z sali (do łazienki czy w celu uzupełnienia przekąsek i napojów). Jako osoba, która bez problemu przetrwała seans "Irlandczyka" i "Czas krwawego Księżyca" w kinie bez przerw, wcale nie odczuwam potrzeby ich wprowadzania, ale w ogóle by mi to nie przeszkadzało, jeżeli większość widzów by tego potrzebowała albo miałoby to wpłynąć na zwiększenie frekwencji w salach.

Skrócone i poszatkowane filmy są gorsze, niż te bardzo długie

Nie dostrzegam też aż tak gigantycznego problemu w tendencji kręcenia coraz dłuższych filmów, bo zbyt wiele razy historia była skracana (lub wręcz poszatkowana), by zmieścić się w konkretnym metrażu, a traciło na tym całe widowisko. Przykładem są chociażby niezwykle popularne filmy o Harrym Potterze, gdzie czwarta część "Czara ognia" przenosi na ekran zaledwie ułamek fabuły z książki. Czy lepiej zrobi to serial, gdzie każdy tom ma otrzymać oddzielny sezon? Są na to szanse. Ale istnieją takie historie, które do wybrzmienia potrzebują znacznie więcej czasu i jeśli całość się odpowiednio spina, to przecież dzieje się to tylko z korzyścią dla widza.

Wielokrotnie wspominany w tym tekście już "Czas krwawego Księżyca" nie potrafiłby zbudować tak obszernego krajobrazu i tła dla głównego wątku, gdyby nie liczne sceny ukazujące realia lat 20. poprzedniego wieku czy środowisko, w jakim dochodziło do przedstawianych zabójstw. Wiem, że nie zrobiłoby to na mnie aż takiego wrażenia, gdyby nie przytłoczyłaby mnie liczba pokazanych na ekranie morderstw oraz skutki, jakie za sobą niosły.

A o tym, że wizja reżysera może zostać zrealizowana dopiero w trzy- albo czterogodzinnej wersji filmu najprawdopodobniej przekonamy się ponownie w przypadku "Napoleona". Film nie zbiera rewelacyjnych ocen, ale wiemy, że planowana jest premiera dłuższej o półtorej godziny wersji reżyserskiej, a znając wcześniejsze osiągnięcia Ridley'a Scotta, mnóstwo osób snuje teorie, że seans trwający 4 godziny nie będzie taki chaotyczny i ciężki w odbiorze.

Może jednak lepiej było wprowadzać do kin pełną wersję filmu (z przerwą w połowie), zamiast silić się na liczne cięcia w montażu pozbawiając historię właściwego tempa i konstrukcji? Nie ma pewności, że reżyserska wersja Napoleona będzie znacznie, znacznie lepsza, ale szanse na to są coraz większe. A podobnie sytuacja ma się przy nadchodzącym "Rebel Moon" Zacka Snydera dla Netfliksa, bo wiemy, że obydwie części filmu dostaną wersje reżyserskiej dłuższe każdy o godzinę.

Reklama

Nie obejrzysz całego filmu od razu? Podziel sobie na części

Pomimo zamiłowania, pasji, a także i pewnego obowiązku oglądania nowości, mi również zdarza się robić przerwy w seansach filmów. Zdarzenia losowe dotykają każdego i w pełni rozumiem sytuację, w której widzowie nie dysponują ilością wolnego czasu pozwalającą na 4-godzinne seanse. Uważam jednak, że jeśli wychodzi to na dobre samemu filmowi, to przy dzisiejszej popularności i upowszechnieniu premier online (do których ostatecznie dochodzi prędzej czy później), nie powinniśmy ograniczać sztucznie twórców do konkretnego metrażu.

To najczęściej autor danej historii najlepiej wie, ile czasu potrzebuje, by ją właściwie opowiedzieć. Wtedy każdy może decydować sam, czy obejrzy całość od razu, czy podzieli ją sobie na części (poradniki do oglądania "Irlandczyka" jako mini-serii w 4 odcinkach są wciąż dostępne). Jeśli nie chce/nie może zobaczyć tego w kinie, to relatywnie szybko będzie mógł obejrzeć film online. I nawet podzielony na "odcinki" może być bardziej wartościowym przeżyciem, niż film na siłę ścięty do dwóch godzin.

Reklama

 

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama