Felietony

To jedyna reklama w kinie, jaką polecę Wam zobaczyć. Sama prawda

Konrad Kozłowski
To jedyna reklama w kinie, jaką polecę Wam zobaczyć. Sama prawda
29

Mój seans nowego Bonda poprzedziła kilkuminutowa reklama, której początek nie wskazywał na coś tak udanego. Rozejrzałem się po sali i nie tylko ja byłem pod wrażeniem, tego co pokazano.

Nikt nie lubi reklam w kinie. Płacimy za bilet, mamy wyznaczoną godzinę pokazu, a i tak musimy czekać i oglądać reklamy. Niektórzy przychodzą kilkanaście minut później, niż godzina w repertuarze, co zdarza się i mi, bo te 10 czy 15 minut wolę spożytkować na coś innego. Sporadycznie docieram na salę o czasie, ale wtedy mogę też zobaczyć na dużym ekranie zwiastuny nadchodzących filmów, o niektórych słysząc pierwszy raz. Powtarzalne reklamy, od stałych sponsorów seansu, potrafią irytować regularnych bywalców, do których się zaliczam, więc doskonale rozumiem niechęć. Gdyby film o danej godzinie poprzedzały tylko zwiastuny, a projekcja startowała o podanym terminie, byłoby to bliskie ideałowi.

Największe filmy nie zrezygnują z kin

To jednak w kinie jeszcze przez najbliższa lata czy dekady będziemy oglądać największe filmowe nowości, bo ostatnie miesiące pokazały, że z tej metody dystrybucji mało kto ma zamiar zrezygnować. Sektor VOD się rozwija i staje coraz istotniejszy, ale nowy Bond, Gwiezdne Wojny czy filmy Marvela będą przede wszystkim zarabiać w kinach, a dzięki temu będą powstawać kolejne takie produkcje, więc koło się niejako zamyka. Niektórzy idą do kina, inni chodzą na filmy, więc mniej lub bardziej świadomie korzystają z tego, co te placówki mają do zaoferowania.

Kino nie jest idealne, ale...

Nie zawsze mamy styczność z najlepszymi projektorami, najczystszymi ekranami i dobrze zbalansowanym nagłośnieniem, ale aura i atmosfera, jaka towarzyszy większości projekcji jest nie do powtórzenia w domu. Złośliwi napisaliby teraz, że faktycznie nie jest to możliwe, bo nikt nie będzie nam gadał nad głową, śmiał się nie wtedy, kiedy trzeba lub inni nie będą chrupać i siorbać przy cichszych scenach. Niestety, z tym trzeba się pogodzić, ale nie jest to regułą, bo niemal pełna sala podczas mojej ostatniej wizyty na "Nie czas umierać" zachowywała się jak należy. I wtedy w jeszcze większym stopniu można napawać się warunkami charakterystycznymi dla kina.

Postęp technologiczny sprawił, że coraz częściej mówi się jednak o przenośnym kinie, dostępnym na każde zawołanie. Bo nawet noszony przez nas w kieszeni smartfon daje dziś dostęp do tysięcy produkcji, które można zobaczyć gdzie tylko chcemy i kiedy chcemy. Często jest to jednak okupione sporą, jeśli nie ogromną stratą. Bo te nakręcone w Norwegii czy Szkocji przepiękne ujęcia plenerowe po prostu nie mają szans nas zachwycić na 5,5-calowym ekranie telefonu. Tym bardziej, że często te mobilne seanse odbywają się w głośnym otoczeniu oraz przy akompaniamencie pikających powiadomień.

Odpisywanie na wiadomości w trakcie oglądania, czytanie newsów i przeglądanie social mediów nadwyrężając kciuka, gdy na telewizorze odtwarzany jest nowy odcinek serialu czy premierowy film to już dla wielu osób normalność. Podobnie jak "oglądanie" w trakcie pracy, sprzątania, gotowania, prasowania czy wielu innych czynności, które absorbują nasz wzrok i słuch na tyle, że ku ekranowi zwracamy głowę tylko wtedy, gdy ktoś podniesie głos, ryknie muzyka albo nastąpi eksplozja.

Dajcie szansę serialom i filmom, nie umniejszajcie zasług twórców

Nie twierdzę, że nie zdarza mi się włączać czegoś w tle lub całkowicie unikam oglądania na urządzeniach przenośnych. Od tego nie ma ucieczki, a skoro mamy takie możliwości to z nich korzystajmy. Nie wmawiajmy sobie jednak, że jest to właściwa metoda i w równym stopniu można docenić daną produkcję oglądając ją w kinie i na telefonie i średniej jakości słuchawkach w trakcie podróży pociągiem. Przeżycia i wrażenia nigdy nie będą takie same i o tym opowiada jedna z reklam poprzedzająca teraz seanse. Została znakomicie zrealizowana i można ją też zobaczyć na YouTubie. Mam nadzieję, że choć jedna osoba, z którą byłem wczoraj na jednej sali, doszła do pewnej refleksji i spróbuje zmienić swoje zachowanie lub utwierdzi się w przekonaniu, które współdzielimy. Miny i reakcje innych wskazywały, że nie byłem odosobniony w odczuciach.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu