Social Media

To nie algorytmy, a ludzie wybierają który filmik będzie kolejnym hitem internetu?

Kamil Świtalski
To nie algorytmy, a ludzie wybierają który filmik będzie kolejnym hitem internetu?
Reklama

Jeżeli myśleliście że nasze życie i social media są już w pełni uzależnione od algorytmów to… nie do końca tak jest. Problem polega jednak na tym, że nie jestem do końca przekonany, czy to aby dobra wiadomość — zwłaszcza w kontekście transparentności i komunikacji ze strony TikToka.

TikTok teraz króluje. Możecie nie lubić, możecie nie spędzać tam czasu - ale prawdopodobnie raz na jakiś czas i tak docierają do was informacje o tym, co obecnie tam jest na topie. To serwis społecznościowy, który kreuje trendy współczesnego internetu bardziej niż jego poprzednicy — tj. YouTube i Instagram. Ale przez cały ten czas wszyscy wierzyli w algorytmy, które miały odgrywać pierwsze skrzypce w temacie promowania treści, które trafią do milionów użytkowników na całym świecie. Okazuje się jednak, że algorytmy — owszem — są istotne, ale pracownicy serwisu także mają sporo władzy.

Reklama

Polecamy na Geekweek: Naukowcy ujawniają sekret uwalniania kreatywności. O co chodzi?

Jak przyznano w rozmowie z Forbesem — zatrudnieni w TikToku ludzie mają możliwość promowania wybranych przez nich wideo. Oczywiście wszystko to padło w kontekście promowania młodych twórców i przedstawiania społeczności celebrytów. Według redakcji Forbesa - pracownicy TikToka mogą wybierać samodzielnie materiały, które trafią na strony z polecanymi materiałami — w ten sposób podbijając ich popularność. To o tyle ironiczne, że przez lata słyszeliśmy zapewnienia o tym, że unikalne doświadczenia każdego z użytkowników kreowane są przez tamtejsze zaawansowane algorytmy.

Źródło: Depositphotos

Na tym jednak jeszcze nie koniec — TikTok miałby w ten sposób dbać o to, by listy filmów użytkowników aplikacji były możliwie jak najbardziej zróżnicowane. Tym samym Jamie Favazza dodaje, że „podgrzewanych” jest niewielki odsetek wszystkich feedów — i jest to około .002%. Nie do końca jednak spina się to z informacjami z dokumentu, do którego dotarła redakcja Forbesa — z niego wynika, jakoby około 1-2% wszystkich dziennych obejrzeń materiałów w serwisie było boostowane.

To dobra i zła wiadomość jednocześnie. Dobra — bo jednak nie wszystko jeszcze powierzone jest przypadkowi. Nie da się też ukryć, że w ten sposób twórcy platformy mogą postawić na promowanie ciekawszych, bardziej kreatywnych i… po prostu „lepszych” treści. Jest to jednak miecz obosieczny, bowiem nie mamy żadnej gwarancji w jaki sposób będzie to wykorzystywane w praktyce. Marki mają prawo poczuć się gorzej, kiedy będą mniej popularne. Walka polityczna może stać się dużo bardziej zacięta. A wszystko może rozbijać się nie tyle o zainteresowania i algorytmy, ale o wybór twórców serwisu. Ale też twórcy i influencerzy mają powody do zmartwień — bo kiedy nie będzie im szło tak dobrze jak tego oczekują, mogą zrzucić to wszystko na… no właśnie: kwestie związane z tym, że ich konkurencja jest bardziej lubiana przez twórców serwisu.

Brak transparentności w temacie może okazać się fatalną wiadomością z PRowego punktu widzenia. Pytanie tylko czy modelowi odbiorcy się tym w ogóle przejmą?

Źródło

Grafika: Depositphotos.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama